21 sierpnia 1811 rok
Krzyk kobiety rozdzierał serce Anioła Dusz. Ogień hipnotyzował uwodzicielskim blaskiem. Animea wpatrywała się w jęzory ognia, które smagały śmiertelnym dotykiem domniemaną czarownicę. Wsłuchiwała się w echo agonalnej melodii. Zielone oczy z obrzydzeniem prześlizgiwały się po twarzach ludu. Gawiedź z uśmiechem na ustach wykrzykiwała oszczerstwa pod adresem Barbary Zdunk [1]. „Winna! Winna!", zdzierali gardła przepełnieni euforią.
Patrzyła na ich gęby, wykrzywione w niezrozumiałej dla niej samej ekstazie. Z oszołomieniem stwierdziła, że widzi w nich swoje odbicie. Ślepia błyszczące rządzą mordu, przywodziły na myśl nieprzyjemne wspomnienia z innego życia. Z niesmakiem odwróciła wzrok.
Wrzask skazanej wiedźmy powoli cichł. Za to jazgot zebranej ludności przybrał na sile. Swąd spalonego ciała zawładnął jej zmysłami i gdyby było to tylko możliwe, zwymiotowałaby.
— Ona była niewinna — cichy szept wydostał się ze szpon ściśniętego gardła.
Poczucie winy niemal przygniatało Damrokę do ziemi. Choć prawda była taka, że Animea wcale nie żałowała tej kobiety. Zamiast wykrzywionej bólem twarzy widziała, piękne oblicze córki Kraka. Sapnęła. Przez setki lat udało jej się pomóc tysiącom zagubionych dusz. Podpowiedzieć. Wskazać inny kierunek ich ścieżki. A jednak ta jedna porażka gnębiła ją bardziej niż winy za życia.
— Wiem.
To jedno słowo z ust Areala, zaniepokoiło dziewczynę. Zazwyczaj raczył ją przy długimi monologami o walce dobra ze złem. Mocy przebaczenia i innych truizmach, których idylliczna aura nijak przemawiała do serca Anioła Dusz. Nie było w nim miejsca na utopijne frazesy.
Na dobre zagościł się tam ból i żal, którego wyplenić nie była w stanie i nawet nie próbowała.
Zerknęła z ukosa na przyjaciela. Stał niewzruszony, nieobecnym spojrzeniem przyglądał się gasnącemu stosowi. Smród unosił się intensywnie w powietrzu. Niebo zakryła chmura dymu. Ciekawscy, gapie powoli rozchodzili się do swoich domów.
— To czemu...
— Tego nie wiem — wszedł jej w słowo.
— Wielu rzeczy nie wiesz — prychnęła cicho pod nosem. Jej wzrok zatrzymał się na istocie stojącej nieopodal młodego strażnika. — To jego winna. — Pewnym ruchem głowy wskazała na smolistą smugę cienia.
Areal wzruszył ramionami z udawaną swobodą. Westchnął ciężko, zanurzając dłonie w białych spodniach. Na szczupłej twarzy Anioła malowało się wyraźne znużenie, gdy powędrował oczyma we wskazanym kierunku. Błękitne tęczówki były bez wyrazu. Zdawał się nieobecny, chociaż stał tuż obok Damroki.
— Nie — odparł bez zastanowienia. — On tak, jak i my przyszedł popatrzeć.
Animea otwarła usta, chcąc wtrącić mało miłą uwagę, ale widząc jego minę, zmieniła zdanie. Ciekawość doprowadziła ją do miejsca, gdzie stał zły. I choć nigdy nie była tak blisko złego ducha, to nadal nie mogła dostrzec jego twarzy.
Kim jesteś, gdy zabierają ci twarz? Nikim. Ty nadal jesteś ludzka, czujesz. A potępieńcy nie mają już nic — powiedział kiedyś Areal — brak im nadziei na lepsze jutro. Nie mają jej. Ani jutra, ani nadziei — słowa wypowiedziane w przeszłości, zabrzęczały Damroce w uszach. Sumienie wzdrygnęło się, szybko odwracając się od ciemnej, bezkształtnej sylwetki.
— Nie szukaj winowajcy — ton jego głosu był surowy, co bywało coraz częstsze w rozmowach między nimi. — Wy ludzie macie... ludzie mają — poprawił się szybko — zwyczaj nagradzania i karania, ale nigdy siebie. Gdy sprzyja szczęście, dziękujecie Bogu, ale gdy los się odwróci, obwiniacie diabła. — Gwałtownym gestem wyrzucił ręce w powietrze. — Bywa, że powodu szukacie tu i tu — sapnął ciężko, jakby wypowiadane słowa sprawiały mu ból. — Ale nigdy u siebie. Barbara Zdunk nie była wiedźmą, ale podpalaczką. Nie ma czarów, a kara za winy. Czy słuszna? — Wymownie spojrzał w niebo, garbiąc się lekko. — Nie mnie oceniać.
CZYTASZ
Sumienie
Short StoryKażda decyzja niesie za sobą gorzkie konsekwencje. A młoda dziewczyna rozumie to najlepiej. Dobrze wie, co się stanie gdy jesteśmy głusi na własne sumienie. A teraz na swoich barkach niesie konsekwencje swojej głuchoty. Za okładkę dziękuję: Nessa_12...