V

69 11 6
                                    

KIEDYŚ:

Tego dnia miał spaść śnieg. Tak przepowiadali meteorolowowie i wydawało się, że mają rację. Listopadowe popołudnie było bardzo zimne. Wychodziłam do pracy na drugą zmianę. Pracowałam jako sekretarka w biurze architektonicznym. Wykonywałam swoją pracę sumiennie i starałam się być punktualna. Tego popołudnia w ostatniej chwili mama zadzwoniła do mnie z informacją, że nie może odebrać Rachel ze szkoły, prosząc abym to ja się tym zajęła. Wiedząc, że nie mam wyboru, zbiegłam jak najszybciej na dół i wsiadłam do mojej czerwonej toyoty yaris. Odpaliłam samochód, po czym podążyłam prosto pod szkołę siostry. Rachel już na mnie czekała pod bramą wjazdową. Zdenerwowana wsiadła do samochodu. Pod wpływem emocji trzasnęła drzwiami pojazdu. -Ej, co się stało?- zapytałam ruszając w stronę domu. Wzruszyła ramionami. -Przecież widzę, że coś cię gryzie.-spojrzała na mnie złowrogo. -Dobra, nie naciskam. - podniosłam ręce z kierownicy na znak, że poddaje się bez bicia.

-Ty to lepiej skup się na drodze. - burknęła pod nosem. Ewidentnie nie miała nastroju na pogaduszki. Resztę drogi przemilczała gapiąc się przez szybę. Po piętnastu minutach byłyśmy już pod domem. Rachel wysiadła bez słowa ponownie trzaskając za sobą drzwiami.

-Ugh! Rachel!-krzyknęłam, gdy weszła do budynku. Nagle usłyszałam komunikat w radiu, że zbliża się czternasta. Czym prędzej pognałam w stronę biura. Jak poparzona wybiegłam z samochodu. Ile sił w nogach pobiegłam do sekretariatu. W ogarniającym mnie pośpiechu wpadłam na wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę o niesamowicie intrygującym spojrzeniu. Z dłoni wypadł mi stos dokumentów.

-Nic się pani nie stało?- zapytał nieznajomy pomagając zebrać porozrzucane dokumenty. - Przepraszam, za nieostrożność. -poczułam się sfrustrowana jego zachowaniem. To ja powinnam go przeprosić.

-To przecież nie pan na mnie wpadł. - nieznajomy uśmiechnął się przyjaźnie podając mi ostatnie dokumenty. -Dziękuję panu za pomoc. Pan wybaczy, spieszę się. - szybko wleciałam do sekretariatu i zmachana zajęłam swoje miejsce przy biurku.

-Co to za spóźnienie?- zaśmiała się sekretarka z naprzeciwka, Kourtney. Rzeczywiście musiało wyglądać to przekomicznie. -Przygotuj dokumenty dla pana Watson'a. Lada moment powinien tu być. Podobno szef ma nawiązać współpracę z jego firmą. -kontynuowała. Po tych słowach zabrałam się do pracy. Po chwili w sekretariacie pojawił się mężczyzna, którego chwilę wcześniej staranowałam.

-Dzień dobry. - powiedział, zatrzymując na mnie wzrok. -O! To pani! Miło mi widzieć panią ponownie. - zarumieniłam się.

-Pan Cameron Watson?-zapytała Kourtney.

-Tak. Przyszedłem na spotkanie z Panem Hetfield'em.

-Pani Downson ma potrzebne dokumenty dla pana. - podszedł do mnie, a ja podałam mu teczkę.

-Miałaby pani ochotę spotkać się po pracy na wspólnej kolacji? - byłam nieco zszokowana. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, byłam tak podekscytowana.

-Jasne, to znaczy tak. - rzuciłam szybko. Poczułam, że ponownie się zarumieniłam.

-Proszę.-podał mi karteczkę. -Tu jest mój numer. Niech pani zadzwoni do mnie, gdy tylko znajdzie pani chwilę wolnego czasu. Mam nadzieję, że się pani nie rozmyśli. Do zobaczenia. - uśmiechnął się i wyszedł.

Poczułam motyle w brzuchu. Pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie mogłam skupić się na pracy mając przed oczami jego twarz. Jego ciało.

-Koniecznie opowiedz mi jak było. Chociaż już mogę stwierdzić, że będzie wspaniale. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłaś taka szczęśliwa. - zaśmiała się Kourtney. A ja coraz bardziej nie mogłam się doczekać spotkania z panem Watson'em.

Ostatni Pocałunek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz