Rozdział VIII

730 65 46
                                    


Niall obudził się pięć minut przed budzikiem. Nie znosił, gdy tak się działo, bowiem w głowie zawitała mu za każdym razem radosna myśl, że jeszcze sobie pośpi, podczas gdy nie miało to większego sensu. Zwlekając się z łóżka miał nadzieję, że jego przyjaciel przyjemniej spędził tę noc i miał milszą pobudkę. Nawet jeśli jego pobudka była nieco cięższa niż dawniej.

Odrzucił zmiętą kołdrę, wstał z łóżka, po czym poprawił sobie przesunięte przez noc bokserki. Ruszył do łazienki, choć zazwyczaj zaczynał dzień od jedzenia, tak dziś wspaniałomyślnie postanowił nie przeszkadzać przyjaciołom we wspólnej pobudce. Choć był szczerze ciekawy, co działo się, gdy udał się do siebie.

Umyty i ubrany zszedł na dół, standardowo tupiąc po schodach. Na parterze budynku panowała cisza, na co Niall uśmiechnął się pod nosem. Zaczął się zastanawiać czy lepiej zrobić dziś na śniadanie jajecznicę z bekonem czy może stertę naleśników. Po zajrzeniu do lodówki padło na naleśniki.

Kiedy podczas smażenia czwartego (no dobra, piątego, ale Niall musiał spróbować) naleśnika, z salonu nie wyłoniła się żadna postać, chłopak uznał, że musi ich obudzić. Zmniejszył ogień i ruszył do pokoju obok. Aromat jego śniadania był oszałamiający, dlaczego oni nie idą?

Zatrzymał się wpół kroku. Uderzył go obrazek, jaki się przed nim rozgrywał.

Louis spał w najlepsze, przygniatając swoją osobą Harry'ego, mając głowę na jego ramieniu, a rękę przerzuconą przez tors chłopaka. Natomiast Styles siedział wygodnie oparty na kanapie i wgapiał się w brązową głowę ułożoną na nim. Gdy usłyszał Nialla, przekręcił się lekko, rumieniąc się.

Niall uniósł brwi.

- Nie miałem serca go budzić – powiedział cicho Harry.

- Ale ja na szczęście mam serce – szepnął blondyn z cwaniackim uśmiechem. - Loueh, ruszaj tę dupę! - wrzasnął na cały dom.

Louis podskoczył, uderzając głową w brodę żuchwę Harry'ego i obaj odskoczyli od siebie z okrzykiem bólu. Niall zaniósł się śmiechem.

- Coś się przypala – uznał ich gość, kiedy już ból zelżał.

- Moje skarby! - jęknął Horan i pognał do kuchni. Louis zaśmiał się.

- Przepraszam. Nie chciałem cię uderzyć, ale ten wredny krasnal mnie przestraszył – odezwał się po chwili, a ich oczy się spotkały. Louis pokrył się rumieńcem. Harry zresztą też, ale szatyn już tego nie zauważył.

- Jakie było zakończenie filmu? - spytał zielonooki chłopak, gdy już nabrał odwagi.

- Hm? Nie obejrzałeś do końca? - Louis uniósł wzrok i jęknął w duchu. Harry znów na niego patrzył, ale tym razem nie przestał, choć jego policzki poczerwieniały.

- No nie. I chyba tobie też przeszkodziłem... - Spuścił wzrok.

- Nie szkodzi. - Uśmiechnął się lekko Louis. - Byłeś zmęczony, zdarza się...

- Chciałem, Lou – przerwał mu. Znów na niego patrzył. - Coś się stało? Przepraszam, mogłem spytać! - zaczął, zdezorientowany, bowiem oczy Tomlinsona rozszerzyły się gwałtownie.

- I have died every day wainting for you – zaśpiewał cicho Louis, bo do jego umysłu powróciła piosenka, którą kochał Harry, którą śpiewał Harry w dniu wypadku. W chwili wypadku. Kiedy do splótł ich dłonie i powiedział:„Zawsze tylko ciebie chciałem, Lou".

Zielonooki chłopak zmarszczył brwi, ale nie odezwał się, mimo że potężny dreszcz przeszedł jego ciało, a serce przyspieszyło na moment.

- Naleśniki! - wydarł się Niall z kuchni, co uratowało ich obydwu.

I just want you to know who I am | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz