Wychodzę z toalety i uśmiecham się do siebie widząc muzyka, siedzącego przy naszym stoliku, na którym już stoją nasze herbatki, bo w ostatniej chwili Soler stwierdził, że stracił ochotę na kawę. W momencie, gdy przechodzę przez próg kawiarni, ten odkłada swój telefon na blat i uśmiecha się uroczo w moim kierunku. Kręcę głową z politowaniem, opadając na moje krzesło, naprzeciwko chłopaka.
- Instagram? - pytam, a ten niepewnie potwierdza ruchem głowy.
- Wiem, że miałem nic nie dodawać, ale musiałem przekazać moim polskim fanom, że ich uwielbiam, ale mają okropny klimat, który przypłaciłem katarkiem. - Pociąga nosem. - Albo może to twoja wina? - Mruży oczy, a ja robię oburzoną minę. - Nie zagrzałaś mnie porządnie. - Wpatruje się we mnie ze zmrużonymi oczami.
- Lepiej będzie jeśli grzecznie wypijesz tą herbatę. - Wskazuję na jego kubek, a ten posłusznie przykłada go do ust. - Grzeczny chłopiec. - komentuję, na co ten tylko wywraca oczami.
- Ciekawe jak te półnagie tancerki to robią, że nie chorują. - Uśmiecha się chytry, zapewne chcąc sprawdzić moją reakcję.
- Nie zaczynaj, Soler. - Teraz to ja mrużę oczy, wpatrując się w niego, podobnie jak on we mnie. - A tak poważnie, to pójść do apteki?
- Co? - Muzyk robi jakąś śmieszną minę, marszcząc jednocześnie czoło.
- No katar masz, tak? Wracamy do domu i kładziesz się do łóżka. - Wskazuję na niego palcem.
- Doceniam, że się o mnie troszczysz, ale żartuję, okey? Czuję się dobrze i mogę jeszcze normalnie oddychać. A za chwilę zabieram cię na lody i spacer. - Wywraca oczami na jego słowa.
- Nie będzie żadnych lodów, mój drogi tylko ciepła herbatka.
- Martie, nie rób mi tego. Lody waniliowe, przecież oboje je uwielbiamy. - Składa dłonie jak do modlitwy. - No ja cię proszę.
- Soler, nie wygłupiaj się, jasne?
- Martie, kochanie, lody waniliowe, słyszysz? Przecież wiem, jak je kochasz. - Śmieję się cicho na jego słowa.
- Ale pamiętaj - wskazuję na niego palcem wskazującym. - że jeśli się naprawdę rozchorujesz, to nie będę się tobą opiekować, jasne?
- Jak słońce. - Uśmiecha się szeroko.
***
Siadam na ławce w parku i przyglądam się fantannie, która stoi tu chyba od zawsze. Uśmiecham się, wspominając jak w dzieciństwie brat wepchnął mnie do niej. Podskakuję lekko, gdy koło mnie ląduje muzyk. Najpierw cmoka mnie w usta, a zaraz potem podaje mi cukrowego wafelka z trzema gałkami lodów waniliowych. Uśmiecham się szeroko, przekładając nogi pomiędzy jego nogami.
- O czym tak myślałaś? - pyta, przerywając nasze milczenie.
- Trochę wspominałam czasy, gdy jeszcze nie znałam takiego jednego, wkurzającego chłopaka.
- Czyli zanim przeprowadziliście się do Japonii. - potwierdzam. - Jeszcze nie zdążyłem się spytać, co u twoich rodziców?
- Wszystko w porządku. Byli mocno zawiedzeni, że nie przyleciałeś ze mną. - Chłopak krzywi się lekko.
- Mam nadzieję, że wytłumaczyłaś, że to przez koncerty? - Obserwuję, jak ten zlizuje krople lodów, cieknącą po wafelku. - No i miałaś ode mnie ucałować swoją mamuśkę.
- Wszystko pięknie wytłumaczyłam i ucałowałam - melduję. - ale i tak kazali ci przekazać, że masz ich odwiedzić w najbliższym czasie i tata chyba chciał z tobą poważnie porozmawiać.
- Mam się bać? - Soler robi jaką dziwną, ale jednocześnie śmieszną minę, a mi nie pozostaje nic innego, jak zacząć się śmiać.
- Myślę, że nie powinien ci nic zrobić, ale ręki nie dam sobie uciąć za to. Może akurat planuje cię za coś zbesztać. - Nachylam się i cmokam go w nos, przy okazji, zmywając z niego trochę lodowego deseru.
***
Wkładam do wózka na zakupy dwie paczki biszkoptów i już otwieram usta, żeby spytać o coś mojego towarzysza, ale w porę orientuję się, że go przy mnie nie ma. Wzdycham cicho, rozglądając się dookoła, ale nigdzie nie zauważam brązowej czupryny. Popycham wózek do przodu, kontynuując wędrówkę za najpotrzebniejszymi składnikami, a z głośników zaczyna płynąć piosenka "Sofia". Poruszam głową w rytmie, podśpiewując sobie pod nosem. Zatrzymuję się przy owocach, zastanawiając co będzie najlepszą przekąską, a na moich biodrach lądują czyjeś dłonie. Na szyi wyczuwam oddech, a moment później mój napastnik wyszeptuje mi tekst piosenki. Uśmiecham się lekko, odwracając się, ciągle jednak pozostając w ramionach Alvaro.
- Gdzieś ty się podziewał, hm? - pytam, cmokając go w nos, który zaraz potem marszczy.
- Szukałem czegoś do jedzenia. - Unoszę jedną brew w górę.
- No i co? Znalazłeś coś? - Wracam do przyglądania się owocom.
- Nie, ale widzę, że ty upolowałaś co nieco. - Zagląda do wózka i cmoka ustami.
- No widzisz? Tak to jest być mężczyzną w związku. - Wyciągam dłoń po arbuza, ale w ostatniej chwili chwytam jednak melona, którego odkładam koło reszty produktów., w tym mojej zielonej herbaty i jego kawy.
- No nie przesadzaj. - mruczy muzyk i kontynuuje podśpiewywanie swojej piosenki. Chwyta arbuza i odkłada go koło owoca wybranego przeze mnie. - Czasem podejmę jakaś typowo męską decyzje.
- Dobrze, że to zauważyłeś, czasem.
-Martie, mogłabyś chociaż przez chwilę traktować mnie z minimalnym szacunkiem? - Robię dziubek, wpatrując się w Solera. Mruczę oczy, gdy ten wkłada do wózka banany.
- Chyba nie. Lubię się z ciebie naśmiewać. - uśmiecham się szeroko.
- To akurat zauważyłem i chyba mnie to martwi, ale jednocześnie śmieszy. - wzrusza ramionami. - Przynajmniej wiem, że nie będę się z tobą nudził.
"En mi bandera llevo el alma
Amarrada por mi calma
Mi calma eres tú"~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Na mej fladze unoszę serce
Powiązane z mą ciszą
Mą ciszą jesteś ty"Tłumaczenie jak zwykle z nie pewnego źródła, więc nie wiem czy jest na 100% dobre.
Jakby ktoś zauważył błędy, dajcie znać w komentarzu.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: 30.10.2017
Buziaki 😘
CZYTASZ
Eterno agosto | Alvaro Soler
FanfictionETERNO AGOSTO z hiszpańskiego wieczny sierpień. Martina Castillo studiuje w Rzymie, zdala od swojego chłopaka, a jedyny miesiąc, który cały z nim spędza to właśnie sierpień. Co prawda to może się wkrótce zmienić, ale sierpień nadal pozostanie ich mi...