część 25

119 19 11
                                    

          Gdy nieco oddalili się od zajazdu, uwagę Veroniki przykuł zakapturzony mężczyzna, który stał w bocznej uliczce. Przyjrzała się mu dyskretnie i stwierdziła, że był tęższy od Casimira, ale nie miała pewności, czy to nie był ich wróg.

          – Dobrze by było sprawdzić, co to za jeden – powiedziała do Viktora.

          Ten zerknął w stronę mężczyzny, opuścił szyk i skierował się w jego stronę. Gdy wyciągnął miecz, zakapturzony natychmiast uniósł ręce do góry.

          – Pokaż twarz – rozkazał mu Viktor.

          Mężczyzna powoli zsunął kaptur z głowy. Nie wyglądał znajomo i sprawiał wrażenie przerażonego, mimo to czarodziejka podjechała do niego i skoncentrowała się na magii. Nie wyczuła działania żadnego zaklęcia.

          – Ja nic nie zrobiłem – zapewnił – naprawdę.

          – Dlaczego tu sterczysz? – zapytała Veronika.

          – Czekam na kogoś – odpowiedział drżącym głosem.

          – Na kogo?

          – Na kobietę. Jesteście od pana Albrechta? – Rozejrzał się nerwowo.

          – A dlaczego ukrywasz twarz pod kapturem? – Czarodziejka zignorowała jego pytanie.

          – Wolałbym, żeby nikt z jego ludzi mnie nie widział – wyjaśnił przestraszony mężczyzna.

         – A czemuż to unikasz pana Albrechta? – zainteresował się Viktor, wsuwając miecz do pochwy.

         – Spotykam się z jego córką, a on...

         – Jedźmy – czarodziejka zwróciła się do swojego towarzysza i po chwili dołączyli do pozostałych, którzy czekali na nich nieopodal, czujnie rozglądając się po okolicy.


          Po tym jak przejechali przez rzekę, dwie godziny podróżowali polną dróżką, która prowadziła do lasu. Veronika narzuciła tempo, bo chciała jak najszybciej dotrzeć do zajazdu. Liczyła na to, że uda jej się wypocząć przed nocną wartą.

          W południe zatrzymali się na postój. Wtedy dostrzegli zmierzający w ich kierunku wóz, którym podróżował stary, brodaty człowiek. Zbliżając się, zerkał ukradkiem w stronę zbrojnych. Przyspieszył od razu, gdy ich minął, co wywołało uśmiech na twarzy Veroniki.

          – Co cię rozbawiło? – zapytał ją Viktor.

          – Jego zachowanie. – Skinęła w stronę oddalającego się wozu.

          – To normalne – stwierdził.

          – Czego my moglibyśmy od niego chcieć? – Popatrzyła na staruszka.

          – Na pierwszy rzut oka wygląda, jakby miał coś na sumieniu, skoro ucieka... Czego? Wozu, konia, jego towarów.

          Wzruszyła ramionami i odwróciła się w stronę Zygmunta, który właśnie czyścił swojego wierzchowca. Uznała, że to odpowiedni moment, by z nim porozmawiać.


          – Poświęci mi pan chwilę? – zapytała, zmierzając w jego stronę.

          Służący natychmiast przerwał pracę i zwrócił się do niej przodem.

          – Viktor zaproponował panu zmianę posady – zaczęła.

          – Owszem – potwierdził mężczyzna.

Strażnicy cienia IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz