część 26

123 18 12
                                    

          Skoncentrowała się na magii i zlokalizowała jej źródło w pobliskim lesie.

          – Zaalarmuj ludzi – powiedziała do Viktora. – Coś tam jest.

          Viktor gwizdnął, po czym wskazał na las. Najemnicy, którzy mieli kusze, ponaciągali je, pozostali złapali za miecze, tarcze i włócznie. Błyskawicznie ustawili się w szyku gotowi do walki.

          Koń Ulrycha spłoszył się, gdy ten gwałtownie ściągnął z niego młot.

          – Co się dzieje?! – krzyknął Marcus.

          – Chyba tu jest – odpowiedziała Veronika. – Zostańcie tutaj. Viktor, chodź ze mną.

          – Pójdę pierwszy – oznajmił i ruszył w stronę lasu.


          Kobieta podążała za nim. Gdy byli już między drzewami, zatrzymała go i ponownie skoncentrowała się na magii. Nie była w stanie dokładnie określić, skąd dochodziła. Według Veroniki energia, którą czuła, była tak ogromna, że przekraczała możliwości jakiegokolwiek czarodzieja. Odnosiła wrażenie, jakby sam las nią emanował. To nie było naturalne.

          – Co to za miejsce? – zapytała.

          – Stara Knieja – odparł Viktor.

          – Coś więcej?

          – Widziałem nazwę na mapie. To wszystko.

          Odwrócili się gwałtownie, słysząc za sobą zbliżające się kroki. W ich stronę zmierzali dwaj najemnicy i Zygmunt.

          – Co się dzieje? – czarodziejka zwróciła się do nich.

          – Tu podobno straszy, ale w dzień nie trzeba się bać – powiedział Zygmunt. – Lepiej nie wchodzić do lasu, zwłaszcza w nocy. Jest tam nawet droga od zajazdu do zajazdu i ludzie nią podróżują, ale tylko w dzień. Nocą podobno znikają. Całe dobytki, ludzie, wozy, wszystko. Różne rzeczy gadają na ten temat. Mówią, że to bandyci, że to mutanty, duchy, a tak naprawdę to nie wiadomo.

          Viktor rozejrzał się, a Veronika przeszła jeszcze parę kroków w głąb lasu, koncentrując się na magii. Skądś wypływała i rozlewała się jak mgła. Nie była w stanie stwierdzić, gdzie konkretnie leżało źródło. Żałowała, że nie miała na to czasu. Chętnie zgłębiłaby tajemnicę tego miejsca.

          – Na pewno to nie on? – zapytał Viktor, cały czas trzymając przed sobą miecz.

          – Nie – pokręciła głową – to zbyt potężna energia.

          – Potężna? Kto za to odpowiada? Czarnoksiężnik? – dopytywał.

          – Raczej nie, to bardzo mało prawdopodobne. Magia jest zbyt silna – stwierdziła. – Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś dysponował taką mocą. Z daleka odebrałam to inaczej. Chciałabym sprawdzić co to... Raczej nie dzisiaj. Nie można się tak rozpraszać. Mamy już na głowie Casimira i Sylvanię. Może zajmę się tym w drodze powrotnej... Przyjadę tu – zdecydowała. – Myślę, że nic się nie zmieni do tego czasu.

          – Z pewnością. – Znów się rozejrzał. – Chyba że wybuchnie jakiś wielki pożar.

          – Gdy natkniemy się na Casimira, powinniśmy załatwić to sami – zasugerowała, wracając do obozu. – Twoi ludzie powinni być jak najbardziej rozproszeni. W ten sposób zminimalizujemy ewentualne straty. Zaklęcia obszarowe, których się uczymy, zazwyczaj obejmują teren o średnicy około dziesięciu kroków.

Strażnicy cienia IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz