Rok Czwarty

4.7K 381 18
                                    

"Głupcy, którzy mają serce na wierzchu, którzy nie panują nad swoimi emocjami, który nurzają się w smutnych wspomnieniach i pozwalają łatwo się sprowokować... innymi słowy ludzie słabi... [...]" ~ J.K.Rowling

***

Skończył właśnie zmianę w ministerstwie, więc użył kominka w swoim gabinecie, by przez sieć Fiuu dostać się do domu. Od rana nie mógł się na niczym skupić, przeczuwał, że coś się wydarzy.

Żonę zastał w salonie z lampką białego wina w ręce. Stała przy oknie, wpatrując się w zachodzące za korony drzew krwistoczerwone słońce. Szmaragdowa szata uwydatniała szczupłą figurę, a blond włosy miała delikatnie związane taką samą wstążką jak jego własne. Zauważył jej spiętą postawę dopiero, gdy podszedł bliżej. Najwidoczniej ona też to czuła, czekała na to. Chciał ją przytulić, dać słowa otuchy, obiecać, że nie pozwoli skrzywdzić ani jej, ani syna, lecz zamarł w pół kroku. Trzynaście lat na to czekał. Spojrzał w oczy najważniejszej kobiecie swojego życia, która zaalarmowana ciszą odwróciła się.

- To on Narcyzo - wyszeptał pełen nadziei. - On wrócił.

Nie wiedział, jak długo zajęło mu dotarcie poza tereny posiadłości, ani aportacja, za to ogarnął go błogi spokój, gdy tylko dotarł na miejsce. Rozejrzał się dookoła. Za wysoka trawa uginała się miękko pod nogami zamaskowanych przybyłych w czarnych szatach, którzy ustawili się w półkolu wokół gęsto dymiącego na czarno kociołka. Na niektórych nagrobkach błyszczały krople czegoś błyszczącego niczym drobne rubiny, lecz wysoka postać z groźnie zniekształconą twarzą skutecznie odwróciła jego uwagę.

- Witajcie, śmierciożercy - powiedział cicho Voldemort. - Trzynaście lat... już trzynaście lat minęło, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. A jednak odpowiedzieliście na moje wezwanie, jakby to było wczoraj... A więc nadal jednoczy nas Mroczny Znak. Lecz... czy na pewno jednoczy?

Nikt nie odważył się odezwać wyczuwając złość swojego Pana, nawet jeśli cieszyli się z jego powrotu. Upajali się wirującą, mroczną magią i czuli żal do siebie, że uwierzyli w upadek tego potężnego czarnoksiężnika. Magia ich pana przeplatana była czymś nowym, nieznanym dotąd.

- Gdzie się podziała wasza lojalność przez ten czas, gdy byłem zaledwie cieniem samego siebie? Avery? - Wspomniany mężczyzna skulił się w sobie na uwagę Czarnego Pana. - Nic nie powiesz? A Ty Nott? Crabbe?

Niczym niezmącona cisza przerażała bardziej niż jakikolwiek krzyk. Słyszał własny nierówny oddech. Żółć podeszła mu do gardła, gdy zdał sobie sprawę z prawdopodobnych konsekwencji swojej bezczynności. Zawiódł. Kątem oka dojrzał czarne tęczówki wyglądające zza białej maski. Jedynym słowem jakim mógł określić w tej chwili Severusa Snape'a było... zaniepokojony.

- A ty Lucjuszu? - usłyszał mężczyzna, po czym drgnął. Napotkał rubinowe oczy i niemal natychmiast odwrócił wzrok, by paść poddańczo na kolana. Nie była to wygodna pozycja, a ziemia przesiąknęła wilgocią, lecz dla celów, za którymi zaczął podążać już jako nastolatek, zrobiłby wszystko. Zamierzał błagać o wybaczenie i sam przed sobą przyznał, że następne słowa go zdziwiły. - Wstań Lucjuszu, to nie jest miejsce dla takiego arystokraty, czystokrwistego czarodzieja. Już niedługo to przed wami będą się płaszczyć wszystkie szlamy i mugole.

- A-Ale Panie mój...

Leniwe oklaski i obecność jeszcze jednej osoby były niespodziewane. Wszyscy opuścili różdżki na znak Voldemorta i ujrzeli wychodzącą zza nagrobka niską postać. Chłopca, którego już niejednokrotnie widywał we własnym domu, a którym Severus zajął się po zabraniu z rąk mugoli. Jedno spojrzenie na starego przyjaciela dowiodło pełnego opanowania i wcześniejszej wiedzy o obecności podopiecznego.

- Osobiście uważam, że to nie było zbyt przekonujące, chociaż nie mnie to oceniać Lordzie.

Voldemort syknął coś krótko w odpowiedzi co najwidoczniej się nie spodobało Harry'emu... ani Nagini, wężowemu pupilkowi Czarnego Pana.

- To było nie na miejscu, skoro żyjesz tylko dzięki mnie. - Pewność w głosie sprawiła Lucjuszowi wątpliwości czy chłopiec przechadzający się między śmierciożercami rzeczywiście jest tym Harry'm Potterem, lecz blizna na czole i złośliwe błyszczące oczy rozwiały je. Nikt nie śmiał rozmawiać w ten sposób z Czarnym Panem, a co dopiero dziecko. - Dobry wieczór profesorze Snape. Panie Crabbe, Vincent zaniepokoił się pańskim ostatnim listem. Czy mam mu przekazać, że z pana zdrowiem jednak wszystko w porządku?

Śmierciożerca poruszył się niepewnie, jakby chciał się wycofać, chociaż zamaskowany nie zdążył odpowiedzieć. Rozjuszony takim traktowaniem Voldemort posłał w stronę Pottera zaklęcie niewybaczalne, który w ostatniej chwili magią rzucił mężczyznę pod strumień zielonego światła i aportował się.

 Aportował się w wieku czternastu lat.

I oto na ich oczach martwe ciało Crabbe'a zaczęło zmieniać wygląd, aż ukazał im się czarnoskóry, wysoki mężczyzna z umięśnioną sylwetką. No tak, pomyślał, ile chłopiec jeszcze potrafił, o czym nie wiedział ani on, ani Severus?

- Lucjuszu - wyszeptał niebezpiecznie Czarny Pan, a jego słowa Lucjusz przez parę następnych dni słyszał w najgorszych koszmarach. Przełknął gulę w gardle spodziewając się co usłyszy. - Chciałbym spotkać się z twoim synem jak najszybciej.

Nie tak miało być  |DRARRY|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz