Znacząca Obietnica

206 24 57
                                    

Rozdział 10

(POV Harry)

Stałem wtulony w ciało Louisa i napawałem się jego ciepłem. Chociaż chłopak był ode mnie trochę niższy, bardzo skutecznie mnie nagrzewał. Było mi niesamowicie gorąco, więc trzymając głowę na ramieniu szatyna, wziąłem kilka głębokich oddechów. Po chwili jednak poczułem, że Lou wyswobadza się z mojego uścisku i spogląda mi w oczy.

- Co teraz? - zapytał miękko.

- Z nami? - zapytałem, przechylając głowę w bok.

Louis zaśmiał się i lekko uśmiechnął. Ten gest wydał mi się bardzo delikatny i kompletnie nie pasował do miejsca, w którym przebywaliśmy. Gdzieś za nim tańczyła naga blondynka, lecz w tamtym momencie mogłem skupić się tylko na błękicie jego oczu.

- Nie, głuptasie. Idziemy do domu, czy zostajemy? - wypowiedział zadziornie.

Przez zwrot, którego użył Tomlinson gdzieś w środku się rozpłynąłem. Nie miałem pojęcia dlaczego reagowałem na wszystko, co związane z nim tak emocjonalnie, ale nie chciałem się nad tym zastanawiać. Chciałem po prostu w tym trwać.

- Co ty na to, abyśmy potańczyli? - zapytałem. - Nigdy nie spędzałem tak z tobą czasu. Właściwie - zastanowiłem się - my nigdy nie spędzaliśmy ze sobą czasu.

- Jak to nie? - zauważyłem, że kiedy Lou się z czymś nie zgadza, tworzy mu się malutka zmarszczka między brwiami. - Zapomniałeś już, że byliśmy u siebie nawzajem?

- To się nie liczy - pokręciłem głową - Nigdy nie było względnie normalnie.

- W sumie masz rację - przytaknął - A teraz chodź, pokaże ci kto jest królem parkietu!

Poczułem, że Louis łapie mnie za dłoń i ciągnie z powrotem, wgłąb domu. Poddałem się mu i nie mogłem doczekać chwili, kiedy zobaczę jak rusza się chłopak. Obawiałem się, że jeśli na parkiecie jest tak dobry, jak w łóżku to ktoś inny się nim zainteresuję. Stwierdziłem więc, że nie odejdę od niego na krok. 

W międzyczasie złapałem za czerwony kubeczek, który podała mi jakaś blondynka i wypiłem go do połowy. Wychyliłem się do przodu, aby zrównać krok z szatynem i podniosłem alkohol przed twarzą Louisa.

- Zostawiłem ci pół - powiedziałem uśmiechnięty. 

- Nie piję i ty też już nie powinieneś - skrzywiłem się na jego słowa, ale żeby podroczyć się lekko z niebieskookim, dopiłem resztę i patrząc mu w oczy, zgniotłem kubek. 

- Jesteś zadziorny - powiedział z nieodgadnioną miną szatyn i puścił moją dłoń.

Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ale po chwili zrozumiałem, że Lou zaczął tańczyć. Nawet nie zauważyłem, kiedy doszliśmy na podwórze, gdzie był główny parkiet. W tle słyszałem jakieś głośne basy i śmiechy ludzi. Patrzyłem zahipnotyzowany na poruszającego się Louisa. W ten sposób wyglądał seksownie. Zwłaszcza że co chwilę do oczu wpadała mu długa grzywka, którą co chwilę strzepywał. Nie zastanawiając się, dołączyłem do niego i co chwile łapaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy.

Sześć dynamicznych piosenek później, byłem już cały mokry i bardzo szczęśliwy. Chociaż ze sobą nie rozmawialiśmy, bo graniczyłoby z cudem porozumiewanie się w takim hałasie, bawiłem się świetnie. Louisowi co chwile zdarzało się mnie zaczepić, a ja nie protestowałem. Co więcej, odpowiadałem tym samym, raz po razie dotykając jego tyłka. 

Przy kolejnym utworze poczułem ciepłe dłonie na biodrach i mocniej nimi ruszając, zjechałem dłońmi po klatce piersiowej. Czułem, że Louis droczy się ze mną, ponieważ nie pozwala mi się odwrócić. Z rozbawieniem pokręciłem głową i jednym ruchem skierowałem się do chłopaka. On nie spodziewał się takiego ruchu, więc stracił równowagę. Widząc, że zaraz upadnie, przyciągnąłem go do siebie i Lou wpadł w moje ramiona. Zaśmiałem się cicho i oderwałem od siebie. 

Larry Stylinson - Ukryte ZamiaryWhere stories live. Discover now