Rozdział 51

329 22 2
                                    

Wrócił weekend, sobota i powracam różnież ja z nowym rozdziałem!

Soler patrzył na mnie i nie odezwał się ani słowem. Milczenie jest według mnie najgorsze. Dlaczego nie chce mi odpowiedzieć?

-No haloo...-pomachałam mu ręką przed twarzą. Wtedy dopiero mrugnął i westchnął.

-Nie wiedziałem, że o to zapytasz...Jesteś aż tak bardzo tego ciekawa? -spytał a ja pokiwałam twierdząco głową.

-Nie przeszkadza mi twój wiek. Jak z tobą rozmawiam, to po prostu zapominam o tym, że masz 18 lat. Czy liczy się tylko różnica wiekowa? Dla mnie zdecydowanie nie. Znaczy..Miałem już nie jedne obawy, co do tego czy dobrze postępuję, kiedy całuję młodszą..Ale zawsze takie myśli mi szybko przemijają. Nie przeszkadza mi w tobie nic. Naprawdę, a tym bardziej to, ile masz lat. -kiedy usłyszałam jego wymowę, odetchnęłam z ulgą.

-No ale myślisz, że jak zareagują twoje fanki, kiedy dowiedzą się o tym jak mnie całowałeś? Do tego, że byłam młodsza? I że nie byłam hiszpanką? Ani nie byłam sławna? -spytałam.

-Nie wiem. Ale, dlaczego mówisz w czasie przeszłym? -spytał.

-A dlaczego nie? Przecież to wszystko jest już historią. -powiedziałam.

-No tak. Ale to zabrzmiało jakbyś miała teraz odejść i już nigdy się nie odezwać. -odpowiedział jakoś bardzo ostrożnym głosem.

Miałam taki plan, jak tylko stąd wrócimy..Żeby mniej cierpieć po tym głównym roztaniu...Ale jak on teraz to powiedział, wiem, że tak nie postąpię. Nie dam rady. Po prostu gryzło by mnie sumienie i to strasznie. Mogłabym płakać, co u mnie bardzo żadko się to zdarza. Ale jednak mogłabym. 

-Wieszz...Mogłabym tak zrobić. -odpowiedziałam.

-Monica...Czy ty coś uknułaś? -szatyn popatrzył na mnie bardzo podejżliwe.

-Ja??? Nicc -nigdy nie zdarzyło mi się tak źle kłamać.

-O nie...Dlaczego? Chciałas uciec? Tak? -spytał.

-Ehh...Tak. -przyznałam się.

-Dalczego? -spytał głosem pełnym żalu.

-Bo ja wiem, że prędzej czy później będę cierpiała. Dlatego wolę odejść i zapomnieć  o tobie teraz, dopóki jest to łatwiejsze...Niż potem kiedy zakocham się w tobie bezpamiętnie, i będzie to w cholere trudne. -odpowiedziałam i wstałam szybko z trawy, żeby nie patrzeć na twarz hiszpana.

Jeszcze szybciej zaczęłam kierować się w stronę powrotną. Czyli na plac główny. Chciałam jak najprędzej uciec od niego i z tego miejsca. Po prostu muszę zapomnieć o tych pocałunkach. Teraz usłyszałam jak szatyn mnie woła, a przy tym chyba wydziera się na cały głos.

Po chwili poczułam jak ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Poczułam znajome perfumy i wiedziałam, że to ten facet, od którego muszę się odseparować. Jestem silna i nie dam się miłości, ona mnie tak łatwo całej nie weźmie. Ja ucieknę od tego uczucia. Nawet ceną jaką będzie moje cierpienie. Nie chcę się dalej zakochiwać..Nie ma takiej obcji.

-Moni...-usłyszałam pełen żalu głos.

-Nie. Nie. Nie. -wyrwałam się i zaczęłam biec w stronę placu. Spojrzałam przed siebie, ale i tak wszystko docierało do mojego mózgu powoli. Tak jak na przykład to, że biegnę. Albo to, jak Alvaro mnie woła. A raczej się drze. Wszystko stało się takie wolne i ciężkie.

Widziałam jak ludzie dziwnie patrzą na mnie a zaraz kierują wzrok na szatyna, który pewnie mnie gonił. Jednak ja nie zwracałam na to uwagi.

Wbiegłam ma plac głowny, między tłum ludzi. Zaczęłam się między nimi przepychać, byle się ukryć przed Solerem. Stałam między tymi osobami i nie wiedziałam co mam teraz robić.

Zaczęłam myśleć nad tym co tak właściwie wyprawiam. Na początku byłam chamska w stosunku do Alvaro. Potem dawałam mu chyba nadzieję, a teraz przed nim uciekam...Jestem dziwna i okropna.

Wtedy usłyszałam jak gra jakaś muzyka z głośników i wszystko stało się nagle głośnie i normalne. Rozmowy ludzi, muzyka..Wszystko. Jednak nie słyszałam nigdzie głosu szatyna, który mnie gonił.

Stałam między tymi osobami, byłam jakby nie swoja. Nie kontaktowałam. Widziałam jak wszyscy zaczęli tańczyć. Niektórzy w parach, a niektórzy solo. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś coś do mnie mówi. Przynajmniej, przypuszczam, że to było do mnie.

Odwróciłam się w stronę tej osoby. Stał przede mną dosyć wysoki, albo nawet bardzo wysoki czarnowłosy chłopak. Widać było, że jest młody. Na moje oko miał ze 16 lat. Młodszy ode mnie, więc nie wiem czego chciał.

Oprócz jego czarnych i prostych włosów zauważyłam, że ma brązowe oczy i nawet dosyć dobry styl. Podkoszulek z jakimiś wzrokami i czarne jeansy.

-Tak? -spytałam.

-Pytałem, czy ze mną zatańczysz, bo nie mam pary. A zostałaś bez partnera tylko ty. Więc jak będzie? -spytał.

-Ymm...Wiesz wydajesz się być młodszy ode mnie...-powiedziałam.

-Masz ponad 23 lata? Nie wygladasz. -zdziwił się.

-Niee. Nawet 19stu nie mam. -odpowiedziałam.

-To raczej ty jesteś ode mnie młodsza. Ja mam 22 lata. To jak? Skoro już sobie to wyjaśniliśmy..Zatańczy Pani ze mną? -uśmiechnął się szarmancko chłopak. A właściwie mężczyzna.

-Tak...Jasne -odwzajemniłam uśmiech, jednak nie zbyt pewnie.

-Dziękuję. -powiedział czarnowłosy i wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam ją, a on zaczął kierować się w mniej zatloczone przez ludzi miejsce..I wtedy dotarło do mnie, że zaraz zobaczy mnie Soler.

Nie myliłam się. Od razu zobaczyłam go jak biegnie w moją stronę. Popatrzyłam spanikowana na czarnowłosego.

-Przepraszam cię. - puściłam jego dłoń i zaczęłam od nowa uciekać.

*Ehh Monica. Masz nie po kolei w głowie*

Miłego wieczoru ;**

Czy to coś da? // Alvaro Soler I i II Cz.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz