Rozdział 1.

2.2K 112 7
                                    

-Cari spóźnisz się do pracy!

- Nie spóźnię! Muszę jeszcze włosy wysuszyć. - złapałam urządzenie w dłonie i zaczęłam suszyć włosy. Nie lubię tego robić. Wolę zostawić mokre włosy żeby wyschły, ale teraz się spieszę. Gdy były już suche, odłożyłam suszarkę na miejsce i wyszłam z łazienki.

- Pospiesz się.

- Oj, Sue nie histeryzuj. Przecież mam jeszcze czas. - minęłam ją i zaczęłam wiązać moje ulubione trampki. Nienawidzę chodzić do pracy na zmianę popołudniu. Zazwyczaj muszę zamykać kawiarnię, a potem wracać po ciemku, czego nienawidzę. Nie to, że boję się ciemności. Po prostu wieczorem kręci się tu pełno podejrzanych typów. Nieraz słyszałam o tym, że kogoś tu zabito, zgwałcono, a niektórych ciał do dziś nie znaleziono. Wolałbym nie zwalać na głowę mojej jedynej rodziny - Susan, organizowania pogrzebu lub wynajmowania jakiegoś detektywa żeby mnie odnalazł. Nie przelewa się u nas z pieniędzmi, ale nie jest też aż tak źle. Ja zarabiam i ona, takim sposobem starcza nam na codzienne wydatki jakimi jest jedzenie. Na ciuchy zazwyczaj muszę odkładać, ale nie przeszkadza mi to szczególnie, nie muszę mieć co tydzień nowej torebki z Coach, czy od Louisa Vuitton.

- Właśnie, że nie. Za 21 minut masz być w pracy.

- Co? - przestraszona skierowałam wzrok w miejsce gdzie wisiał biały zegar. Niemożliwe! - Pa Sue! - zdążyłam krzyknąć i wybiegłam z mieszkania. Dlaczego mam tak daleko do pracy? Biegłam jak najszybciej mogłam. Dzięki Bogu miałam dobrą kondycję. Skręciłam w ostatnia uliczkę i wparowałam do Urth Caff. Była to przytulna kawiarenka. Ruch w południe i rano zazwyczaj był duży. Ale my dawaliśmy sobie jakoś radę.

- Cześć Erik. - Erik to wysoki blondyn o zielonych oczach. Jest bardzo przyjaznym chłopakiem. Lecz muszę przyznać czasami zachowuje się tajemniczo.

- Masz pięć minut spóźnienia. - zaśmiał się.

- To i tak cud, że tylko pięć. - również się zaśmiałam. Uwielbiam przebywać w jego towarzystwie. Chłopak zniknął na zapleczu, a jego miejsce zajęła Kelsey. To wysoka blondynka o piwnych oczach i strasznie wrednym charakterze. Przynajmniej dla mnie. Co jej zrobiłam? Sama nie wiem jestem tu dopiero dwa tygodnie, a jej już udaje się niszczyć moje życie. Jak? To proste, ciągle robi coś źle i zgania to na mnie, specjalnie zostawia jakieś rzeczy na podłodze, o które ja oczywiście się wywracam. Raz nawet wpakowała do mojej torebki kilka dolarów z kasy i musiałam się tłumaczyć przed szefem, że to nie moja wina.

- Hej. - posłałam jej uśmiech i ruszyłam w kierunku zaplecza odłożyć rzeczy. Gdy odchodziłam słyszałam warknięcie: "Pierdol się". Wzruszyłam bezradnie ramionami. Chciałam być tylko miła. Odłożyłam torebkę i poszukałam mojego obowiązkowego elementu, czyli białego fartuszka wiązanego na biodrach. Stanęłam przed lustrem i poprawiłam materiał.

- Hej modnisiu, praca czeka. -blondyn uśmiechał się. Stał, opierając się o framugę drzwi. Jego białe zęby mieniły się od padających na nie promieni słonecznych, a jego blond fryzura jak zawsze była wielkim bałaganem. Chociaż muszę przyznać, dodawało mu to sporego uroku i te piękne błękitne oczy.

- Już idę. - przewróciłam oczami i odwzajemniłam gest chłopaka.

~~

- Do zobaczenia Cari!

- Pa Erik! - odmachałam mu, a po chwili usłyszałam zamykające się drzwi. Wspominałam już, że nienawidzę tutaj zostawać sama do późna? Nie mam prawo jazdy dlatego muszę wracać pieszo, co nie jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Westchnęłam i wróciłam do ścierania blatu. Gdy skończyłam sprzątać wszystko się świeciło i mieniło. Uśmiechnęłam się zadowolona z mojej pracy i zmęczona na chwilę usiadłam za ladą. Przetarłam ręką czoło i oparłam głowę o oparcie. Jak dobrze chwilę odpocząć.

Tik tak.

Tik tak.

Tik tak.

Słyszałam tykanie zegarka, który wisiał niedaleko mnie. Usiadłam prosto i spojrzałam na niego. Już dawno po dziewiątej, muszę się zbierać. Zmęczona wstałam i poszłam na zaplecze po torebkę i odłożyć fartuszek. Ciesze się, że jest lato i na dworze nie jest aż tak zimno. Ciemno dzięki Bogu też aż tak bardzo nie jest. Niestety z każdą minutą będzie. Przed wyjściem włączyłam alarm i wyjęłam z torby kluczyki po czym zamknęłam szklane drzwi. Chwilę jeszcze tak stałam upewniając się, że wszystko zrobiłam. Gdy byłam już pewna wszystkiego ruszyłam w kierunku mojego i Sue mieszkania. Poprawiłam torbę na ramieniu i wkroczyłam do parku. Jak ja nie cierpię tego miejsca. Wolałabym chyba wszystko inne niż pozostać tutaj. Moje rozmyślenia przerwał szmer zza krzaków po mojej prawej stronie. Przerażona odwróciłam głowę w tamtą stronę, a moje serce biło tysiąc razy mocniej. Oblał mnie zimny pot, a oddech stał się płytki. Caroline, uspokój się to tylko twoja wyobraźnia sobie z ciebie drwi. Za dużo horrorów się naoglądałaś, wyluzuj. Znów szmer, ale nic tam nie widać. Przyspieszyłam kroku, a adrenalina z każdą chwila narastała w moim ciele.

Szmer.

Tym razem z przodu. Nim zdążyłam się odwrócić i uciec ktoś przyłożył mi jakąś ścierkę do buzi. Chciałam piszczeć, krzyczeć, płakać, kopać, ale nagle zrobiłam się strasznie senna, a moje ciało opadło bezwładnie na ziemię. Poczułam czyjeś silne ręce na biodrach. Nagle uniosłam się i zostałam przełożona przez ramię. Ostatnie co pamiętam to piski opon samochodu i czyjś melodyjny głos, który utkwił w mojej głowie.

Od razu mówię, że rozdziały nie będą długie, ale postaram się je pisać często.

No to mamy już 1 rozdział! :)

Mam nadzieje, ze niej aż tak bardzo do dupy.

Liczę na szczerą opinię.

Brutal life//Jai Brooks ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz