Rozdział 4

271 11 2
                                    

Kiedy rano się obudziłam wszystko mnie bolało. Czułam tępe łupanie z tyłu głowy. Wstałam chwiejnie i gdyby nie drzewo zaprzyjaźniłabym się boleśnie z ziemią. Rozejrzałam się przypominając sobie wszystko. Spacer, atak, nóż, ucieczka, wybudzenie, pobicie i sen. Z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa przez co zjechałam plecami po korze siadając. Dotknęłam delikatnie palcami szyi i natychmiast tego pożałowałam. Czułam, że gardło mam opuchnięte oraz pewnie sine. Ciężko przełknęłam ślinę, a następnie spojrzałam na ramiona. Były na nich głębokie rany i pełno siniaków. Dotknęłam sinych śladów krzywiąc się lekko.

Po paru minutach wstałam po raz drugi i zaczęłam powoli iść odkrywając coraz to nowe urazy. Skierowałam się w stronę polany. Co chwilę jednak musiałam podpierać się o drzewa, ponieważ trudno mi było złapać oddech. Żebra bolały mnie przy każdym najmniejszym ruchu. Kiedy dotarłam na skraj lasu usiadłam pod drzewem opierając się o nie. Rozejrzałam się mając nadzieje zobaczyć twarz kogoś kogo znam z imienia Na szczęście zobaczyłam Thomasa rozmawiającego z Chuckiem.

-Thomas!- wydarłam się i z trudem wstałam.

Chłopak rozejrzał się rozkojarzony, a widząc mnie zerwał się do biegu. Brunet złapał mnie w ostatnim momencie, bo inaczej miałabym kolejne spotkanie z ziemią. Natychmiast wziął mnie na ręce kierując się w stronę szpitala. Nie miałam ani siły, ani ochoty protestować, więc po prostu wtuliłam się w niego. Przez ciepło jego ciała poczułam się senna. Chciałam zamknąć oczy, ale powstrzymałam się. Thomas kopniakiem prawie rozwalił drzwi. Zwiadowca położył mnie na jednym z łóżek i każąc mi się stąd nie ruszać pobiegł po jednego z Plastrów. Czekając na nich zwinęłam się podciągając kolana do klatki piersiowej i sycząc po chwili z bólu zamknęłam oczy. Chwilę później usłyszałam rozmowy, a następnie jak kilka osób wchodzi po pomieszczenia. Poczułam jak jeden z nich kładzie mi dłoń na ramieniu, na co się wzdrygnęłam.

-Zostawcie nas samych- usłyszałam Newt'a, a następnie kroki i zamykanie drzwi.- Blood, spójrz na mnie- poprosił cicho. Wyprostowałam kark patrząc mu w oczy- Nie powinienem ciebie zostawiać- powiedział po chwili ciszy dotykając mojego policzka.- Przepraszam.

-Nie przepraszaj- odparłam cicho.- Zrobiłeś co uważałeś za słuszne- uśmiechnęłam się blado, a następnie skrzywiłam się z bólu.

-Co cie boli?- spytał natychmiast patrząc na mnie zmartwiony.

-Szczerze, to wszystko- mówiąc to wyprostowałam się krzywiąc jeszcze bardziej.

Zauważyłam jak blondyn zacisnął szczękę widząc mnie w takim stanie. Wstał szybko z łóżka, na którym siedział i wyszedł z pokoju. Przewróciłam się na plecy, a czując jak stawy mi strzelają, a siniaki zaczynają pulsować bólem ledwo powstrzymałam się od płaczu. Gdzieś z tyłu głowy wiedziałam co się stało, że jestem w takim stanie, ale nie mogłam sobie do końca tego przypomnieć. Po chwili Newt wrócił ciągnąc za sobą Clinta, za którym dreptał Jeff i po chwili zaczęli mnie badać. Werdykt był taki, że miałam skręcony nadgarstek, lekki wstrząs mózgu oraz kilka obitych żeber i dwa złamane. Alby, Minho, Thomas i Newt stali obserwując ich poczynania. Wszyscy zebrani pytali co chwilę jak się czuję. Przez cały czas odpowiadałam, że dobrze lecz tak nie było. Z minuty na minutę czułam się coraz gorzej.

-Nie zamykaj oczu- powiedział nagle blondyn łapiąc mnie za dłoń.

-Mhm...- mruknęłam zgadzając się, chociaż utrzymanie otwartych oczu było coraz cięższe.

Nagle głowa zaczęła mnie jeszcze bardziej boleć oraz zrobiło mi się słabo. Przed oczami zaczęły mi tańczyć czarne kropki. Nie panując nad sobą i chęcią snu zamknęłam oczy. Jak przez mgłę usłyszałam jak zaczęło się robić zamieszanie, a następnie już nic.

~Newt~

-Nie zamykaj oczu- powiedziałem łapiąc ją szybko za dłoń.

-Mhm- mruknęła cicho.

Clint i Jeff nadal uwijali się przy niej. Widziałem jak walczyła z tym aby zamknąć oczy. Spojrzałem po wszystkich zebranych w pomieszczeniu. Nagle Thomas krzyknął i podszedł do nas. Ponownie spojrzałem na dziewczynę a widząc, że zamknęła oczy zrobiłem zamieszanie. Plastry nie bawiąc się w bycie miłymi wyrzucili nas wszystkich z pokoju. Nie wiedząc czemu strasznie się o nią martwię. Stanąłem przed drzwiami i opierając się o ścianę zacząłem czekać.

Zawsze kiedy jestem blisko niej zaczynam się denerwować. Ciągle myślę dwa razy zanim coś powiem. A kiedy ją widzę albo dotknę moje serce przyśpiesza. Teraz kiedy tam leży i nie mam pojęcia co jej jest cholernie się martwię. Po chwili z pokoju wyszedł Jeff, ale nic nie mówiąc poszedł gdzieś. Wracając niósł parę rzeczy, ale kiedy chciałem go zatrzymać zbył mnie szybko wchodząc do pomieszczenia. Nie wiedząc kiedy zacząłem z nerwów obgryzać paznokcie.

-Ty się chyba zakochałeś- odezwał się nagle Minho.

-Co?- spytałem wyrwany z myśli i spojrzałem na niego.

-Zakochałeś się- powiedział Thomas.- No spójrz na siebie. Obgryzasz paznokcie z nerwów, czego nigdy nie robisz- brunet zaczął żywo gestykulować.

-Może- odparłem się po chwili zastanowienia.

-Jakie może?- zbulwersował się zwiadowca.- Zakochałeś się, koniec i kropka. Jak się obudzi masz jej to powiedzieć.

-Thomas ma racje- Azjata przytaknął brunetowi.- Nie czekaj aż koś ci ją odbierze.

-Dacie w końcu spokój?- spytałem zirytowany.

-Nie- odparli jednocześnie, na co westchnąłem nie dowierzając.

Spojrzałem na drzwi. Może mają racje, że się w niej zakochałem?- przeleciało mi przez głowę. Po chwili wyszli nasi lekarze z uśmiechami. Patrzyłem na nich jak na kosmitów. Jak oni mogą się uśmiechać w takim momencie? Oni są dziwni, co do tego nie mam wątpliwości.

-Nie jest źle- powiedział Clint.- Zostanie tu na trzy, góra cztery dni. Jak chcecie możecie wejść.

Nie słuchając dalej co mówią natychmiast wszedłem do pokoju. Leżała cała blada ledwo oddychając. Podszedłem do niej i usiadłem na krześle przyglądając jej się. Mimo kilku zadrapań nadal była piękna. Brązowe włosy opadające jak wodospad na poduszkę. Tego samego kolory oczy, teraz zamknięte i opalona lekko sina teraz skóra. Westchnąłem cicho spuszczając głowę. Nie powinienem jej tam zostawiać, tylko walczyć. Natomiast uciekłem jak tchórz.

-Przepraszam- wyszeptałem i podniosłem głowę patrząc na nią.- Przepraszam, że cie zostawiłem- wstałem podchodząc do drzwi.- Tak bardzo cie przepraszam.

Wyszedłem z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Swoje kroki skierowałem do mojego pokoju. Wszedłem do środka i rzuciłem się na łóżko. Starałem się zobaczyć w głowie jeszcze raz co się stało tam w lesie. Spacerowaliśmy razem, rozmawialiśmy. Nagle ktoś skoczył na mnie, przez co upuściłem pochodnie. Pamiętam potem, że spanikowałem i krzycząc o tym, że wezwę pomoc pobiegłem po kogoś. W tedy myślałem tylko i wyłącznie o sobie. Byłem głupi zostawiając ją tam. Czując rosnące poczucie winy przewróciłem się na prawy bok. Zamknąłem oczy, a po chwili zasnąłem z gryzącym już poczuciem winy.

Zabójstwo w labiryncie [W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz