Pierwsze dni w obozie były najcięższe. Nie dość, że było tłoczno, a ja nienawidzę bycia w centrum uwagi, to zmuszono mnie do opowiedzenia skąd się tam wzięłam. Na szczęście szef obozu, Chejron, był wyrozumiały. Hamował zapał innych do wysłuchania mojej opowieści.
Leo był oczywiście przy mnie, na ile mu na to pozwalano. Tak się złożyło, że na następny dzień jego przyjaciele Jason i Piper mieli wyjechać do prywatnej szkoły w Los Angeles. Chociaż może lepiej byłoby, gdyby wyjechali. Gdy tylko Piper spojrzała na Leo, pomyślałam, że nie jestem jedyną dziewczyną, która go kocha. I nie myliłam się.
- LEO! - krzyczała, gdy zobaczyła nas pierwszego dnia - TY CHOLERNY IDIOTO!
Po czym rzuciła się na niego z taką siłą, że zwaliła go z nóg. Przez pierwsze sekundy myślałam, że się całują, ale gdy Leo zajęczał z bólu zrozumiałam, że dziewczyna bije go łokciem w brzuch. Na ich twarzach mieszały się wspólne łzy.
- Przysięgam na wszystkich bogów - szeptała do niego, nadal raniąc mu żebra - że jeśli znowu umrzesz i wrócisz do życia, to cię zabiję. Przysięgam...
W tej chwili przez tłum gapiów przebił się Jason. Na widok przyjaciela otworzył szeroko oczy schowane za okularami w złotych oprawkach. Gdy podszedł do nieumarłego, pomyślałam, że pomoże mu się podnieść. Ale okazał się idiotą podobnym do swojego przyjaciela.
Zwalił się płasko na dwójkę i zaczął śmiać się na wpół szlochając.
Przez jedną jedyną sekundę trójka przyjaciół leżała na sobie w ciszy, po czym Elfiouchy przeraźliwie wrzasnął. Stałam zaledwie trzy metry od nich, chciałam podejść, sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale kogoś ręce mnie powstrzymały.
- To - mówił Jason do Leo, jego ręce ociekały krwią. - było za to, że umarłeś. Nie rób tego więcej, stary. - I wstał.
Wtedy zobaczyłam, co stało się z Leonem. Miał rozerwaną koszulkę, z posiniaczonych żeber ciekła mu krew. A mimo to śmiał się, gdy Jason i Piper pomagali mu wstać. Dziewczyna trzymała go za ramię, jakby bała się, że znowu go straci. Ten ochronny gest, choć drobny, wzruszył mnie.
Gdy wiedziałam, że nic już nie grozi mojemu chłopakowi, sprawdziłam kto trzyma mnie w miejscu.
Dłonie były silne, więc poznałam, że to chłopak. Już miałam wyzwać go od pedofili, gdy Leo spojrzał w moją stronę, dokładnie nade mną.
- Aquaman, stary! Tęskniłeś?
Spojrzałam za mnie. Trzymał mnie dość wysoki, ciemnowłosy i zielonooki młodzieniec, bardzo przystojny. Nawet bez kazań Leona podczas podróży domyśliłabym się, kogo jest dzieckiem.
Syn Posejdona rozluźnił chwyt. Leo podszedł w naszą stronę, spojrzał na mnie, na swój tors i uśmiechnął się. No tak, gapiłam się mimowolnie na jego rany.
- Fajnie cię widzieć żywego - Percy Jackson puścił mnie i podał rękę Valdezowi. - A my się chyba nie znamy... - Czułam, że zwraca się do mnie.
- (T.I.) (T.N). A ty to Percy. Leo mówił mi o wielkim Synu Pana Mórz.
- Ciekawi mnie czy jakaś laska kiedykolwiek o mnie nie słyszała - Percy zaśmiał się, ale po chwili spoważniał i dodał: - Nie mówcie Annabeth, że to powiedziałem. Jest bardziej krwiożercza od Pipes.
Zaśmiałam się. Mimo bycia w centrum uwagi, rozluźniłam się trochę.
Udaliśmy się po tym do Wielkiego Domu, gdzie zaczęło się przesłuchanie. Musiałam wraz z Leonem opowiedzieć o wydarzeniach z Polski i podróży na Long Island. Gdy zakończyliśmy, byłam wyczerpana, więc wzięłam koszulkę z przydziału i udałam się do domku Hermesa, gdzie byli herosi nieuznani.
CZYTASZ
Od rozwalonego stołu do miłości | Leo x Reader
FanfictionPłonący i gorący (dosłownie i w przenośni) Leo ni stąd ni zowąd ląduje w ogrodzie pewnej dziewczyny i tym zmienia swoje (i jej) życie na zawsze...