2. Wanda co Niemca nie chciała

22 6 6
                                    

Wrzaski agonii rozbrzmiewały w uszach młodej królowej. Jęki zawodu szarpały jej duszę na drobne kawałeczki. Każda gorzka łza, goszcząca na licu władczyni była hołdem dla poległych rycerzy. Jej ludzie. Jej mężowie. Konali na krakowskich ziemiach. Przez nią. To ona była przyczyną ich nieszczęścia. Poczucie winy przygniatało dziewczynę, gdy balansowała na skalnej półce.

Wiatr targał gęstymi puklami córki Kraka [1]. Oczy błękitne niczym niebo w pochmurny dzień ziały pustką. Pokonanie zawitało na zapłakanym obliczu.

— To jedyne rozwiązanie — szepnęła do siebie Wanda, robiąc niewielki krok do przodu.

Ostry kamień ranił jej stopy. Syknęła, czując szorstkie wypukłości. Długie palce wpięła po bokach w kamienną zaprawę. Wyjrzała zza murów okna. Od razu pożałowała swojego ruchu. Dostrzegł ją jeden z żołnierzy Rytygiera [2]. Wciągnęła z sykiem powietrze. Cofnęła się o krok w panice.

— O nie! N-nie! — krzyczała przeraźliwe. Zdradliwy umysł podsyłał jej okrutne wizje tego co się wydarzy gdy szala zwycięstwa przechyli się na stronę wroga. — Nie! Nie! — zaniosła się rozpaczliwym szlochem. — Nie!

Oddech przyspieszył gwałtownie. Łzy zasłoniły widok. Ciało zbyt słabe i zmęczone odmawiało powoli posłuszeństwa. Wiotczało z każdą sekundą. Palce po kolei odrywały się od ściany.

— Pani!

Wanda odwróciła się gwałtownie w kierunku nieznanego głosu. Zachwiała się, tracąc równowagę. W ostatniej chwili jej gibające się ciało pochwyciła służąca. Mimo lichej postury zdołała ją złapać i postawić na ziemi.

— Pani. — Dygnęła kurtuazyjnie i spuściła wzrok na kamienną posadzkę. Jednak w tych ruchach nie było nic naturalnego. Zdawały się wyuczone niemal do perfekcji, ale puste. — Pytają o ciebie.

Milczenie spowiło usta Wandy, która nie mogła oderwać oczu od szmaragdowych tęczówek służki. Na kilka ulotnych chwil zdołała zapomnieć o tym co zamierzała zrobić. Batalia tocząca się pod murami gmachu również zdawała się nie być już tak ważna. Zieleń hipnotyzowała. Uwodziła swą intensywną barwą. Nagle huk wybrzmiał jej w uszach. Użyli armat. Młoda królowa drgnęła. Oderwała wzrok od piegowatej twarzy. Jęknęła. Zaczerpnęła głęboko powietrza. Spojrzała na nią ponownie, ale tak, by nie patrzeć w te oczy.

— Kto pyta? — Uniosła brodę do góry starając się wyglądać, jak najbardziej dostojnie. Jak królowa, którą zresztą była, a nie roztrzęsione dziewczę, którym się czuła. — Kim jesteś?

— Coś pani chciała uczynić? — odpowiedziała pytaniem na pytanie.

Wanda zamrugała gwałtownie na jej bezpośredniość. Służąca już nie uciekała wzrokiem w dal. Patrzyła wprost na nią. Zieleń oczu zdawała się kpić z córki Kraka. Usta wyginały się w ironicznym półuśmiechu, ale młoda królowa mogła dostrzec coś jeszcze. Ból. Ból tak wielki, jak jej własny, gdy spojrzała na toczący się za nią bój. Na ocean ciał, przelewający krew w imię czyjegoś pożądania. Zadrżała z emocji. Przerażenie ściskało ją za gardło. Strach wbijał ostre szpony, coraz głębiej i głębiej.

Szloch wstrząsnął ciałem arystokratki. Wskoczyła na podokiennik. Czyjaś dłoń oplotła jej nadgarstek, delikatnie, acz stanowczo. Szarpnęła się. Obce paznokcie wbiły się w gładką skórę. Zawyła z bólu, lecz sama nie wiedziała, co było jego źródłem. Żelazny uścisk służącej, czy fakt, że oddani rycerze przelewają krew w imieniu władczyni, która ich zawiodła. A przecież może to zakończyć. Ukrócić tę bezsensowną śmierć. Przerwać nić życia. Wtedy nikt nie będzie domagał się jej ręki. Wtedy poddani będą bezpieczni. Nikt więcej nie przeleje krwi z jej powodu. Rozwiąże tak wiele problemów jednym krokiem, a jednak nie mogła tego zrobić. Coś uporczywie trzymało jej kamiennej posadzki, choć ona wcale tego nie chciała.

SumienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz