Prolog: Gdzie złączyły się ścieżki nasze

572 36 0
                                    

Zapraszam na nowe ff,
będzie fajne, więc kochajcie *__*
P.s. dalsze rozdziały będą już dłuższe xD

Kim Taehyung całe swoje życie spędził w sierocincu, gdzie oddany został przez swojego ojca, tuż po tym jak jego matka zmarła podczas porodu. Ze swoją buntowniczą naturą od zawsze sprawiał wiele problemów, co rusz narażając się na karę, czy gniew opiekunów, ale to przecież nie była jego wina. On po prostu taki był- chciał być wolny, nie ograniczany żadnymi murami, czy zasadami. Chciał korzystać z życia w pełni, ponieważ czuł, że poza granicami placówki czeka na niego cały świat do odkrycia i zbadania. Zawsze to on wymyślał najciekawsze zabawy, które niekoniecznie zawsze spotykały się z aprobatą wśród starszych. Wiecznie pełen energii i chęci do szaleństwa, nie potrafił nawet usiedzieć spokojnie przez czterdzieści pięć minut podczas lekcji, a nawet w snach udawał się w dalekie podróże w nieznane. Nie chciał już dłużej marnować najpiękniejszych lat swojego życia, słuchając w kółko jakim to jest nieodpowiedzialnym i nieposłusznym dzieckiem. Chciał sam decydować o której godzinie będzie chodził spać, chciał chociaż raz w życiu zobaczyć na żywo zachód słońca, rozpalić własnoręcznie ognisko, wykopać dziurę w ziemi, a nawet pięćset, w poszukiwaniu skarbów. Chciał pójść na imprezę, jak wszyscy normalni nastolatkowie, wyjść wieczorem na miasto, czy zabrać kogoś do kina. I to właśnie dlatego postanowił uciec już w wieku szesnastu lat. Licząc na to, że wychowawcom kamień z serca spadnie dzięki jego ucieczcie i nikt nawet nie pomyśli, by go szukać, spakował do swojej lekko wyniszczonej już, dość wiekowej kostki najpotrzebniejsze mu rzeczy i bez zbędnych cerygieli- ruszył przed siebie, gdy wszyscy inni jeszcze spali. Uzbrojony jedynie w niewielki, myśliwski nożyk, który ukradł woźnemu w nocy, wędrował długo i nieprzerwanie, pamiętając, że musi jak najszybciej znaleźć się od tego przeklętego budynku z dala.
Podekscytowany, szedł z wysoko uniesioną głową, uważnie przyglądając się otaczającym go, ogromnym drzewom, czy też rosnącym gdzieniegdzie, maleńkim, kolorowym kwiatom. Wyobrażał sobie, że wiewiórka, którą widział już parę razy -jeśli to oczywiście była ta sama- jest jego towarzyszem, odważył się nawet zagadać do niej, udając, że ta mu odpowiada. Idąc dalej, wymyślał nowe nazwy dla otaczających go roślin, wyobrażał sobie, że jest w średniowieczu i został wysłany do magicznego lasu po specjalne zioła, by uratować piękną córkę sąsiadów. A kiedy wszelkie pomysły mu się skończyły, po prostu szedł dalej, podśpiewując pod nosem i pilnując się dróżki.
Po wielu godzinach samotnego marszu nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, a brzuch domagać się posiłku i właśnie to skłoniło go do zrobienia sobie przerwy. Zatrzymał się z dala od ścieżki, którą szedł, następnie wyjął z bocznej kieszeni plecaka swój nóż i zaczął rozglądać się za jakąś łatwą zdobyczą.
Mrużąc lekko powieki, oglądał się dookoła, szacując w ciszy swoje szanse. Nigdy w życiu nie był przecież na polowaniu, nie oglądał żadnych programów tego typu, a szykując się do ucieczki z sierocinca nie pomyślał nawet o chociażby spakowaniu, a co dopiero przeczytaniu jakiejś książki na ten temat. Nie miał więc pojęcia jak upolować jakąkolwiek zwierzynę, a co dopiero przygotować ją do spożycia, ale ponieważ był niepoprawnym optymistą, uznał, że w najgorszym przypadku naje się owoców leśnych. Bo przecież nie wszystkie są trujące, prawda?
Stawiając stopy ostrożnie, niczym baletnica, krążył wokół licznych krzewów i mniejszych drzew, aż trafił na niewielką polanę, na środku której postawiony był błękitny namiot, przed którym tliło się jeszcze z daleka widoczne ognisko. Zachęcony wizją łatwego posiłku chłopak narzucił na głowę kaptur swojej ciemnej bluzy i najciszej, jak potrafił zakradł się do pojedynczego obozu od tyłu, by dać sobie więcej czasu na znalezienie czegoś jadalnego. Chociaż tak naprawdę nie pogardził by jeszcze jakąś dodatkową, ciepłą bluzą, czy kocem, ponieważ zbliżająca się noc z każdą kolejną godziną uświadamiała mu, jak bardzo pomylił się co do ilości niezbędnych mu rzeczy.
-Co ty robisz, gówniarzu?- doszedł go nagle zza pleców czyjś krzyk, akurat kiedy sięgał dłonią po kłęb kiełbasy.
Dosłownie sekundę później poczuł na plecach mocne uderzenie, przez które upadł na ziemię, wijąc się z bólu.
Zadowolony z siebie mężczyzna podszedł bliżej leżącego przed nim chłopaka i wyciągnął w jego stronę rękę, w której wciąż trzymał grubą gałąź -zaraz ci się odechce kraść, smrodzie jeden!- dodał, z szyderczym uśmiechem na twarzy.
Dopiero z tak bliska Kim mógł poczuć bijącą od starszego woń alkoholu, czy zauważyć z jaką trudnością łapie on równowagę, chociaż zdawać się mogło, że zawarte we krwi promile nie miały żadnego, najmniejszego wpływu na sprawność mężczyzny, który prezentował się w oczach młodszego naprawdę groźnie. Był przecież postawnym, dorosłym już mężczyzną, dodatkowo uzbrojonym w prowizoryczny kij.
Na szczęście Kim Taehyung był wystarczająco zwinny, drobniutki i szybki, by zrobić unik, nim starszy wziął kolejny zamach. Szybko przeturlał się w prawo i nie zwlekając, podniósł się i rzucił do ucieczki, z bólem serca żegnając się z kolacją.
Nastolatek był szybki, o wiele szybszy, niż biegnący za nim wciąż turysta, lecz niestety w przeciwieństwie do niego, był już bardzo zmęczony i po prostu słaby. Oglądając się co chwilę za siebie, by upewnić się, że wciąż ma nad starszym przewagę, nie zdążył zauważyć wyrastającego z ziemi korzenia, przez co potknął się i całym ciałem runął prosto na ściółkę leśną.
-No i na co ci to bylo?- warknął starszy, nachylając się nad roztrzęsionym nastolatkiem, po czym wyprostował się i patrząc młodemu prosto w oczy, wyciągnął w górę dłoń z kijem, by wziąć jak najlepszy zamach. I już miał wymierzyć pierwszy cios, kiedy przerażony Taehyung kopnął go z całej siły w krocze swoimi ciężkimi, zdartymi glanami, a cios ten sprawił, że paraliżujący ból powalił mężczyznę prosto na niego. Chcąc wyswobodzić się spod tego miażdżącego ciężaru, nastolatek zaczął się wiercić i wyrywać, wkładając w to nie mało energii.
Po dłuższej chwili udało mu się przeczołgać wystarczająco daleko, by móc szybko wstać i uciec, nim starszy odzyska w pełni sprawność. Zanim jednak zdążył wykonać pierwszy krok, poczuł, jak silna dłoń zaciska się wokół jego kostki, by zaraz pociągnąć go z powrotem na ziemię.
-Teraz to masz przejebane- syknął mu mężczyzna prosto w twarz, siadając okrakiem na jego biodrach i podwijając rękawy swojej bluzy.
Taehyung był unieruchomiony, nie miał się jak wyrwać, czy chociażby ponownie kopnąć swojego napastnika w marnej próbie samoobrony, a gromadzące się pod powiekami łzy skutecznie ograniczały mu widoczność. Czuł się bezradny, bał się. Jedynie leżące luźno na znak krzyża ręce wciąż miały nie małe pole do popisu, co zdesperowany nastolatek wykorzystał na znalezienie odpowiednich rozmiarów kamienia.
Kamienia, który zaraz chwycił mocno w dłoń, modląc się, by to wystarczyło.
Kamienia, który okazał się być dla niego za razem ratunkiem, jak i przekleństwem, kiedy z całych sił wymierzył nim cios prosto w skroń mężczyzny.
-Ty kurwiu!- krzyknął starszy, opadając z impetem na ziemię, zaraz łapiąc się za bolące miejsce.
Zdumiony własną siłą Taehyung wstał, bez słów wpatrując się w krwawiącego turystę, a widok ten pchnął go do zrobienia czegoś, czego żałował będzie do końca życia.
Niczym w jakimś transie, podniósł ponownie ten sam, lekko już zaczerwieniony głaz, który wydał mu się nagle nieco cięższy i wymierzył nim kolejny cios, mniej więcej w to samo miejsce. A kiedy nieprzytomny mężczyzna opadł bezwładnie na ziemię i przestał się bronić, Kim uderzył go jeszcze raz, tym razem nie celując w żadne konkretne miejsce. I niczym opętany walił tak, dopóki nie było już czego rozwalać.
-Co ja zrobiłem?- szepnął sam do siebie, kiedy dotarło do niego, co też właśnie uczynił. Czując, jak ogarnia go panika, rozejrzał się po miejscu zbrodni, a następnie spojrzał na siebie i widząc na sobie krew mężczyzny, zaczął się pośpiesznie wycierać.
A kiedy cała adrenalina wyparowała, jej miejsce zajęła rozpacz. Drżąc z nadmiaru wrażeń, usiadł na zimnej ziemi, oparł się o najbliższe drzewo i zaczął płakać. Krzyczał i wył nieustannie, na przemian klnąc i błagając o wybaczenie, aż wokół niego zapanowała kompletna ciemność, a jemu samemu brakło sił w płucach. I kiedy korony drzew przysłoniły nawet blask księżyca, zrobiło się naprawdę zimno, a otaczające go zwierzęta widział wyłącznie oczyma swojej wyobraźni, ogarnął go strach. Strach z gatunku tych najgorszych, obawa o własne życie. I to właśnie dlatego postanowił jednak wstać, by odnaleźć ścieżkę, którą wcześniej podążał i może trafić na jakąś pomoc.
Przerażony, zmarznięty i głodny, szedł przed siebie, ledwo znajdując siły, by poruszać nogami, ale nie poddawał się. Maszerował dzielnie, opierając się pokusie odpoczynku, ponieważ wiedział, że jeśli zamknie teraz oczy- może ich już więcej nie otworzyć.
* * *
Jeon Jeongguk od dziecka zafascynowany był botaniką. Jako syn Strażnika Leśnego, miał nieograniczony dostęp do wszelkiej, otaczającej go roślinności, której poświęcał każdą swoją wolną chwilę. To właśnie matka natura była jego pierwszą i do tej pory jedyną miłością, dzięki czemu już w wieku ośmiu lat jego wiedza na temat lasów, czy żyjącej w nich zwierzyny była większa, niż nauczano w jakiejkolwiek szkole, nawet w starszych klasach.
Był on nie tylko wybitnym uczniem, chwalonym przez nauczycieli na każdym kroku, czy synem, z którego ojciec był tak bardzo dumny, że własnoręcznie wybudował mu niewielki domek w środku lasu, by potem podarować go synowi na szesnaste urodziny, ale także człowiekiem o wielkim sercu.
I to właśnie dlatego już w wieku sześciu lat pomagał ojcu, wraz z dziadkiem budować na zimę domki dla małych mieszkańców lasu, a mając osiem lat przygarnął do domu rannego jeżyka, nie zapominając o tych wszystkich zwierzętach, które sumiennie dokarmiał codziennie przed szkołą, dzieląc się z nimi własnym śniadaniem.
Większość jego rówieśników nie chciała spędzać z nim wolnego czasu, ponieważ dla nich największą atrakcją w tym wieku były gry komputerowe, czy sporty. Mało kto darzył naturę takim zainteresowaniem, by młody Jeon miał o czym z tą osobą rozmawiać, przez co od zawsze był raczej samotny. I chociaż jego ojcu przykro się robiło namyśl, że jego syn nie ma przyjaciół, on sam nie narzekał, twierdząc że jego najlepsi przyjaciele są zawsze przy nim i nawet, jeśli nie mówią w języku ludzkim, to i tak są lepsi od innych dzieci.
I z taką myślą Jeongguk dorastał, nieustannie dbając o każde potrzebujące stworzonko, niczym o najważniejszą istotę na ziemi.
Mając dziesięć lat przemycił do szkoły rannego ptaka, by w męskiej toalecie zrobić mu należyty opatrunek i potajemnie stworzyć mu tymczasowy domek w pracowni biologicznej, gdzie odwiedzał go na każdej przerwie, by po lekcjach zabrać do domu, a ledwo w wieku trzynastu lat towarzyszył przy porodzie wiewiórce, którą wcześniej oswoił, dzieląc się z nią najlepszymi orzeszkami, które kupował codziennie, wracając ze szkoły. Wszyscy wiedzieli, że Jeongguk jest osobą, która nie potrafi przejść obojętnie, kiedy komuś dzieje się krzywda. I właśnie dlatego w wieku piętnastu lat pędził w środku nocy przez cały las, by uratować potrąconą przez samochód sarenkę, a jeszcze tego samego roku, w wakacje niósł na własnych plecach swojego największego wroga szkolnego, kiedy ten złamał nogę podczas pościgu za Jeonem przez las.
I również dlatego w wieku lat siedemnastu postanowił przygarnąć znalezionego podczas nocnego patrolu, leżącego na środku ścieżki, zakrwawionego chłopaka. I chociaż nie miał pojęcia jak mroczny i krwawy sekret skrywał ten nieprzytomny dzieciak, to bez wahania objął go tak delikatnie, jak tylko potrafił, po czym uniósł go ostroznie, niczym lalkę z porcelany i zniósł prosto do swojego domku leśnego, by tam ułożyć go na własnym łóżku i okryć ciepłym kocem. A szykując sobie miskę z ciepłą wodą i gąbkę, postanowił zaopiekować się tym drobnym, zagubionym chłopcem, który zawinięty w fiołkowy pled wyglądał jak śpiący anioł.

Hold Tight *vkook*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz