Klikam przez chwilę na swoim telefonie, wysyłając wiadomość bratu, że Alvaro odebrał mnie już z lotniska, a zaraz potem przenoszę swój wzrok na chłopaka, który podśpiewuje piosenkę, lecącą w radiu. Uśmiecham się delikatnie decydując się na nagranie tego na snapie. Pierwsze zapisuję filmik, a zaraz potem wysyłam go Juanowi.
- Tęskniłam za tobą. - Mruczę cicho, a ten odwraca głowę w moim kierunku, zatrzymując się na światłach.
- Myślałem, że to oczywiste. - Śmieję się cicho, nachylając w jego kierunku. Cmokam go szybko w usta, po czym odrywam się, doskonale zdając sobie sprawę, że jesteśmy w samochodzie w środku miasta, a światło zaraz zmieni się na zielone. Jednak najwyraźniej mężczyzna ma to gdzieś, bo gdy ja się oddalam, ten nachyla za mną, jęcząc ze smutkiem. - Liczyłem na dłuższego całusa. - Krzywi się, ruszając w dalszą drogę. - W końcu nie widzieliśmy się całe dwa tygodnie. - Rzuca mi krótkie spojrzenie, bębniąc palcami o kierownicę.
- Potem, Alvin, potem. Teraz musisz skupić się na drodze. - Podwijam kolana pod brodę.
- Ta, żebym kiedykolwiek mógł się przy tobie skupić. - Wywraca oczami, ale zaraz potem wraca do śpiewania. - Wiesz, co? - Cmoka cicho, a ja spoglądam na niego. - Weź nagraj mnie na instastories. Dam króciutki filmik pożegnalny moim fanom, bo cały następny tydzień jestem twój. - Sięgam po jego telefon, leżący między siedzenia i wpisuję sześciocyfrowy kod. Przechodzę na instagrama i od razu nagrywam relacje, podczas której nie mogę się powstrzymać i miziam Solera po lekko zarośniętej twarzy, na co reaguje śmiechem.
-Gotowe. - Rzucam, publikując.
-Okey, teraz wycisz mi wszystkie powiadomienia, żeby nic mnie nie rozpraszało, gdy będę się tobą zajmował.- Uśmiecha się lekko, włączając kierunkowskaz i zjeżdżając na wolne miejsce parkingowe tuż obok kamieniczki. Wysiadamy z samochodu, a mężczyźna wyciąga z bagażnika moją walizkę. Wychodzimy po betonowych schodach do drzwi budynku i wchodzimy do środka. Wspinamy się na drugie piętro i po chwili zatrzymujemy się pod mieszkaniem. Ten otwiera drzwi, a ze środka wybiega biszkoptowy labrador.
-Cześć, Ollie!- Kucam i obejmuję psa, a ten liże moją dłoń.- Zdążyłeś przywieźć go od mamy?- Zwracam się do muzyka, który stoi już w przed pokoju.
-Miałem godzinkę, więc nie marnowałem czasu.- Uśmiecha się uroczo, a ja wraz z psem wchodzimy do środka. Zsuwam buty ze stóp, a potem rozglądam się po znajomym miejscu.- Mamy wpaść do nich jutro na kolacje. - Szatyn obejmuje mnie w pasie i cmoka w policzek.
Miałam trzynaście lat, gdy moi rodzice postanowili przeprowadzić się do Japonii. W zasadzie nie miałam nic do gadania w tej sprawie, podobnie jak mój starszy brat. Na miejscu okazało się, że nie będę tam taka osamotniona, jak to mi się na początku wydawało, bo w domu naprzeciwko mieszkała rodzina Tauchertów. Kobieta, mężczyzna i troje dzieci, które chodziły do mojej nowej szkoły. Takim sposobem zaprzyjaźniłam się z ich młodszym synem, a potem ten stał się dla mnie kim więcej. Tuż po skończeniu niemieckiego liceum razem z rodziną Alvaro wróciliśmy do Barcelony na studia. Ja wybrałam biotechnologię, a Alv inżynierię wzornictwa przemysłowego. Wtedy właśnie zamieszkaliśmy w tym mieszkaniu, które chyba na zawsze pozostanie w naszym sercu. Chociaż byliśmy współlokatorami jedynie przez rok, jakoś udało nam się przetrwać i tak oto jesteśmy już razem prawie jedynaście lat. To nie tak, że nie podobało mi się mieszkanie z chłopakiem, chociaż ten ciągle mnie rozpraszał, ale ze względu na wymianę przeprowadziłam się do Edynburga, potem były też inne kraje, aż trafiłam do Rzymu. Po skończeniu studiów pierwszego stopnia, postanowiłam zrobić jeszcze magisterkę, więc gdy Soler stał się wolnym człowiekiem, ja zostałam przy nauce, przenoszona w coraz to różniejsze miejsca w Europie. Jedyne za czym tęskniłam, a właściwie ciągle tęsknię, to właśnie chłopak, który za moją namową zajął się muzyką na poważnie.
Oboje nigdy nie mieliśmy problemów z nauką języków, co mi bardzo przydaje się w nowych miejscach, a jemu w trasie koncertowej. Jeszcze w Japonii spotykaliśmy się po szkole i uczyli wspólnie choćby francuskiego, czy włoskiego. Jednak jeśli Alvaro jest na poziomie "na spokojnie się dogadam" to ja na "pokłócę się i jeszcze tą kłótnie wygram, bo będę mieć lepsze argumenty".
Wchodzę do pokoju z wielkim materacem pośrodku. Spoglądam jak Oliver układa się z jednego boku, a sama padam na twarz obok labradora. Przymykam powieki, przyciągając poduszkę, pachnącą muzykiem i zamykam oczy.
Przez większą część roku, to mieszkanie stoi puste, bo Alvaro przesiaduje w Berlinie, ja w Rzymie (aktualnie), a Ollie mieszka z rodzicami muzyka, ale chyba każdy z naszej trójki uwielbia tu wracać.
Na głos kroków podnoszę głowę i odwracam się w kierunku drzwi, gdzie stoi chłopak. Uśmiecha się lekko do mnie, a ja przekręcam się na plecy.
-Wiem, że jesteś wykończona, ale mam kolacje dla ciebie.- Marszę brwi, bo muzyk wrócił z koncertu z Polski godzinę przede mną i zdążył jeszcze odebrać naszego psa i zrobić jedzenie? Normalnie ideał.- Mama dała, bo nie dążyłem zrobić zakupów, a Paula musiała coś pozałatwiać na mieście i też nic nie kupiła.- Śmieje się cicho, pomagając mi wstać. Gdy już stoję wyprostowana, obejmuje mnie w pasie i przytula, tak jakbyśmy się nie widzieli całe lata, a nie zwykłe dwa tygodnie.
-Alvin, masz cały tydzień, żeby się mną nacieszyć, spokojnie.- Wplątuję palce w jego miękkie włosy. Nie żebym za tym nie tęskniła.
-Ty wiesz co to jest tydzień? Siedem dni.- Mruczy.- A to bardzo mało.- Puszcza mnie, robiąc przy tym smutne oczka.
-No, ale potem kolejne siedem dni, żeby Juan mógł się mną nacieszyć i znów jestem twoja, na cały sierpień.- Cmokam go w nos, a na jego ustach pojawia się lekko uśmiech.
***
Przymykam powieki, czując jak Alvaro obejmuje mnie ramieniem. Przekładam głowę na jego klatkę piersiową, wdychając jego zapach.
-I jak było w tej Polsce?- Pytam, przekręcając się, tak żeby go widzieć, co mogę zrobić dzięki blasku latarni. - Mam nadzieję, że tym razem nie dali ci praktycznie nagich tancerek na występ.- Mężczyzna cmoka mnie w czubek głowy.
-Tylko półnagie były.- Poprawia.- Ale nie musisz się o nic martwić. Tańczyły gdzieś za mną, a ja cały czas myślałem o tobie.- Uśmiecham się lekko.
-A ty byłeś ubrany czy upodobniłeś się do nich?
-Daj spokój, Martie. Zimno tam jak na Antarktydzie. Nie zdziwię się jak się pochoruję przez te trzy piosenki, a w swetrze byłem.- Zauważa.
-O to się nie martw. Ja cię zagrzeję porządnie.
-No w to akurat nie wątpię. Martina, dobrze, że jesteś.- Mruczy.
"Siempre estaré aquí por ti
Da igual donde estés
Yo quiero hacerte feliz"*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Zawsze będę tu na ciebie czekał
Nie ma znaczenia gdzie jesteś
Chcę ofiarować ci szczęścieTo tłumaczenie z tekstowo, więc nie gwarantuję, że jest dokładne!
Witam w moim nowym pomyślę, który tym razem, obiecuję, będzie krótki.
W opowiadaniu trwa lipiec (mimo, że Alvaro był w Polsce we wrześniu), wszystko dzieje się w Barcelonie, a przynajmniej w tym rozdziale i nie gwarantuję, że wszystkie informacje o Alvaro są prawdziwe, bo czerpałam je z Wikipedii, lub z jego instagrama ( chodzi o Olivera). Podobnie nie mam pojęcia jak wyglądają prawdziwe wymiany studenckie do innych krajów, dlatego raczej proszę się tym nie sugerować.
Do zobaczenia w następnym rozdziale za tydzień 😘
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: 16.10.2017
CZYTASZ
Eterno agosto | Alvaro Soler
FanfictionETERNO AGOSTO z hiszpańskiego wieczny sierpień. Martina Castillo studiuje w Rzymie, zdala od swojego chłopaka, a jedyny miesiąc, który cały z nim spędza to właśnie sierpień. Co prawda to może się wkrótce zmienić, ale sierpień nadal pozostanie ich mi...