Porywacz [Rozdzial 10]

38 11 4
                                    

Cheryl

Zaczynam naprawdę się martwić. Renesmee nigdy nie spóźniała się na jakieś spotkania. Zazwyczaj była nawet przed czasem, tak wiec dlaczego musimy tak długo czekać.
- Tez napisałam jej wiadomość. - usłyszałam głos Thylane, która zaczęła machać mi ekran telefonu przed nosem. - Ale nie odpisuje. Może się rozmyśliła?
- Nie, to do niej niepodobne... - nawet kiedy nie podoba się jej to co ma zrobic, robi to jeśli musi... pomyślałam.
- Sorki Cheryl, ale nie mam czasu. François Delaune* nie będzie czekać. - machnęła swoimi pięknymi wlosami. Miała wrażenie jakbym widziała siebie. Ludzi naprawdę musi irytować moje zachowanie.
- A jeżeli coś jej się stało? - spytałam przerażona. Proszę niech będzie bezpieczna...
- Nie mamy na to czasu? - te słowa tak mnie wkurzyły, ze trzasnęłam drzwiami samochodu.
- Daj mi 10 minut, jeżeli się nie zjawie. Proszę bardzo możesz odjechać. - popatrzyłam jej hardo w oczy, zgodziła się.
Wbiegłam czym prędzej do budynku. Wcisnęłam guzik windy, zastanawiając się dlaczego te urządzenia akurat w takich sytuacjach są takie powolne.
- Szybciej... - mruczalam pod nosem. Kiedy w końcu dotarła na parter, praktycznie do niej wskoczyłam wciskając piętro Brunetki.
Drzwi były oczywiście zamknięte... i co teraz?! Nikt nie reaguje na pukanie. Sprawdziłam telefon. Zostało mi 8 minut. Myśl! Myśl, Cheryl! Nie zdąża ci się to czesto, ale myśl!

***
Renesmee

Otwieram powoli drzwi. Nie wiem czy dobrze robię. Może jednak powinnam założyć ta opaskę na oczy? Dlaczego akurat w takim momencie mam wątpliwości? Wdech, wydech. Nie stresuj się. To co zobaczyłam po otworzeniu drzwi przeszło moje najśmielsze oczekiwania. O co tutaj chodzi? On sobie robi ze mnie jaja czy co? Na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Na jego ustach tkwił mały praktycznie nie zauważalny uśmiech. Przeczesał swoje blond włosy palcami. A kiedy usłyszałam jego głos, kolana mi zmiękły.
- Bałaś się przyjść. To ja przyszedłem do ciebie. - jego błękitne oczy błyszczały kiedy na mnie patrzał, jakby rzucał mi wyzwanie które mam przyjąć. - bałaś się, ze jestem niebezpieczny. Także zaplanowałem to.
- Po co? - po raz pierwszy udaje mi się coś powiedzieć.
- Dla fanu. Przynajmniej szybko się przebrałaś. - stwierdził lustrując mnie wzrokiem. Chcąc czy nie chcąc oblałam się rumieńcami. - Dobra a teraz zapraszam cię na wycieczkę. - teatralnie podał mi dłoń, który przyjęłam. Nie kierowałam się głowa (chociaż powinnam) tyko instynktem. Coś mi mówiło, ze mam z nim iść.
- Czekaj. - przystanęłam na chwile. - a skąd mam wiedzieć czy to bezpieczne? Dopiero co wkradłeś mi się do pokoju?
- Renesmee znasz mnie. - spojrzał mi głęboko w oczy, nie mogłam się stawiać. Nie tym oczom. Złapałam jego mocna dłoń, była tak jakby stworzona dla mnie. Idealnie do siebie pasowały.
- Ty żyjesz! - usłyszałam bardzo i to bardzo znany mi głos. Ale co ona tutaj robi? Wzięła mnie w ramiona i mocno przytuliła. Musiałam puścić rękę mojego "porywacza". - Martwiłam się o ciebie. Nie odpowiadałaś na SMS-y. Ani ode mnie ani od Thylane.
- Budzik mi nie zadzwonił. - spojrzała na mnie karcąco.
- Musimy się pospieszyć, Thylane odjedzie za... - spojrzała na zegarek. - dokładnie 1 minutę i 49 sekund. - czy ona w ogóle zauważyła, ze nie jesteśmy same w pokoju? - Idziemy. - spojrzała na mnie stanowczo. Miała już ruszyć do drzwi kiedy Blondyn postanowił zwrócić na siebie uwagę.
- A wiec to jest ta słynna Cheryl? - spojrzeli na siebie. Blondynka lustrowana wzrokiem mojego znajomego. Nie miałam pojęcia co zrobi, ale jednak w głowie miałam podejrzenia. Czy to dziwne, ze się spełniły? Cher podeszła, no dobra, podbiegła do niego wkurzona i mocno uderzyła w jego policzek. Blondyn praktycznie się nie ruszył. Nawet nie dotknął swojego, zapewne bolącego, policzka.
- Idiota! - fuknęła pod nosem ruszając w stronę drzwi. - Renesmee chodź. - wyminęła mnie.
- On idzie z nami.
- Nie ma mowy! - warknęła na mnie. - jeszcze wczoraj wieczorem żaliłaś mi się, ze on jest niedorozwinięta małpa! - spojrzałam na nie karcąco, gdy chłopak zaczął się śmiać. 
- dzięki wiesz...
- dobra idzie z nami. - szczęśliwa w duchu, złapałam szybko torebkę gdzie miałam klucze do domu. W ostatniej chwili wzięłam jeszcze telefon. Zamknęłam szybko apartament, głos Cheryl dało się słyszeć w calym budynku. - Szybciej! - nie chcąc wzbudzić w niej jeszcze większej ilości negatywnych uczuc, nie odezwałam się ani słowem. Wybiegliśmy z budynku w momencie kiedy samochód Thylane  odjechał. Shit. Cheryl się załamie.
- Ta No.... co tu się właściwie stało? - zapytał chłopak.
- Chociaż raz czegoś nie wiesz. - zaśmiałam się aby rozluźnić trochę atmosferę. Nic z tego.
- Przez was Thylane Blondeau właśnie odjechała! Miałyśmy mieć z nią sesje do magazynu! To mogło mi otworzyć drzwi na karierę! Dzięki Renesmee wiesz. - spojrzała na mnie groźnie. Nie lubiłam kiedy była w takim humorze. Zwłaszcza kiedy to na mnie się złościła. - Ja wracam do domu. - wyznała Cheryl po kilku minutach niezręcznej ciszy. - mam dosyć tego dnia, pomimo tego, ze dopiero co się zaczął. Do zobaczenia Renesmee. A ciebie mam nadzieje już nie zobaczyć. - powiedziała nie miło do niebieskookiego. Tych dwoje się chyba nie polubi. Kiedy Blondynka odeszła, mój porywacz złapał mnie za rękę.
- Gotowa na odlotową randkę?
- Z porywaczem?
- A z kim innym?
- Myślałam, ze ze Scorpiusem.
- To nie jest zły pomysł.

------------
Jak już dlugo nie było rozdziału! Ale przyznam wam się... jeden wieczór dobrej weny i rozdział jest 💖 Mam nadzieje, ze wam się podoba. Dziękuje wam za ponad 200 wyświetleń 😊 naprawdę bardzo mnie to motywuje 👌🏻
Jak myślicie co się będzie dziś podczas randki Renesmee i Scorpiusa?
Do następnego 💕

Virus [Zawieszone]Where stories live. Discover now