Rozdział 3

304 8 1
                                    

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałam zła, dlatego że ktoś śmiał mnie obudzić. Podeszłam z ociąganiem do drzwi i je otworzyłam. Na widok blondyna lekko się uśmiechnęłam przesuwając w bok dając mu znak żeby wszedł. Szybko to zrobił siadając na łóżku. Zamknęłam drzwi następnie siadając obok niego. Miedzy nami zapadła nieprzyjemna cisza. Nie wiedząc czemu dłonie zaczęły mi się trząść. Chcąc to ukryć wsunęłam je pod uda.

-Więc, po co przyszedłeś?- spytałam po kilku minutach ciszy patrząc na niego.

-Znaleźliśmy jeszcze dwóch chłopaków. Byli cali zmasakrowani- spojrzał na mnie, a po plecach przeszły mnie dreszcze.

-Zmasakrowani? W jakim sensie?- spytałam kiedy dotarło do mnie co powiedział.

-Chodziło mi to, że nikt z nas nie wie jak zginęli- odpowiedział po chwili zastanowienia.- No i Plastry chcą żebyś ich zobaczyła.

Poczułam jak serce mi przyśpiesza, a z twarzy odpływa krew. Wyjęłam dłonie spod ud, ponieważ zaczęły mi jeszcze bardziej drżeć. Spuściłam głowę patrząc na kolana. Zaczęłam szybciej oddychać czując zdenerwowanie. Blondyn kiedy zobaczył w jaki jestem stanie natychmiast mnie objął, a ja się w niego wtuliłam.

-Nie wiem czy dam radę- powiedziałam cicho.- To co się wczoraj stało- podniosłam głowę patrząc na niego.- Spróbuje, ale kiedy poczuje, że mam dosyć natychmiast wyjdę.

Chłopak przytaknął, puścił mnie i wstał. Ruszył w kierunku drzwi, więc szybko wstałam idąc za nim. Wyszliśmy z pokoju, a potem z Bazy. Idąc ramie w ramię z blondynem czułam się bardziej silna. Tak jakby jego osoba dodawała mi nie tylko otuchy, ale również odwagi. Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, przez co zaczęłam podejrzewać, że mnie widział. Zaczerpnęłam głęboko powietrza, a następnie wypuściłam je ze świstem. Kilka minut później weszliśmy do szpitala, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Zacisnęłam dłonie w pięści czując jak serce mi przyśpiesza. Westchnęłam cicho i weszłam do pokoju, gdzie na stołach leżała dwójka chłopaków. Rozejrzałam się szybko. Kilka półek wiszących na ścianach, a pod nimi stoliki i jeszcze jakieś meble. Spojrzałam na zebranych w pomieszczeniu: Alby, Minho, Thomas, Clint oraz Jeff, wszyscy mi się przyglądali. Poczułam dłoń na plecach.

-Jeśli nie chcesz, to nie rób tego- powiedział blondyn stojąc za mną.

-Dam radę- powiedziałam przez lekko zaciśnięte zęby.- Nie jestem aż tak słaba.

Podeszłam do jednego ze stolików przyglądając się chłopakowi. Muszę być ostrożna, nie mogą się domyśleć. Zamknęłam na moment oczy opierając się o blat. Westchnęłam i spojrzałam na niego, a następnie na drugiego. Z tego co pamiętam ja poderżnęłam im tylko gardła. Natomiast oni mieli poprzebijane brzuchy i tak dalej. Po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że ktoś znalazł okazje i się wyładował emocjonalnie.

-Większość z nich nie była śmiertelna- odwróciłam się do chłopaków.- Z tych wszystkich tylko cztery mogły być śmiertelne- ponownie się obróciłam, a kiedy ustawili się wokół stołu kontynuowałam. najpierw pokazując na dwie dziury w brzuchu- Te dwa cięcia były pchnięciami...

-I to go zabiło?- przerwał mi Thomas.

-Mogło, ale nie- spojrzałam na bruneta i wróciłam do objaśniania.- Miałby krew na ustach. Zostały jeszcze dwa. To tutaj- pokazałam na ramię- przecięło tętnicę, ale pierwsze było to- pokazałam na szyje.- I to go zabiło.

-Skąd to wiesz?- spytał dosyć chłodno Alby.

-Nie mam pojęcia- spojrzałam na niego.

-Więc jak do tego doszłaś?- ponownie spytał.

-To jest widoczne- złapałam za bandaż leżący na półce i przyłożyłam do brzucha, po chwili go odsuwając.- Jest brudny, czyli zadano je najpóźniej.

Spojrzałam na każdego z nich i odłożyłam materiał obok głowy chłopaka.  Nie chcąc na nich patrzeć zerknęłam na drugiego chłopaka, a następnie wyszłam. Skierowałam się natychmiast do pokoju. Weszłam do pomieszczenia i rzuciłam się na łóżko zamykając oczy.

Kiedy je otworzyłam była pora kolacji, więc wstałam. Dochodząc do stołówki poczułam jak bardzo jestem głodna. Podeszłam do lady, uśmiechnęłam się do Patelniaka i mimo prób zagadania do mnie z jego strony nie zwróciłam na niego większej uwagi. Usiadłam przy pustym stoliku i zaczęłam powoli jeść ze spuszczoną głową.

-Wszystko w porządku?- usłyszałam po swojej lewej Thomasa, który nie wiem kiedy usiadł obok.

-Tak- burknęłam i zerknęłam na niego.

-Bo wyglądasz jakby coś się stało- drążył temat.

-Nie masz kogo innego męczyć?- spojrzałam na bruneta.

-Nie- uśmiechnął się i zaczął jeść.- Zapomniałbym- powiedział nagle wyjmując kartkę z kieszeni i mi ją podał.- Prosił żebym ci dał- wrócił do jedzenia.

Podniosłam brew otwierając liścik. Kontem oka zobaczyłam jak zwiadowca zaczyna dobierać się do mojej kolacji, z której i tak niewiele już zostało. Stwierdziłam, że skoro zajął się moim talerzem wstałam i nie przejmując się co zrobi z nim poszłam do wyjścia. Czułam wzrok każdego chłopaka przez co przyśpieszyłam wychodząc z pomieszczenia. Odetchnęłam chłodnawym powietrzem i otworzyłam liścik czytając.

'Przyjdź pod wieżę, chce ci coś powiedzieć'

Nie było podpisu, przez co zmarszczyłam brwi. Zaczęłam się zastanawiać, czy Thomas się ze mnie nabija. Ruszyłam szybko do pokoju i wchodząc do niego zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu noża. Kiedy w końcu go znalazłam schowałam ostry przedmiot do buta, zapięłam bluzę pod samą szuje, ponieważ się zrobiło zimno i wyszłam z pomieszczenia. Zmierzając w stronę wieży rozglądając się nerwowo. Dotarłszy do celu oparłam się o jedną z belek stelażu czekając na tego kogoś. Po kilku minutach zobaczyłam postać idącą w moim kierunku.

-Jednak przyszłaś- powiedział blondyn stając przede mną.

-Czemu nie miałabym przychodzić?- spytałam z uśmiechem.- I zastanawiam się czy to ty się spóźniłeś, czy to ja przyszłam szybciej.

-Powiedzmy, że przyszłaś szybciej- odparł również się uśmiechając.

-Jasne- prychnęłam.

-Przejdziemy się?- spytał rozglądając się.

-Żartujesz sobie? Jest noc, a w dodatku gdzieś kręci się wariat, który nas wszystkich pozabija!- zaczęłam szybko gestykulować oraz podnosić głos.

-Boisz się?- złapał mnie za dłonie.

-Nie- poczułam jak przez jego dotyk przeszedł mnie dreszcz.

Złapał mocniej moją prawą dłoń i pociągnął za sobą. Newt na szczęście zabrał ze sobą pochodnię, dzięki czemu nie potykaliśmy się co chwilę. Chodziliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nagle usłyszeliśmy łamanie gałęzi, na co odruchowo przysunęłam się do blondyna łapiąc go za ramię. Po chwili ktoś rzucił się na chłopaka, przez co ten upuścił pochodnie. Stała się prawie całkowita ciemność. Słyszałam odgłosy szarpaniny oraz jęki, wyzwiska i sapnięcia. Nagle poczułam uderzenie w bok, a następnie wylądowałam na ziemi.  Napastnik wskoczył na mnie przygniatając do podłoża. Zaczęłam się szarpać próbując go zrzucić.

-Biegnę po pomoc!- krzyknął nagle blondyn odbiegając.

Starałam się dosięgnąć do buta, w którym trzymałam nóż. Wydarłam się po chwili głośno z bólu, kiedy przeciwnik wbił mi paznokcie w skórę. Poczułam nagle jego ręce na swojej szyi, przez co zaczęłam nabierać łapczywie powietrze. Podjęłam ostatnią próbę dosięgnięcia ostrego przedmiotu. Kiedy pod palcami poczułam rączkę natychmiast za nią złapałam, wyjęłam z buta i mocno wbiłam mu w szyję. Chłopak szybko ode mnie odskoczył trzymając się za miejsce, w które dostał. Nie patrząc na niego ruszyłam głębiej w las. Biegnąc co chwilę się potykałam. Po kilku minutach usiadłam pod drzewem i rozmasowując szyje zasnęłam.

Zabójstwo w labiryncie [W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz