Rozdział 6

218 6 2
                                    

Obudziłam się zlana potem. Nie wiedząc co ze sobą zrobić zaczęłam tępo wpatrywać się w sufit. Po kilku minutach zirytowana sama nie wiedząc czym wstałam i podeszłam do okna. Słońce dopiero zaczęło wschodzić co znaczyło, że zaraz otwierają się wrota. Mimo tak długiej obecności w strefie nadal nie przyzwyczaiłam się do tego koszmarnego dźwięku. Rozglądając się po strefie zobaczyłam, że w kuchni pali się światło. Z nadzieją, że Patelniak da mi coś do roboty szybko się przebrałam i wybiegłam z pokoju.

-Potrzebujesz pomocy?!- wydarłam się wparowując do kuchni.

-Nie drzyj się- powiedział chłopak trzymając się za miejsce gdzie ma serce przestraszony.

-Chce ci pomóc, co mam zrobić?- spytałam robiąc słodkie oczka, które zawsze robiłam będą w kuchni.

-Możesz dotrzymać mi towarzystwa- skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

-Serio? Chciałam ci jakoś z czymś pomóc, a ty o dotrzymaniu towarzystwa?- patrzyłam na niego zdziwiona.

-Ostatnio jak spaliłaś prawie kuchnię, wole nie dopuszczać cie do gotowania- uśmiechnął się lekko.

-Ile razy mam powtarzać, że to wina Thomasa?- spytałam podnosząc brew do góry.- Z resztą, nie musisz odpowiadać- westchnęłam i wyszłam z kuchni zostawiając Patelniaka w spokoju.

Idąc spotkałam kilku chłopaków. Rozmawialiśmy przez chwilę, ale w końcu powiedzieli, że idą na śniadanie. Uśmiechnęłam się do nich i poszłam dalej. Mimo że od dawna nie jadłam to w cale nie byłam głodna. A poza tym jakoś nie widziało mi się spotkać z blondynem. Zamyślona dotarłam do wisielca. Spojrzałam na niego, a o mało nie schodząc na zawał pisnęłam cicho. Jego widok o mało nie przyprawił mnie o mdłości. Wyglądał jak kawał skatowanego mięsa powieszonego w rzeźni. Gdybym nie wiedziała jak wyglądał wczoraj stwierdziłabym, że Winston zrobił jakiś bardzo niesmaczny żart wieszając tu coś i narzucając postrzępione ubrania. Jeszcze przez chwilę stałam w miejscu, a następnie zerwałam się do biegu. Dobiegając do stołówki czułam jak łzy mi kapią z policzków. Wpadłam do pomieszczenia cała roztrzęsiona zaczynając się rozglądać. Jeden z chłopaków, chyba Anthony podszedł do mnie i zaprowadził do ławki, gdzie usiadłam.

-Co się stało?- spytał kiedy przez dłuższą chwile się nie odzywałam.

Chłopak zaczął mnie prosić, a nawet błagać bym coś powiedziała. Widziałam jak wokół nas utworzyło się zbiorowisko, ale teraz jakoś miałam to gdzieś. Po chwili przez tłum przepchnęła się trójka ,,wspaniałych''. Newt natychmiast podszedł do mnie, a Minho z Thomas'em kazali się chłopakom chociaż trochę odsunąć. Blondyn ukucnął przede mną i łapiąc za dłonie spojrzał w oczy.

-Powiedz co się stało- odezwał się łagodnie kręcąc kciukami kółka na wierzchu dłoni.

-W lesie- powiedziałam po kolejnych kilku minutach milczenia- ktoś wisiał. To było okropne- wyrwałam chłopakowi dłonie i zakryłam nimi twarz czując jak łzy bardziej ciekną mi po policzkach.

Poczułam jak blondyn bierze mnie na ręce, a następnie niesie w tylko sobie znanym kierunku. Przez całą drogę żadne z nas się nie odzywało za co byłam mu wdzięczna. Mimo że tak naprawdę po części to moja wina i doskonale o tym wiedziałam nie potrafiłam powstrzymać łez. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju chłopaka na co byłam zdziwiona. Posadził mnie na łóżku i stanął przede mną krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

-Czemu tam poszłaś?- spytał po kilku minutach ciszy, podczas której jakoś się uspokoiłam.

-A ty czemu mnie tu przyniosłeś?- odpowiedziałam pytaniem, bo szczerze sama nie wiedziałam, czemu tam dzisiaj poszłam.

-Zapytałem pierwszy- podniósł brew do góry.

-A ja druga i co z tego?- wzruszyłam ramionami.

-Chciałem z tobą porozmawiać- westchnął chyba odpuszczając swoje pytanie.- A poza tym zaraz przyjdzie Thomas i zostanie z tobą, bo ja muszę iść.

-Nie jestem dzieckiem- powiedziałam oburzona.- I czemu mi się tak przyglądasz?- zapytałam zauważając jak mi się przygląda.

-Po prostu zastanawiam się jakim cudem tak piękna dziewczyna znalazła się w takim okropnym miejscu- odparł z uśmiechem, na co zrobiłam się czerwona i zakryłam twarz włosami.- Ładnie wyglądasz jak się rumienisz- kucnął, a następnie odgarnął mi włosy z uśmiechem.

Nagle do pokoju wszedł brunet, czym mnie uratował. Newt widząc go wstał z kucek i cmoknął mnie w czoło wychodząc. Patrzyłam w osłupieniu na drzwi, a następnie spojrzałam na Thomasa.

-Wyjaśnisz?- usiadł obok mnie.

-Nawet ja nie rozumiem- westchnęłam cicho.- Wiesz coś?- spojrzałam na niego.

-Nazywał się Stev i miał osiemnaście lat. Nic więcej nie wiem- odwrócił się do mnie przodem.- Jak się czujesz?

-Bywało lepiej- uśmiechnęłam się.- Ty coś wiesz- stwierdziłam po chwili.

-Nie rozumiem- podniósł brew zdziwiony.

-Chodzi o zachowanie naszej blondi. Odkąd się obudziłam zachowuje się dziwnie. A nawet dziwniej- stwierdziłam przypominając sobie sytuację sprzed chwili.

-Powinnaś się przespać, sen dobrze ci zrobi- szybko zmienił temat.

-I tak nie zasnę- wstałam.- Idziesz ze mną na spacer?- odwróciłam się do niego.

-Jasne- brunet uśmiechnął się i poszedł za mną.

Wyszliśmy z budynku śmiejąc się. Zaczęliśmy chodzić po całej strefie co jakiś czas rozmawiając ze streferami. Kilka minut po tym jak chodziliśmy przybiegł do na Chuck z niezbyt wesołą miną, co było do niego niepodobne. Był blady, a oczy nie świeciły się z radości jak zawsze.

-Co jest?- spytał natychmiast Thomas widząc go.

Chłopak spojrzał najpierw na mnie, a następnie na bruneta i tak kilka razy. Zwiadowca chyba zrozumiał o co mu chodzi, bo odszedł z nim na kilka metrów tak abym nie słyszała. Kiedy oni zaczęli rozmawiać ja ruszyłam w kierunku wieży. Weszłam na samą górę kładąc się po chwili na podłogę. Patrzyłam w niebieskie niebo. Mimo że wolę niebo nad strefą wieczorami, nad ranem też jest ładnie. Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy.

Otwierając je miałam uczucie jakby coś było nie tak. Znowu czułam, że coś mną steruje. W uszach usłyszałam okropny pisk, a następnie jakby przez mięśnie przeszedł prąd chcący mnie zmusić do wstania.

-Czemu się przeciwstawiasz?- usłyszałam w głowie kiedy nie pozwoliłam ciału się ruszyć.

Nie mogłam przypomnieć sobie co to za głos, ale chyba nie miałam zamiaru nawet wiedzieć. Poczułam jeszcze silniejszy przymus ruszenia się, ale zacisnęłam dłonie w pięści i skupiłam się na tym co ja chce ze sobą robić. Zaczęłam zginać nogę w kolanie, ale ta po chwili ponownie się wyprostowała opadając przez co już wiedziałam, że muszę walczyć dalej. Tym razem powoli z własnej woli zaczęłam wstawać przy czym przez cały czas przez mięśnie przechodził mi jakby impuls elektryczny. Złapałam się kurczowo barierki i oparłam się o nią czując jak nogi robią mi się z waty. W uszach ponownie rozległ się pisk oraz jakby krzyk żebym odpuściła, ale nie pozwoliłam sobie na to. Po chwili zaczęłam odczuwać ból, który z każdą sekundą stawał się coraz większy. Zacisnęłam szczękę powstrzymując się od krzyku. Nagle poczułam jak ból i pisk znikają.

Otworzyłam oczy i odetchnęłam głęboko czując ulgę.

Zabójstwo w labiryncie [W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz