Rozdział 6, cz. 1

144 7 0
                                    

{perspektywa Hermiony Granger}

Przetarłam czerwone policzki. Chyba nie będzie mi dane spać normalnie do końca wakacji. Czuję się jak cień samej siebie. Tak dłużej być nie może. Podniosłam się z łóżka. Potarłam zmęczone oczy. Podeszłam do starego biurka Syriusza. Usiadłam na masywnym fotelu w tak dobrze znanych mi barwach Gryffindor'u. Sięgnęłam po zeszyt o błękitnej tonacji. Otoczony czarami stworzonymi przeze mnie, zareagował na znajomy dotyk i otworzył się. Ujęłam pióro i zaczęłam pisać.

21 sierpnia

Jest czwarta nad ranem. Wszyscy śpią. Tylko nie ja. Nie wytrzymuję już. Co z tego, że są wakacje? Jest jeszcze gorzej. Boję się. nie pasuję tu. Ja nie chcę być już w ukochanym Domu Lwa. Może Ravenclaw? Nie ważne. Chcę jedynie umrzeć. Nie cierpieć.

Odłożyłam pióro i zamknęłam dziennik. Pisałam w nim od początku czerwca. To było moje ukojenie, wszystko co dawało mi radość. Powklejane zdjęcia podnosiły mnie na duchu, a każdy mały sukces, tu odpisany - dawał nadzieję. Po chwili otworzyłam go z powrotem:

Miło mi. Cieszę się. Nie pamiętam brzmienia tych słów, ale.... Śnił mi się ślub. Mój i Snape'a. I podobało mi się to. Cóż... Tracę głowę przez to wszystko. Ale przynajmniej uśmiecham się. Sukces. Sukces wzięty z głupiego. Chwila chwila. Co ja plotę?

Zaczęłam się śmiać. Przedtem? Faktycznie się uśmiechałam. Urywki snu dalej migały mi przed oczami, powodując tłumiony chichot. Mam humorki i doskonale o tym wiem. Jeszcze chwile temu byłam sentymentalna, a teraz próbuję nie obudzić całego domu śmiechem. Co ta wojna zrobiła z moją psychiką..? Po na dobrą sprawę krótkiej chwili usłyszałam trzask. Jeden, a zaraz potem drugi. Aż za dobrze znałam ten odgłos. Teleportacja. Przede mną stali teraz rudzi bliźniacy*, którzy przybyli do "mojego" pokoju właśnie tą metodą. Fred i George równocześnie spojrzeli na moją twarz i wymienili wpół-zmartwione spojrzenia. Wpół, bo oni NIGDY się niczym nie martwili całkiem, w stu procentach. Ta ironia i umiejętność zmienienia wszystkiego w żart byłą czasami u nich nie do zniesienia.

- Cześć Hermionka.

- Przyszliśmy...

- Zawołać...

- Cię... na...

- Śniadanie!

Skinęłam głową i przytuliłam się do Fred'a *nie nie są parą czy coś, po prostu tak akurat*. Tak bardzo chciało mi się spać... Chcę. Do łóżeczka. Chłopak objął mnie troskliwie ramieniem, ale nie na długo. George złapał mnie za nogi i uniósł je do góry. Drugi z braci za ramiona i w tejże pozycji znosili mnie po schodach, nie dając nawet opanować włosów. Które, notabene, układały się i latały jak popadnie, tworząc jeszcze większe gniazdo niż zazwyczaj. Zaczęłam krzyczeć, albo... Nazwijmy rzecz po imieniu. Zaczęłam się drzeć wniebogłosy, a Merlin to już na pewno usłyszał. Na schodach pojawiła się pani Wealsey, zganiła bliźniaków i kazała im odstawić mnie na ziemię. Bracia nie posłuchali od razu, ale w końcu umieścili mnie bezpiecznie na przedostatnim stopniu schodów. Posłałam pani Weasley wdzięczne spojrzenie i grzecznie się przywitałam. Po śniadaniu wszyscy poszliśmy na Pokątną. Udałam się po piwo kremowe i sączyłam je przez dobre pół godziny. Między czasie z"accio"wałam swój pamiętniko-notatnik i zaczęłam pisać. O tym, że piję teraz piwo kremowe, że Fred chyba wie o moich koszmarach i bardzo mnie wspiera. Że jestem uśmiechnięta gdy patrzę na pustą butelkę i że właśnie patrzę przez okno na prażące słońce. Odesłałam zeszyt i zapłaciłam za piwo. Wyszłam z lokalu i od razu ujrzałam rozwianą czuprynę Harry'ego. Był cały zziajany, a na policzku dostrzegłam kilka nowych szram.

- Harry?

- Nie, Malfoy. Hermi, zwiewamy.

Bez słowa złapałam za jego ramię, by po chwili chłopak nas teleportował. Zdążyłam jeszcze usłyszeć krzyk taty Ginny i świst jaki wydaje tylko jedno zaklęcie - Aveda Kedavra.

***

Ave!

Dzisiaj rozdzialik krótszy, żeby domysły się pojawiły^^

Maratonik będzie, ale ciut będziecie musieli na niego poczekać.

http://data.whicdn.com/images/12791624/original.jpg - zobacz!

~Quisia ♥

Drugi Lord VoldemortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz