Rozdział 7

220 9 4
                                    

Uśmiechnęłam się lekko wiedząc, że wygrałam bitwę, ale niestety nie wojnę. Westchnęłam cicho spuszczając głowę. Po chwili zaczęłam się zastanawiać jak wyglądało życie poza tymi murami. Może było cudowne, miałam kochającą rodzinę oraz jakieś zwierzątko. Albo było okropne i sama się zgłosiłam aby mnie tu zamknąć. Niestety o tym nigdy się nie dowiem przez tych, którzy nas tu wsadzili. Odetchnęłam głośno i usiadłam na podłodze przecierając twarz.

-W końcu- usłyszałam Thomasa, przez co spojrzałam na niego.- Newt by mnie ochrzanił gdybym cie ,,zgubił''- pokazał cudzysłów i usiadł obok mnie.

-Ale znalazłeś- wyszczerzyłam się lekko.- Dowiedziałeś się czegoś ciekawego o tym chłopaku?

-Z tego co go kojarzę, był Zwiadowcą i najlepszym kumplem naszego chinola.

-Może w takim razie go spytamy?- odwróciłam się w stronę wrót i zaczęłam się w nie wpatrywać.

-Nie, kiedy cie szukałem w ostatnim momencie zdążyłem się ukryć przed nimi- kontem oka widziałam jak się zaśmiał pod nosem.- Newt dosłownie zakazał mu wspominać cokolwiek o tym zdarzeniu.

-Nie zatka wszystkim ust- odezwałam się po namyśle.- Lecz nie ma co, dzięki- prychnęłam.- Normalnie cudownie, nie ma to jak przyjaciele.

-Ej, a ja?- spojrzał na mnie zbulwersowany.

-Ty się nie liczysz- machnęłam dłonią lekceważąco.- Więc się nie odzywaj- wytknęłam mu język po chwili się uśmiechając.

-Osz ty- popchnął mnie, przez co wylądowałam plecami na podłodze i zaczął mnie łaskotać.

Zaczęłam się wydzierać i krzyczeć przez śmiech żeby przestał. Po dłuższej chwili udało mi się wyrwać. Zeszłam szybko po drabinie, a następnie zaczęłam uciekać zdając sobie jednak sprawę, że Thomas jest zwiadowcą. Uciekałam przed nim  po całej strefie aż się nie przewróciłam czując po chwili ciężar na plecach.

-Złaź ze mnie- fuknęłam i spróbowałam się podnieść, ale w końcu stanęło na tym, że obróciłam się do niego przodem.

-Mi to się wygodnie leży- wzruszył ramionami rozkładając się na mnie przez co na moment zabrakło mi powietrza.

-Przestań- powiedziałam nagle czując pewną część jego ciała.

-Ja nic nie robię- podniósł się na rękach patrząc na mnie.

-Pewna część ciebie jednak coś robi- westchnęłam ciężko patrząc na niego zirytowana.

Chłopak słysząc to natychmiast zeskoczył ze mnie i usiadł obok. Widząc jego minę zaczęłam się tarzać po ziemi ze śmiechu. Bezcenna mina, szkoda, że się teraz nie widzi- przeszło mi przez głowę, na co zaczęłam jeszcze bardziej się śmiać. Kiedy poczułam łzy na policzkach zaczęłam się uspokajać. Brunet nadal siedział trochę zdezorientowany, ale postanowiłam tego nie komentować.

-To nie było śmieszne- burknął widząc, że się jakoś uspokoiłam.

-Nie wcale- przewróciłam oczami próbując naśladować jego głos.- Jeśli chciałeś ze mną spać, trzeba było powiedzieć- stwierdziłam.

Thomas znowu coś burknął i podał mi rękę żeby pomóc mi wstać. Natychmiast przyjęłam jego pomoc stojąc po chwili obok niego. Chłopak bez słowa się odwrócił ruszając gdzieś. Przewróciłam oczami ruszając za nim.

-Serio mogę z tobą spać?- spytał nagle jakby dotarło do niego to co powiedziałam i objął mnie ramieniem.

-Zbok- szturchnęłam go łokciem pod żebra i uwolniłam się spod jego ramienia stając na przeciwko.- Może, jak mnie złapiesz- pstryknęłam go w nos i szybko zerwałam się do biegu.

