Mark Pov.
Po tym jak wyszliśmy z galerii, poszliśmy do mnie. Znaczy pojechaliśmy,bo jest to dość spory kawałek drogi, a Jackson cały czas buczał,że bolą go nogi. Ja nie mam pojęcia, dlaczego z niego taki maruda. Spacer dobrze by mu zrobił, zważywszy na to, że zjadł całkiem sporo jedzenia i mógł go boleć żołądek. Kiedy weszliśmy do środka, pierwsze co, to odszukałem Coco. Biedulka, pewnie się bała sama być i to tak długo. Nie myśląc wtedy o Jacksonie, dałem jej nowej wody i jedzenie,przy okazji przepraszając ją, że nie było mnie tak długo. Jackson tylko się ze mnie śmiał i podszedł do Coco, uprzednio kładąc torby na podłodze koło stołu.
Kucnął i zaczął na nią intensywnie patrzeć, by po chwili ją pogłaskać. Potem wziął ją na ręce, by po chwili podejść do toreb i wyciągnąć z niej małą różową i pluszową kość, którą dał mojemu zwierzakowi i odstawił z powrotem na ziemię. Przyglądałem się temu z niemałym uśmiechem na twarzy. Niezwykle cieszyło mnie to, że Coco go zaakceptowała. Jest moją księżniczką i jej zdanie się liczy.
- Z czego się tak cieszysz mamuśka,co? - Zapytał,podchodząc bliżej z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem.
- Z ciebie się cieszę, tatuśku - Odpowiedziałem i parsknąłem śmiechem.
- Nie ciesz się tak za bardzo, bo możesz dostać karę.
-Pff przypominam Ci, że jesteś u mnie, poza tym jestem starszy - Upomniałem go, siląc się na pewny ton, a tak naprawdę przeżywałem jak jakaś nastolatka z kiepskiego fanfiction.
- No to co z tego. Nie przeszkodzi mi to w spraniu ci tyłka.
- Spraniu mi tyłka? Zamierzasz mnie uderzyć? Chyba zacznę wołać o pomoc sąsiadów, że w moim domu siedzi męski bokser - Uniosłem brew i zacząłem się powoli wycofywać do salonu.
Wiedziałem, że jak tak dalej pójdzie, to może zrobić się nieciekawie.-Doniesiesz na mnie? Na mnie doniesiesz? No wiesz co,a ja myślałem, że przez wzgląd na naszą relacje będziesz dla mnie miły - Teatralnie złapał się za serce i zamknął oczy.
- Ale z ciebie drama queen - Przewróciłem oczami.
- Chyba Drama King
- Nie,wiem co powiedziałem. Jesteś drama queen
- Wątpisz w moją męskość Markie? - Zaczął coraz bardziej się przybliżać w moją stronę, a instynkt podpowiadał mi, że powinienem uciekać.
Niewiele myśląc wziąłem nogi za pas i zacząłem uciekać do łazienki. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, że biegnie zaraz za mną.
W ostatniej chwili zdążyłem dobiec do drzwi i zamknąć się, zanim Jackson i jego noga mi to uniemożliwiły.-Mark, otwórz mi - Jego głos był lekko zachrypnięty, a oddech urywany. Zmęczył się.
- Nie ma takiej opcji. Jeszcze mi krzywdę zrobisz. - Modliłem sie, żeby mój głos nie brzmiał jak u małej dziewczynki.
- Uwierz mi, że nie mogę Ci zrobić krzywdy. Jesteś na to,zbyt słodki
W tym momencie wydałem z siebie cichy pisk radości,w duchu mając nadzieję, żeby tego nie słyszał.
- Pff jasne. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś pedofilem,który chce mi sie dobrać do tyłka.
- Jakbym chciał ci się dobrać do tyłka, to już dawno bylibyśmy w sypialni. Mark bądź dobrą kluską i otwórz mi drzwi
- CZY TY MNIE NAZWAŁEŚ KLUSKĄ? - Wydarłem się na drzwi. Mój tłuszczyk był bardzo ładny i mogłem dzięki niemu nie zginąć, gdyby nagle zaatakowali nas kosmici. Większa masa, to większa siła.
- Oj przepraszam. Wyjdź już z tej toalety.
- Nie ma takiej opcji - Nie zamierzałem dać za wygraną.
- Wyjdziesz z tej łazienki czy to Ci się podoba, czy nie - Widać, że tracił już cierpliwość, co doprowadzało mnie do śmiechu. - Jak nie wyjdziesz to inaczej zabieram Coco i idę do siebie.
Co? On chce zabrać moje maleństwo?
- Ręce precz od mojego dziecka - Fuknąłem
- To wyjdziesz?
- Tak, ale odsuń się od drzwi i oddal o 5 metrów, inaczej będę tu siedział wiecznie - Rozkazałem
- Eh no dobra - Nic więcej nie usłyszałem, oprócz kroków, które oddalały się od łazienki. Przekręciłem zamek i najciszej, jak tylko potrafiłem otworzyłem drzwi i wystawiłem za nie głowę. Obróciłem ją w lewo, potem w prawo, a po Jacksonie nie było ani śladu. Wyszedłem na palcach z łazienki, idąc jak najciszej.
Kierowałem się do salonu, by zobaczyć, czy mój poszukiwany tam siedzi.- Ciekawe, gdzie on polazł - Mruknąłem bardziej do siebie i chciałem iść dalej, gdy usłyszałem przy uchu cichy głos :
- Spójrz za siebie słonkoWystrzelony jak z procy,podskoczyłem do góry, przy okazji dostając zawału i wylewu jednocześnie. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem wyszczerzonego od ucha do ucha Jacksona.
Chciałem już dać nogę, gdzie pieprz rośnie, niestety uniemożliwił mi to, łapiąc mnie za nadgarstek.- Teraz mi nie uciekniesz. Nieźle musiałem się namęczyć,żeby cię wydostać z tej toalety.
- Ja.. Ja... Ja.. Co ty kombinujesz? - Byłem pewny, że serce zaraz mi wyskoczy z piersi. Bałem się, co takiego wymyślił szatyn.
- Muszę cię ukarać za nieposłuszeństwo. Tak nie można mnie traktować,złotko.
I zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Jackson zmniejszył dystans między nami i złączył nasze usta w pocałunku. Usta miał bardzo miękkie i smakował kawą, którą pił w restauracji. Chciałem się zatracić w tej chwili na zawsze, niestety oderwał swoje usta od moich, pozostawiając mi lekki niedosyt.
- Grzeczna kluska z ciebie Markuś - Odpowiedział po chwili z uśmiechem.
CZYTASZ
california | m.tn + j.wg
Fanfiction↳❝i may be quiet, but i observe and remember everything❞↲ ▪gdzie jackson jest fotomodelem, a mark komentuje jego posty, w nadziei, że wang go kiedyś zauważy » #418 w Fanfiction #271 w Fanfiction #121 w Fanfiction #64 w Fanficti...