IV

69 10 16
                                    

TERAZ:

-Przepraszamy za taki brak organizacji z naszej strony. - wyskoczył nagle Cameron, nabijając na widelec ostatni kawałek wołowiny. -Następnym razem się poprawimy. Prawda, kochanie?-położył dłoń na moim kolanie. Alice uśmiechnęła się w moją stronę.

-Oczywiście.- spojrzałam na niego chłodnym wzrokiem. Atmosfera przy stole stała się bardzo napięta. Rozmowy zeszły do służbowych tematów. Na niczym nie potrafiłam się skupić. Mike wraz z Cameronem dyskutowali o nowym projekcie dotyczącym przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Nie miałam najmniejszej ochoty tego słuchać. Poczułam ogarniający mnie wstręt. Niemniej jednak Alice była zachwycona koncepcją Camerona. Czego nie dało się nie zauważyć. Spotkanie powoli zmierzało, ku końcowi. Jako pierwszy apartament opuścił Jack, tłumacząc, że ma jeszcze wiele do zrobienia tego dnia i choćby chciał nie może zostać dłużej. Podziękował za obiad i zniknął z mojego pola widzenia.

-My też będziemy się już zbierać. Nasza opiekunka,Charlotte, niedługo kończy swoją zmianę i nie będziemy mieli z kim zostawić małej, Emily. - powiedziała Alice zerkając na złoty zegarek, który miała na lewej ręce.

-Dziękujemy za obiad i poświęcony nam czas. - podziękował Mike pomagając żonie założyć płaszcz. Odprowadziliśmy gości do drzwi. Na pożegnanie, Alice pocałowała mnie w policzek. Z każdą chwilą było coraz bliżej. Niedługo wszystko zacznie żyć swoim życiem. Nagle drzwi się przede mną zamknęły. Cameron przekręcił w nich zamek. Odwrócił się w moją stronę i gwałtownie chwycił za moje włosy. Szarpał mnie za sobą, schodząc w dół do piwnicy. Czułam okropny ból. Zaczęłam dławić się łzami. Zatrzymał się i otworzył pomieszczenie, w którym byłam zamykana. Po czym mocno rzucił mną o ścianę, ciemnego pomieszczenia.

-Ty suko!- wykrzyczał mi przed twarzą. Wziął zamach i po chwili jego pięść znalazła się na mojej twarzy. Przenikający ból stawał się nie do zniesienia. Nie miałam siły się podnieść.

-Dla-a-aczeg-o-o...-wybełkotałam czując ogromny ból w klatce piersowiej. -Pro-o-oszę poz-z-zwól mi zob-a-aczyć Rachel...-wybuchłam rozpaczliwym płaczem.

-Przestań!! Przestań, do cholery płakać!! - złapał mnie za ramiona i mocno mną potrząsnął. Towarzyszący przy tym ból nie pomagał opanować mi łez.

-Cz-z-zy o-ona żyj-je??- zapytałam z nadzieją. Nie ważne co zrobi ze mną, nie pozwolę, żeby stała jej się krzywda. Pomimo wszystko wierzyłam, że żyje. Nie potrafiłabym zrozumieć tego, że  jednak się poddała. Tego, że zostawiłaby mnie tutaj całkiem samą.

-Jeśli to cię pocieszy to tak, żyje. - jego twarz stała się niepokojąco opanowana. Kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałam te słowa. -Nie mógłbym zabić jej tak wcześnie. Stwierdzam, iż byłoby to nie rozsądne z mojej strony, gdyż pozbawiłbym siebie satysfakcji. Pragnę jedynie jej cierpienia. - po mojej twrzy spływały kolejne łzy. - Kochanie, widzę, że ty dalej niczego nie rozumiesz. - podszedł do mnie i chwycił dłonią mój podbródek. -Nie wygląda to za dobrze. Gdybyś była mi posłuszna nie doszło by do tego. Reasumując sama sobie jesteś winna.- powiedział przyglądając się opuchniętemu miejscu pod okiem. -Myślałem, że jesteś rozsądniejsza. Najwyraźniej myliłem się. - zaśmiał się pod nosem. Podszedł do kartona z książkami. -Pożegnaj się z nimi, skarbie. -podniósł je i wyszedł. Usiłowałam się podnieść, ale towarzyszący przy tym ból konsekwentnie uniemożliwił mi choćby najdrobniejszy ruch. Zza drzwi usłyszałam jedynie dźwięk zamykanej kłódki.

Ostatni Pocałunek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz