⁶⁰ ° i looked at you and smiled

1.9K 204 93
                                    

Mark Pov.


-I tak właśnie mniej więcej sie zaczęło - Odpowiedział z uśmiechem.


Bylem w szoku, ponieważ on mnie widocznie lubił. I to tak naprawdę lubił. Chciałem skakać po całej restauracji ze szczęścia i radości. Mój modelowy chłopiec mnie lubił.
Ale może to tylko jego chwilowy kaprys? Przecież jest sławny, bogaty i może mieć każdego, kogo tylko zabraknie. Po co mu taki przeciętny, zacofany i cichy chłopak bez pieniędzy, przeciętnej urody i z problemami wielkimi jak świat? Gdy tylko się dowie wszystkiego, to pewnie ucieknie. I wcale mu się nie dziwię.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie Jackson, który szturchał mnie palcem w rękę.

-Markie?

- C...co? - Otrząsnąłem się z moich ponurych myśli i spaliłem buraka.
Brawo Mark. Jeszcze trochę, a Jackson zaprosi cie do warzywniaka i spróbuję schandlować za czekoladę.


-Pytałem się ciebie,jak tam było w twoim przypadku, ale najwidoczniej wolałeś się zamyslić. Mam tylko nadzieję, że masz o mnie same fajne myśli.

Czy ja się przesłyszałem? Od kiedy on jest taki śmiały? I skąd wiedział, że o nim myślę?

-Ja... ja... nie myślałem o tobie, myślałem o Coco - Myśl Mark, myśl. Może w to uwierzy.

-Oj Markie, zdaję sobie sprawę z tego, kiedy ktoś o mnie myśli,zwłaszcza, kiedy patrzy na mnie takim wzrokiem - Najwidoczniej bawiła go ta sytuacja, a ja miałem ochotę wiać na alaske i uczyć pingwiny dobrych manier.

- Co? Oszalałeś chyba - Prychnąłem, ale bardziej przypomniało to płacz małej foki, niż ludzki dźwięk.

- Możliwe,że oszalałem. Ale chciałbym, żebyś o mnie myślał. Ja o tobie też myślę, nawet w tej chwili - Powiedział to z takim spokojem, jakby mi oznajmiał,że JB w końcu nie będzie narzekał na BamBama.

- Przestań tak mówić. Nie rób sobie żartów ze mnie, bo to nie jest śmieszne - Upomniałem go cicho.

-Zgłupiałeś do reszty? Nigdy, powtarzam nigdy nie przeszło mi przez myśl,żeby sobie z ciebie żartować. Nie powinno się żartować z czyichś uczuć. Ale jeśli myślisz, że moje szczere odczucia to żart - to w takim razie sobie pójdę - Był zły i już wstawał,żeby wyjść, gdy nagle mój opóźniony refleks zadziałał i złapałem go za rękę i zmusiłem,żeby poczekał.

-Jackson, proszę nie idź. Ja naprawdę... Ja po prostu nie wierze, że to wszystko się dzieje naprawdę. Jeszcze nie tak dawno temu jedyne, co nas łączyło, to twój instagram. Ty wstawiałeś posty, a ja je komentowałem. Tylko tyle. A teraz? Wszystko obróciło się o 180 stopni i ciągle zmienia kierunek. Ja po prostu jestem za bardzo nieśmiały, dziwny i strachliwy,by się w tym odnaleźć.
Chciałeś wiedzieć dlaczego do ciebie pisałem, to proszę. Gdy pierwszy raz zobaczyłem twoje zdjęcie, gdzie się uśmiechasz, to oczarował mnie twój uśmiech, sposób w jaki piszesz posty i to, jak bardzo kochany i opiekuńczy się wydajesz. Nie wiem dlaczego i jakim cudem, ale zauroczyłem się w tobie i to mocno. Po opowieściach od naszych znajomych, chciałem cię poznać, ale tak strasznie się bałem, dlatego przez 1,5 roku nic nie mówiłem i siedziałem cicho. Przepraszam, że musiał trafić ci się taki marny adorator, ale taki już jestem - Wiem, że w tym momencie brzmiałem,jak jakieś płaczliwe dziecko, ale nie dbałem o to. Chciałem mu powiedzieć prawdę. Po tym może już dziać się to,co chce.


- Wow Markie. Jak chciałeś, żebym został to wystarczyło powiedzieć "Wang Siadaj!" to bym został, ale nie twierdzę, że nie podoba mi się to, że powiedziałeś mi prawdę - Usiadł z powrotem, ale nadal trzymał moja rękę i z uśmiechem się na mnie patrzył.

-Nie patrz się tak na mnie, proszę - Zachowywałem się teraz jak jakaś dziewica, ale nic nie poradzę na to,że jestem wstydliwy.

Dobrze, że w tej chwili przyszedł kelner z naszym jedzeniem i nie musiałem już się kompromitować.
Na sam widok tego jedzenia poczułem się tak bardzo głodny, jak nigdy.

-Emmm... Jackson? - Wtrąciłem nie śmiało.


-Tak, Markie?


- Jak ja mam jeść, kiedy trzymasz moją rękę?


-Oh, tak - Puścił moją rękę i wziął sztućce do rąk. - Ale nie zapomnij, że jak skończysz jeść, to ręką wraca do mnie z powrotem. Jest taka ciepła i pasuje do mojej.

- Oh weź się przymknij wazeliniarzu i jedz. Głodny jestem - Po moich słowach zaczął się tak głośno śmiać, że ludzie i obsługa dziwnie się na nas patrzyli, a ja znowu spaliłem buraka.

Jedliśmy w ciszy. Słuchać było tylko sztućce i odgłosy przeżuwanego jedzenia. Muszę przyznać, że naleśniki rozpływały się w ustach, a czekolada była pyszna.
Po zjedzeniu swojego jedzenia, wziąłem trochę frytek od Jacksona. Mam nadzieję, że nie miał mi tego za złe. Co ja poradze, że ze mnie taka kochająca jedzenie kluska?
Gdy wszystko zjedliśmy i wypiliśmy, a Jackson musiał mnie wycierać,bo ubrudziłem się keczupem, poszliśmy zapłacić. To znaczy on płacił, bo ja nie miałem żadnego grosza przy duszy.
Było mi bardzo niezręcznie, gdy zobaczyłem w jego portfelu duży plik pieniędzy, oraz sporo kart kredytowych.
Po wyjściu poszliśmy jeszcze do sklepu zoologicznego, bo chciałem popatrzeć na jakieś zabawki dla Coco. W czasie, gdy ja się zachwycałem akcesoriami, Jackson gdzieś zniknął. Mam nadzieję, że sie nie zgubił, bo nie mam nawet komórki, by do niego zadzwonić.
Wyszedłem ze sklepu, gdy już pozachwycałem się nad rzeczami, na które mnie nie stać i czekałem na Jacksona.
Po jakichś 10 minutach wyszedł szczęśliwy z dwiema torbami.


- Co kupiłeś? I dlaczego się tak szczerzysz? - Przeraża mnie to, w jaki sposób on się uśmiecha.


-No jak to co? Prezenty dla Coco od taty - Jego ton głosu przypominał małe dziecko.


- Jakie prezenty? Głupi jesteś? Nie będę miał ci z czego oddać, a pewnie nie były tanie - Zacząłem panikować. Nie poszedłem do pracy i będę musiał oddać mu za rzeczy dla Coco. Jestem pewien, że nie pojadę do rodziców, bo nie będzie mnie stać.

-Tuan, stop. Przestań paplać i mnie posłuchaj - Pokiwałem głową i czekałem, co ma do powiedzenia. - To są prezenty, czyli nie będziesz musiał nic mi oddawać, no chyba, że buzi mi dasz. Zobaczyłem je i pomyślałem o Coco. Ja nie mam zwierząt i nie mam na kogo pieniędze wydawać. Poza tym jako jej nowy ojciec musze się pokazać z dobrej strony.

- Dobry ojciec? - W rozbawieniu podniosłem do góry brew i mało brakowało, a bym mu się zaśmiał w twarz.

- No tak. Coco teraz będzie moją futrzastą córeczką - Odparł i dumnie wypiął pierś do przodu.

- A ze mnie to teraz czyni matkę, tak?

- Tak,będziemy wielką szczęśliwą rodziną. Cieszysz się prawda? - Jego entuzjazm mnie powalał. Zawsze widzi coś pozytywnego tam,gdzie tego nie było.

- Pewnie, że sie cieszę. A teraz chodźmy coś zrobić z tymi torbami, bo latać tak nie będziemy po całym mieście - Powiedziałem z uśmiechem i wziąłem od niego jedną torbę.

Nie ważne, czy mówił to szczerze czy kłamał. On chciał coś ze mną stworzyć, coś poważnego. I mogę zabrzmieć jak samolub, ale chcę go zatrzymać na dłużej przy sobie, tylko przy sobie. Kocham go i choć nie jesteśmy razem, dla mnie to jak wygrana w lotka,której nie zamierzam oddać nikomu.

california | m.tn + j.wg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz