"...bo wszyscy mamy w sobie tyle samo dobra co zła. Tylko od nas zależy, jaką drogą pójdziemy. Taka jest nasza natura." ~ J. K. Rowling
***
Czekając nad brzegiem jeziora wysoka, szczupła kobieta uważnie przyglądała się nieskazitelnie czystej tafli wody. Zmrok zapadł parę chwil temu, lecz temperatura na dworze pozwoliła nie przejmować się mijającym czasem i ciepłymi podmuchami wiatru. Dopiero po ujrzeniu kilkunastu nadpływających łódek odetchnęła głęboko i przywdziała surowy wyraz twarzy, choć na tyle delikatny, by nie przestraszyć niepotrzebnie nowo-przybyłych.
- Pani psor McGonagall, dobrze panią widzieć! Wszyscy cali i zdrowi, poza jednym bidulkiem, chyba nie lubi wody. - Mężczyzna dwa razy wyższy i trzy razy szerszy od normalnego człowieka, z niewyobrażalnie różniącą się od przerażającego wyglądu osobowością położył ogromną dłoń na ramieniu lekko zielonego chłopca.
- Dziękuję Hagridzie, zaprowadź go do Pomfrey jeśli możesz, a potem do Wielkiej Sali o ile poczuje się lepiej. - zwróciła się do pół-olbrzyma, następnie spojrzała krytycznie na grupkę dzieci i nakazała im ustawić się dwójkami nim wejdą do zamku.
Przez wszystkie lata swojej pracy Minerwa najbardziej przypodobała sobie właśnie chwile, kiedy obserwowała szok, niedowierzanie i radość na młodocianych twarzach, które właśnie zaczynały naukę w Hogwarcie. Mimo dojrzałego wieku, co roku wspominała swoje pierwsze dni w szkole, a po objęciu posady nauczyciela mogła pozwolić sobie na obserwację tylu żywych, pełnych energii ludzi oraz zmian jakie zachodziły w nich z pokolenia na pokolenie.
Poprowadziła pierwszorocznych do Holu Głównego informując o czekającym na nich przydziale i poszła poinformować Albusa o przybyciu nowych uczniów. Zerknęła porozumiewawczo na Filiusa, który od razu przelewitował stołek z Tiarą na środek pomieszczenia, po czym wróciła do podopiecznych.
- Ceremonia Przydziału zaraz się rozpocznie. Stańcie rzędem i chodźcie za mną. Bez żadnych przepychanek tam z tyłu!
Przekroczyła próg dwuskrzydłych drzwi, nie bez satysfakcji słysząc za sobą podniecone szepty. Donośny śpiew dotarł do wszystkich uszu, gdy tylko znaleźli się w wyznaczonym miejscu, zaś pieśń o założycielach Hogwartu i czterech Domach jak zwykle wywarła niemałe wrażenie na słuchaczach.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku - powiedziała pod zaklęciem Sonorus, po czym spojrzała na listę. - Abbott, Hanna!
I tak się zaczęło. Minerva naliczyła do tej pory pięciu nowych Gryfonów, choć jeden z nich był tak zdenerwowany, że pobiegł z Tiarą do stołu Gryffindoru. Gdy nadszedł czas na Harry'ego Pottera, wywołała chłopca i uważnie mu się przyjrzała. Niski, nawet bardzo jak na swój wiek. Lekko falowane, kruczoczarne włosy i okulary. Jak James, pomyślała. Niezdrowo jasna karnacja, a na niej ostro odcinająca się, zaróżowiona blizna w kształcie błyskawicy. Oczy do tej pory obserwujące zaczarowane sklepienie, spoczęły na niej. Przeszedł ją dreszcz. Były tak przerażająco zielone i było w nich coś, tajemniczego, coś, czego rozpoznać nie mogła. Przerwała chaotyczne rozmyślania, rozpoczynając przydział chłopca.
Minęła minuta, dwie, trzy, a Tiara nadal milczała. Wszyscy oczekiwali na przydział Chłopca-Który-Przeżył, połowa kadry nauczycielskiej pamiętała szybką decyzję co do Jamesa i odrobinę dłuższą Lily. Gdy była już pewna, że chłopiec zostanie hatstallsem*, usłyszała zaskakujące ją słowo.
- SLYTHERIN!
Zamarła. Nie tego się spodziewała, a sądząc po niedowierzających spojrzeniach kolegów z pracy, oni też nie. Oh, gdyby Severus nadal tu był odbierałby od niej dwa galeony, jak nie więcej! Studenci najwidoczniej także się tego nie spodziewali. Dlaczego Dom wobec którego wszyscy byli uprzedzeni, nawiasem mówiąc nie bez powodu, miał mieć od dziś członka w postaci wybawcy czarodziejskiego świata?
Pierwsze oklaski zapoczątkował syn Malfoy'a. Tego zupełnie się nie spodziewała, a widząc jak Potter podbiega do niego i ściska przyjacielsko, by następnie usiąść obok zamroził krew w jej żyłach. Przecież Harry Potter miał być Gryfonem, to miał być jej wychowanek! Spojrzała oskarżycielsko na Albusa, który wyglądał na równie zdziwionego, podniosła lekko pogniecioną listę z nazwiskami (upuściła ją w trakcie tego przedstawienia) i kontynuowała wyczytywanie.
Po ceremonii, przemowie dyrektora, zjedzeniu kolacji i odprowadzeniu pierwszorocznych, poszła za dyrektorem do jego gabinetu.
- Albusie, co się stało? Dlaczego chłopiec jest w Slytherinie? Jego rodzice byli jednymi z najodważniejszych ludzi jakich znałam - zapytała natychmiast, w głębi serca świadoma swoich uprzedzeń.
Nie odpowiedział wyglądając tak staro, jak jeszcze nigdy. Minerwa jeszcze nie widziała go w takim stanie, oczy nie błyskały wesoło, nie miał na ustach tego wiecznego uśmiechu, nawet policzki jakby trochę bardziej opadły. Widok przytłoczył ją nieco, lecz nie rozumiała dlaczego.
- Severus miał rację, muszę zrobić wszystko, by odzyskać chłopca - wyszeptał głucho po przedłużającej się ciszy.
Przypomniała sobie zachowanie Mistrza Eliksirów, gdy widziała go ostatni raz. Nerwowość i rozżalenie aż biły od niego, a zdrada widziana w oczach przytłoczyła ją. Powiedział jedynie, że Albus wie i nikt więcej nie musi. Nie wpadła nawet na to, że sprawcą jego zachowania mógł być czarodziej siedzący przed nią.
- Coś ty zrobił? - rzuciła nie mogąc powstrzymać ciekawości i napływającego wspomnienia wyrazu oczu młodego Pottera. Zbladła na wspomnienie innej, nieco ciemniejszej pary, która posiadała tą samą mroczną obietnicę w głębi.
***
*hatstalls - uczniowie, nad których przydziałem Tiara zastanawiała się dłużej niż pięć minut
CZYTASZ
Nie tak miało być |DRARRY|✔
FanfictionAlbus Dumledore żyjąc kilkanaście lat w zaprzeczeniu swoich własnych błędów zaczyna żałować podjętych decyzji. Niestety, za późno, szkoda już została wyrządzona. Czyli co by było, gdyby Harry Potter nie potrafił kochać. _____________________ W fanfi...