Doskonale wiedziałam, że mu nie ucieknę lecz teraz muszę się bardzo postarać. Oboje wiedzieliśmy, że to tylko głupie żarty, ale wewnętrznie cieszyłam się, że to nie Minho. On takie teksty bierze maksymalnie na serio. Widząc niedaleko Zarta przyśpieszyłam i podbiegając do niego poprosiłam aby mnie krył. Schowałam się szybko za chłopakiem tak aby brunet mnie nie zobaczył. Thomas podbiegł do nas pytając blondyna o mnie, a kiedy ten powiedział, że mnie nie widział zwiadowca pobiegł dalej. Podziękowałam Opiekunowi Oraczy i szybko pobiegłam do siebie. Weszłam do pokoju podchodząc do okna. Nadal nie rozumiałam jak tak szybko tutaj przynajmniej w moim odczuciu mija dzień. To była dla mnie nie zrozumiałe. Przez okno zobaczyłam bruneta, który nadal zawzięcie mnie szuka, na co się cicho zaśmiałam.

Słysząc pukanie do drzwi nabrałam głęboko powietrza i wypuściłam je ze świstem. Odwróciłam się, a w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł blondyn. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć podszedł do mnie całując w usta. Stałam jak słup soli kiedy złapał mnie w talii, ale nagle tak szybko jak wykonał te trzy ruchy tak szybko puścił mnie wychodząc bez słowa. Nic nie rozumiałam. Po chwili stania wyszłam z pokoju a kroki skierowałam do lasu. Mimo że doskonale wiedziałam, że nie powinnam tam iść ciągle coś mnie tam ciągnęło. Kiedy dotarłam do swojej skrzyni zaczęłam w niej szukać fiolki z trucizną- tą samą, której użyłam przy pierwszym zabójstwie. Schowałam ją do kieszeni i ruszyłam w kierunku szpitala. Docierając tam szybko wślizgnęłam się do środka. Na jednym ze stolików stojących przy łóżkach dostrzegłam szklankę z wodą. Podeszłam cicho i wsypałam truciznę zerkając co chwilę to na drzwi, to na czarnoskórego chłopaka, który spał. Uśmiechnęłam się pod nosem, odwróciłam szybko wychodząc. Po kilku minutach marszu wróciłam do pokoju i się przebrałam. Usiadłam na łóżku a kiedy położyłam ręce do tyłu pod lewą dłonią wyczułam kartkę papieru. Zmarszczyłam brwi, podniosłam ją i zaczęłam czytać.

*Przepraszam za to, że zachowałem się jak idiota. Najpierw całuje potem wychodzę. Chciałem ci to powiedzieć, ale kiedy wszedłem do pokoju ciebie nie było więc zostawiłem list. Mam nadzieję, że to nic nie zmieniło między. Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała ze mną rozmawiać. Może spotkamy się jutro i porozmawiamy? W razie czego jutro po kolacji pod wieżą.   Newt*

Uśmiechnęłam się kącikiem ust i położyłam kartkę na krzesło obok łóżka. Położyłam się i zaczęłam wracać do tamtego momentu na wieży. Może to oni mi jednak pozwolili wygrać. Jednak najbardziej intrygowały mnie te słowa: Czemu się przeciwstawiasz. Nie podobały mi się one ani trochę. Zamknęłam oczy przewracając się na bok. Czemu mnie pocałował? Westchnęłam i usiadłam przecierając twarz. Nie zasnę, nie ma opcji. Wstałam, założyłam buty oraz kompletnie ignorując takie coś jak spodnie wyszłam. Zaczęłam się rozglądać po strefie. Nocą jest tutaj zawsze tak cicho i spokojnie. Nabrałam głęboko powietrza ze świstem je wypuszczając. Po chwili poczułam na sobie wzrok. Natychmiast zrozumiałam, że jednak nie założenie spodni było głupim pomysłem. Bardzo głupim pomysłem.

Obejrzałam się przez ramię, a widząc jak obserwator idzie w moim kierunku. Starając się nie pokazywać zdenerwowania zawróciłam do swojego pokoju. Nagle poczułam jak łapie mnie mocno za ramię obracając w swoją stronę. Jego stalowe oczy skanowały uważnie moją twarz, a następnie zjechały niżej. Zaczęłam się wyrywać, ale kiedy to nie dało efektu krzyknęłam. Szybko zakrył mi usta na co zaczęłam się mocniej wyrywać.


Zabójstwo w labiryncie [W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz