Seven

31 3 0
                                    

Nie chodziłem do szkoły przez dobry tydzień. Bo w sumie po co? Tylko dokładam sobie nerwów. A ja spokojny chłop jestem. (Czasami).

Tak trochę (trochę bardzo) tęsknie za.... Nawet wspominanie jego imienia boli. Zasłużyłeś. Zasłużyłem? Zasłużyłem... Pisał do mnie. Nie dzwonił, ale wysyłał te małe, nic nie znaczące, głupie wiadomości. To już coś. Czytałem, a co? Kto mi zabroni? Nikt. Co najwyżej ojciec. Na razie, dzięki Bogu, nie dowiedział się o blondynie. No i kurwa dobrze. Och. Miałem nie przeklinać. A chuj z tym. Jezu, aż mam ciary kiedy pomyśle, co by było, gdyby się dowiedział. 

- Michael! - o oł. Mamcia mnie woła. Czemuu? Było mi tak wygodnie......... Ciepło......... I sobie płakusiałem w spokoju patrząc na zdjęcia mojej (już nie) żyrafki.......... - Chodź na chwilę!

- Już.. - no i wstałem. No i ubrałem gacie. No i wyszedłem i podszedłem do niej. No i spojrzałem na jej twarz... No i od razy pożałowałem. Po 1. miałem całe czerwone i zapłakane oczy (nie mówiąc już o polikach i nosie), po 2. Miała wielkiego, fioletowego siniaka na prawym policzku i rozcięty łuk brwiowy.

- Mikey... - dotknęła moich włosów - Co się stało, Skarbie? 

- Mogę zapytać o to samo - spojrzałem na nią i uniosłem jedną brew - To - wskazałem na jej zraniona twarz - nie jest normalne.

Spochmurniała jeszcze bardziej i cicho pociągnęła nosem. Boże, nienawidzę kiedy płacze przez tego idiotę. Objąłem ją w pasie i mocno przytuliłem.

- Nie płacz, mamuś.. Nie płacz przez tego chuja. Błagam.. - gładziłem jej plecy i pozwalałem jej moczyć swoje ramię - Dlaczego po prostu od niego nie odejdziesz? Nie będzie cię bił. Będziesz.. Szczęśliwsza.

- To... Nie takie łatwe, Michael.. Boję się go zostawić.. - popatrzyła na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Spuściłem wzrok.

- Karen?! Gdzie do chuja pana jesteś?! Kurwa, wracaj tu!

O Boże...

Popatrzyliśmy na siebie. Mama nakazała mi ruchem ręki iść do pokoju. Nie no spoko, zostaw ją samą z tym psycholem. Chyba sobie kurde żartujesz. Pokręciłem głową na boki i nadal mocno ją tuliłem.

- Czego chcesz od matki, debilu? - nie interesowało mnie, że i ja mogę oberwać za takie odzywki, w końcu nie byłby to pierwszy raz. Nie pozwolę by więcej krzywdził mamę. Jest mi źle, że wcześniej miałem to, ekhem, no po prostu w dupie.

- Jak ty się jebany gówniarzu do ojca odzywasz?! Myślisz, że kim kurwa jesteś, co?! Jesteś gównem! Spedalonym gównem, niczym więcej! - podszedł do nas. Odciągnął mnie od matki i uderzył. Moja głowa poleciała na bok. Poczułem w ustach smak krwi na co zacisnąłem oczy.

- Pizda - wyszeptałem, ale słyszalnie. I usłyszał.

- Co żeś kurwa powiedział? - złapał mnie za brodę, zmuszając, bym na niego spojrzał.

- Jesteś jebaną pizdą. Nie umiesz inaczej rozwiązać "problemu" tylko wiecznie musisz kurwa lać?! - spojrzałem mu hardo w oczy. W dupie mam, że to mój ojciec, a obok stoi moja matka. Już się szykowałem by napluć na jego paskudną mordę, ale znowu mnie uderzył i zaczął podduszać.

- Jeszcze raz, głupi smarku, a pożałujesz kurwa swoich słów! Nie jesteś moim synem! Jesteś pedałem! Jebanym pedałem! Myślisz, że ja nic kurwa nie wiem?! - coraz mocniej zaciskał palce na mojej szyi - Myślisz, że nie słyszałem, ani nie widziałem ciebie i tego drugiego pedała?! - niemożliwe... Kurwa niemożliwe! Złapałem za jego nadgarstek zaciskający się na mojej szyi i wytrzeszczyłem na niego oczy. Wbiłem mu w skórę paznokcie. Puszczaj mnie, zjebie!

- Zostaw go! - mamo, błagam, odejdź. Podeszła do niego. Złapała za jego ramię, które mnie dusiło. Odepchnął ją, przez co upadła na ziemię. Spojrzałem na jej wykrzywioną strachem i zapłakaną twarz.

- Nie wtrącaj się, suko! - poluźnił odrobinę palce na mojej, na pewno już sinej szyi i wymierzył pięść w moją twarz. Chyba połamał mi nos, bo coś chrupnęło. Czemu się nie bronię? Ach, no nie wiem... Nie chcę być jak on, ale chyba nie mam wyjścia. No chyba, że mnie zabije. Ale nie mogę zostawić matki samej. Przełknąłem ślinę i na tyle, na ile pozwalała mi obecna sytuacja zadałem mu cios w brzuch. Wygiął się w tył, ale nadal nie puszczał szyi. Raz, dwa, trzy, Mike. Kopnij go w jaja! Ał. Zaboli. Ups?

Kopnąłem go we wcześniej ustalone miejsce i, cholera! Udało się! Puścił moją szyję i upadł na kolana.

Podbiegłem do nadal leżącej matki i wziąłem ją za rękę. Pociągnąłem ją za sobą i wybiegliśmy z domu. Coś tam jeszcze krzyczał, ale miałem to gdzieś.

Ani ja, ani ona nie mieliśmy żadnego wierzcjniego odzienia, a za ciepło nie było. Ale kto by się tym teraz przejmował.

Biegłem jak najszybciej ciągnąc za sobą kobietę. Szlochała niemiłosiernie. Aż mnie serce zabolało. A to dziwne, ponieważ teorytycznie tego narządu nie posiadam.

Jakoś tak same nogi zaprowadziły mnie do miejsca, gdzie ostatni raz spędzałem czas z Lu... Z NIM.

Usiadłem na ziemi, co również zrobiła mama. Przytuliłem ją mocno do siebie i kołysaliśmy się na boki.

- Krwa-wawisz - wyszlochała i delikatnie otarła już zaschniętą krew.

- Nic mi nie jest.

- Tak bardzo cię przepraszam - zacisnęła palce na mojej koszulce i żałośnie zawyła w moją klatkę piersiową.

- Nie przepraszaj - pocałowałem ją w czoło - to nie twoja wina - mocniej przytuliłem ją do siebie i zacząłem głodzić jej plecy.

Możliwe, że siedzieliśmy w tamtym miejscu cały dzień, albo zaledwie 10 minut. W pewnym momencie nawet nie zwróciłem uwagi, że ktoś idzie w naszą stronę.

- Boże... - usłyszałem za nim podniosłem wzrok. Rozdziawiłem usta, a moje oczy zaszły mgłą.

I think I luv u... /MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz