1. Zapach malin

83 11 9
                                    

970 r.

Wyczuwał przemożny strach zmieszany z niezrozumiałą dla niego nutą szczęścia. Obserwował w milczeniu, jak szmaragdowe oczy Damroki stają się większe od nasiona bobu. Jej jasna skóra przybrała kolor soczystej zieleni i gdyby nie biała sukienka, mogła się zlać z bujną roślinnością, jaka porastała Krakowską Ziemię.

Dadźbóg [1] leniwie wlókł się po nieboskłonie. Wykonał ostatnią tego dnia wędrówkę, a jego promienie oświeciły błyszczące od potu lica niedawnej Wiślanki. Ta zgarbiła się, jakby syn Swaróga [2] przyłapał ją na gorącym uczynku. Z przestrachem rozejrzała się wokół, przełykając głośno ślinę. Jej spojrzenie wodziło po starych chatach. Prześlizgnęło się po dobrze znanych budynkach i spoczęło w miejscu, gdzie jeszcze nie tak dawno stał pomnik ich boga. Teraz był tam krzyż, a ona nie potrafiła nie skrzywić się na samą myśl o nim.

Ten gest nie umknął uwadze dwójce milczących obserwatorów. Na ich posągowych obliczach wykwitł ten sam wyraz, lecz jego źródło było zgoła inne.

Damroka zaś odwróciła wzrok od krzyża. Teraz to Chors [3] oświetlał jej drogę. Nocna gwiazda zdradzała jej obecność. Plamy szkarłatu również podążały za dziewczyną niczym najgorszy bies [4] zesłany przez Welesa [5]. Poły sukni przepotwarzyły się w pędzel mało wprawionego artysty, który kreślił krwawe ślady na nierównym gruncie.

Przystanęła. Dyszała ciężko z wysiłku, ale to tu. To tu i nic innego więcej się nie liczy. Zaraz go zobaczy. Skażone krwią dłonie zamoczyła w rzece, ostrożnie tak, aby nie kusić topielców. Błękitna toń zmieniła barwę na szkarłat. Plamy zbrodni zabrał ze sobą prąd rzeki.

Okoliczne ptaki zdawały się cichnąć, czekając w napięciu na dalszy ciąg wydarzeń. Nawet Strzybóg [6] już nie rwał dziko rosnącego owsa z taką mocą.

— To już?

Zniecierpliwione pytanie nie spotkało się z najmniejszą reakcją towarzysza. Areal stał i w skupieniu patrzył przed siebie — doskonale wiedząc, co ma się zdarzyć.

— C-co się stało?

Uwaga Aniołów na nowo skupiła się na ludziach. Znajoma sylwetka wyłoniła się z objęć mroku. Rozłożył on ręce jak do uścisku. Wysoki młodzieniec wodził spojrzeniem po ciele Damroki aż w końcu to dostrzegł.

— Jesteś rana? — zapytał, ale ona milczała.

— Zrobiłam to, o co prosiłeś — wydukała nieśmiało.

Konsternacja malująca się na szczupłej twarzy szybko ustąpiła miejsca zrozumieniu. Szare oczy błysnęły refleksyjnie. Zagościł w nich szok, ale nie strach. Nie lęk, nic co było można ujrzeć w oczach dziewczyny. Dziewczyny, która z gorzkimi łzami w ustach łkała kolejne zapewnienia o swej dozgonnej miłości.

Te same, jakie wielokrotnie słyszała z jego ust. I te same słodkie słówka słyszała także Nawojka, ale w to Damroka nie chciała uwierzyć aż dotąd.

Najpierw był płacz. Cichy szept, piękna obietnica. Areal odwrócił wzrok, a stojący u jego boku Mareal uczynił to samo. Następnie był szok, niedowierzanie, a potem przeraźliwy krzyk, mącący panującą wokół ciszę. To była chwila. Jedna, druga i dwie dusze za wcześnie opuściły ten świat.

— Teraz tak — odparł wyższy z nich beznamiętnym tonem. — To już.

Błękitne tęczówki na moment spoczęły na nieruchomej sylwetce. Duch Nawojki już dawno opuścił Ziemię. Mimo to Anioł wciąż wyczuwał jej obecność.

Drobne ciało, wykrzywione pod nienaturalnym kątem widniało mu przed oczyma, gdy tylko przymknął powieki. Pamiątka po niechlubnym czynie starszej siostry nadal znajdowała się w sypialni, zakryta przesiąkłą od krwi pierzyną. Dobrze wiedział, że to kwestia godzin. Góra dnia, jak ktoś w końcu poczuje smród gnijącego ciała.

SumienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz