Rok Szósty

4K 358 78
                                    

"[..] W ten sposób można udowodnić istnienia czegokolwiek, jeśli jedyną podstawą wiary, że coś istnieje, jest niemożność udowodnienia, że to coś nie istnieje." ~ J.K.Rowling

***

Dwie uczennice różnych Domów przemierzały korytarze Hogwartu. Wyższa z brązowymi, falistymi włosami do ramion i tego samego koloru oczami, zaś niższa z zaplecionymi, jasnymi do pasa, lecz dużymi, niebieskimi tęczówkami.

- Naprawdę nie rozumiem dlaczego jeszcze nie poszłaś z tym do profesora Flitwicka. Jest przecież opiekunem Krukonów, na pewno by coś zrobił - mruczała pod nosem brunetka z odznaką prefekta na piersi, jakby nie mogła zrozumieć oczywistości własnych słów.

- Przecież nic się nie stało, Hermiono.

- Jak to nic się nie stało? Oni zabierają twoje rzeczy osobiste, to jest kradzież. Mogą zostać za to ukarani, wtedy przestaną.

- To sprawka gnębiwtrysków. Tata mówi, że przez nie ludzie zaczynają robić rzeczy, których normalnie by... Oh! Hermiono, szybko! - krzyknęła otwierając szeroko oczy i łapiąc starszą koleżankę na nadgarstek, a następnie pobiegła w górę schodów. - On tam jest!

- Luna...! Luna zwo...zwolnij...! Kto tam jest? - spytała ledwo łapiąc oddech. Następnie rzuciła niewerbalnie dwa zaklęcia kameleona, gdyż były już na miejscu. Nie wiedziała o kim mówiła młodsza koleżanka, dlatego wolała dmuchać na zimne.

W następnej chwili ucieszyła się, że to zrobiła.

Nie spodziewała się zobaczyć dwóch zamaskowanych postaci w strojach śmierciożerców, więc z trudem powstrzymała okrzyk cisnący się na usta. Na szczęście stali tyłem do wejścia, obserwując słabo trzymającego się na nogach dyrektora i mierzącego w niego różdżką... Draco Malfoy'a?! Zdecydowanie bijące z jego postawy napawało ją grozą, a niebezpieczeństwo czyhało w jego stalowych oczach.

- Draco, naprawdę nie musisz tego robić. - Znała ten głos, jeden ze Śmierciożerców to powiedział. Ale i tak nie mogła rozpoznać czyj on jest! - Nie musisz, a wiem, że chcesz ze względu na mnie, nie na niego. Czarny Pan się nie dowie, obiecuję.

Widziała, jak Malfoy zwrócił się do dwójki z nadzieją w oczach, przy czym jego upór zmalał odrobinę. Następnie najniższy z nich wyciągnął różdżkę z rękawa i, tak jak wcześniej blondyn, wskazał na dyrektora. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć czy zrobić, minęła chwila ostateczna.

- Zgnij w piekle Dumbledore, Avada Kedavra! - tym razem się nie powstrzymała i okrzyk przerażenia uciekł z jej szeroko otwartych ust, gdy dyrektor wypadł martwy za balustradę i uderzył w ziemię z hukiem słyszalnym na górze. Wszyscy natychmiast odwrócili się w ich stronę, a jej przyjaciółka zdjęła z nich kameleona.

- Cześć Harry.

- Luna? - Młodzieniec zdjął maskę i przeciągnął dłonią po kruczych włosach. - Co tu robisz?

- Wiedziałam, że tu będziesz, chciałam cię zobaczyć. - Jak ona mogła być taka spokojna?! To morderca, który właśnie zamordował przywódcę światła!

- Słuchaj, zobaczymy się w wakacje, dobra? Zaraz przybędą tutaj aurorzy. Nie mamy dużo czasu, a na terenie Hogwartu nie można się aportować.

To było niemiłe, a jednocześnie błogosławione uczucie, że nadal ją ignorowali. Nie mogła tego samego powiedzieć o Malfoy'u, który zirytowany domagał się uwagi stojącego przed nią mordercy, jakby od tego zależało jego życie.

- Idziemy, Potter. - Drgnęła słysząc trzeci głos i próbując usunąć się w cień. Mężczyzna, który do tej pory nie ingerował także zdjął swoją maskę. Czarne, tłuste włosy okalające twarz, tego samego koloru oczy, a pomiędzy nimi duży, zakrzywiony nos.

- Możemy was chociaż odprowadzić? - zapytała z nadzieją Lovegood.

Po tym pytaniu postawa zielonookiego złagodniała i zgodził się niemal natychmiast mimo protestów arystokratycznego dupka. Nie rozumiała za bardzo jego zachowania, ale przestała się nad tym zastanawiać, gdy zwrócili na nią uwagę, pozbawiając całkowicie możliwości obrony.

Nie mogła w to uwierzyć! Nie dość, że ją rozbroili i zmusili do podążania za sobą, to jeszcze ten stary piernik rzucił na nią Silencio, twierdząc, że za dużo mówi. Potter, który szedł pomiędzy Malfoy'em a Luną (choć bliżej tego pierwszego), rzucił wokół całej piątki tarczę odwracającą uwagę. Gdyby wybiegła poza jej obręb mogłaby wezwać pomoc. Jej biedna przyjaciółka dała zmanipulować się tym potworom, a ona, ponoć najmądrzejsza uczennica na roku nie zdoła nic z tym zrobić. Spojrzała kątem oka na, o ile dobrze pamięta, Snape'a i serce zatrzymało się na chwilę, widząc, że ją obserwuje.

- Nie próbuj niczego, nie będę się dwa razy zastanawiał nad zabiciem nic nie wartej szlamy. - Jego suchy ton przypomniał jej w jak beznadziejnej sytuacji się zlazła pośród fanatyków czystości krwi.

- Naprawdę przepraszam Luno. Gdy tylko ukończysz Hogwart będziemy częściej się widywać, obiecuję.

- Dziękuję, Harry. I nie martw się Draco - powiedziała cicho, zawijając końcówkę warkocza na palec. - Nie zabiorę ci go, po prostu musisz jeszcze trochę poczekać. Kiedyś zrozumie.

- Nie mam pojęcia o co wam dwojgu chodzi - zaczął wolno Potter, jednocześnie zakładając maskę i odwracając w stronę dziwnie milczącego Dracona - i chyba nie chcę wiedzieć. Powinieneś się nauczyć w końcu aportować Księżniczko. - Nim Malfoy zdążył zareagować, Potter przyciągnął go do siebie obejmując w pasie i uśmiechając lekko. Blondyn odwrócił głowę obrażony, a następnie oboje zniknęli z głośnym trzaskiem.

- Przepraszam, Herm. - Szczera emocja w głosie Luny była ostatnim ostrzeżeniem.Następnie poczuła ostry czubek różdżki przy skroni i towarzyszący mu paraliżujący strach nim usłyszała głęboki, męski szept przy uchu.

- Obliviate.

Nie tak miało być  |DRARRY|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz