3

236 10 2
                                    

Wychodzę z toalety i uśmiecham się do siebie widząc muzyka, siedzącego przy naszym stoliku, na którym już stoją nasze herbatki, bo w ostatniej chwili Soler stwierdził, że stracił ochotę na kawę. W momencie, gdy przechodzę przez próg kawiarni, ten odkłada swój telefon na blat i uśmiecha się uroczo w moim kierunku. Kręcę głową z politowaniem, opadając na moje krzesło, naprzeciwko chłopaka.

- Instagram? - pytam, a ten niepewnie potwierdza ruchem głowy.

- Wiem, że miałem nic nie dodawać, ale musiałem przekazać moim polskim fanom, że ich uwielbiam, ale mają okropny klimat, który przypłaciłem katarkiem. - Pociąga nosem. - Albo może to twoja wina? - Mruży oczy, a ja robię oburzoną minę. - Nie zagrzałaś mnie porządnie. - Wpatruje się we mnie ze zmrużonymi oczami.

- Lepiej będzie jeśli grzecznie wypijesz tą herbatę. - Wskazuję na jego kubek, a ten posłusznie przykłada go do ust. - Grzeczny chłopiec. - komentuję, na co ten tylko wywraca oczami.

- Ciekawe jak te półnagie tancerki to robią, że nie chorują. - Uśmiecha się chytry, zapewne chcąc sprawdzić moją reakcję.

- Nie zaczynaj, Soler. - Teraz to ja mrużę oczy, wpatrując się w niego, podobnie jak on we mnie. - A tak poważnie, to pójść do apteki?

- Co? - Muzyk robi jakąś śmieszną minę, marszcząc jednocześnie czoło.

- No katar masz, tak? Wracamy do domu i kładziesz się do łóżka. - Wskazuję na niego palcem.

- Doceniam, że się o mnie troszczysz, ale żartuję, okey? Czuję się dobrze i mogę jeszcze normalnie oddychać. A za chwilę zabieram cię na lody i spacer. - Wywraca oczami na jego słowa.

- Nie będzie żadnych lodów, mój drogi tylko ciepła herbatka.

- Martie, nie rób mi tego. Lody waniliowe, przecież oboje je uwielbiamy. - Składa dłonie jak do modlitwy. - No ja cię proszę.

- Soler, nie wygłupiaj się, jasne?

- Martie, kochanie, lody waniliowe, słyszysz? Przecież wiem, jak je kochasz. - Śmieję się cicho na jego słowa.

- Ale pamiętaj - wskazuję na niego palcem wskazującym. - że jeśli się naprawdę rozchorujesz, to nie będę się tobą opiekować, jasne?

- Jak słońce. - Uśmiecha się szeroko.

***

Siadam na ławce w parku i przyglądam się fantannie, która stoi tu chyba od zawsze. Uśmiecham się, wspominając jak w dzieciństwie brat wepchnął mnie do niej. Podskakuję lekko, gdy koło mnie ląduje muzyk. Najpierw cmoka mnie w usta, a zaraz potem podaje mi cukrowego wafelka z trzema gałkami lodów waniliowych. Uśmiecham się szeroko, przekładając nogi pomiędzy jego nogami.

- O czym tak myślałaś? - pyta, przerywając nasze milczenie.

- Trochę wspominałam czasy, gdy jeszcze nie znałam takiego jednego, wkurzającego chłopaka.

- Czyli zanim przeprowadziliście się do Japonii. - potwierdzam. - Jeszcze nie zdążyłem się spytać, co u twoich rodziców?

- Wszystko w porządku. Byli mocno zawiedzeni, że nie przyleciałeś ze mną. - Chłopak krzywi się lekko.

- Mam nadzieję, że wytłumaczyłaś, że to przez koncerty? - Obserwuję, jak ten zlizuje krople lodów, cieknącą po wafelku. - No i miałaś ode mnie ucałować swoją mamuśkę.

- Wszystko pięknie wytłumaczyłam i ucałowałam - melduję. - ale i tak kazali ci przekazać, że masz ich odwiedzić w najbliższym czasie i tata chyba chciał z tobą poważnie porozmawiać.

- Mam się bać? - Soler robi jaką dziwną, ale jednocześnie śmieszną minę, a mi nie pozostaje nic innego, jak zacząć się śmiać.

- Myślę, że nie powinien ci nic zrobić, ale ręki nie dam sobie uciąć za to. Może akurat planuje cię za coś zbesztać. - Nachylam się i cmokam go w nos, przy okazji, zmywając z niego trochę lodowego deseru.

***

Wkładam do wózka na zakupy dwie paczki biszkoptów i już otwieram usta, żeby spytać o coś mojego towarzysza, ale w porę orientuję się, że go przy mnie nie ma. Wzdycham cicho, rozglądając się dookoła, ale nigdzie nie zauważam brązowej czupryny. Popycham wózek do przodu, kontynuując wędrówkę za najpotrzebniejszymi składnikami, a z głośników zaczyna płynąć piosenka "Sofia". Poruszam głową w rytmie, podśpiewując sobie pod nosem. Zatrzymuję się przy owocach, zastanawiając co będzie najlepszą przekąską, a na moich biodrach lądują czyjeś dłonie. Na szyi wyczuwam oddech, a moment później mój napastnik wyszeptuje mi tekst piosenki. Uśmiecham się lekko, odwracając się, ciągle jednak pozostając w ramionach Alvaro.

- Gdzieś ty się podziewał, hm? - pytam, cmokając go w nos, który zaraz potem marszczy.

- Szukałem czegoś do jedzenia. - Unoszę jedną brew w górę.

- No i co? Znalazłeś coś? - Wracam do przyglądania się owocom.

- Nie, ale widzę, że ty upolowałaś co nieco. - Zagląda do wózka i cmoka ustami.

- No widzisz? Tak to jest być mężczyzną w związku. - Wyciągam dłoń po arbuza, ale w ostatniej chwili chwytam jednak melona, którego odkładam koło reszty produktów., w tym mojej zielonej herbaty i jego kawy.

- No nie przesadzaj. - mruczy muzyk i kontynuuje podśpiewywanie swojej piosenki. Chwyta arbuza i odkłada go koło owoca wybranego przeze mnie. - Czasem podejmę jakaś typowo męską decyzje.

- Dobrze, że to zauważyłeś, czasem.

-Martie, mogłabyś chociaż przez chwilę traktować mnie z minimalnym szacunkiem? - Robię dziubek, wpatrując się w Solera. Mruczę oczy, gdy ten wkłada do wózka banany.

- Chyba nie. Lubię się z ciebie naśmiewać. - uśmiecham się szeroko.

- To akurat zauważyłem i chyba mnie to martwi, ale jednocześnie śmieszy. - wzrusza ramionami. - Przynajmniej wiem, że nie będę się z tobą nudził.

"En mi bandera llevo el alma
Amarrada por mi calma
Mi calma eres tú"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Na mej fladze unoszę serce
Powiązane z mą ciszą
Mą ciszą jesteś ty"

Tłumaczenie jak zwykle z nie pewnego źródła, więc nie wiem czy jest na 100% dobre.

Jakby ktoś zauważył błędy, dajcie znać w komentarzu.

NASTĘPNY ROZDZIAŁ: 30.10.2017

Buziaki 😘

Eterno agosto | Alvaro SolerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz