Rozdział 22.

654 51 4
                                    

*Caroline*

Przetarłam zmęczoną twarz i wyjrzałam przez okno. Wiosenne słońce już dawno było na horyzoncie i ogrzewało moje rumiane policzki. Wczorajszy wieczór przepłakałam, znów. Przecież była tak dobrze, no właśnie było. Mieliśmy gdzieś razem wyjść, a skończyło się na nieprzespanej nocy i zniknięciu Jai'a na kilka godzin. Wysunęłam z jedwabnej pościeli blade nogi i przesunęłam się tak, że teraz zwisały mi na dół, a opuszki palców stykały się z puchatym dywanem. Westchnęłam i z powrotem opadłam na łózko. Nie mam na nic siły. Nie mam siły na zwyczajne czynności jak mruganie i oddychanie, a co dopiero na wstanie i udawanie, że wszystko w porządku. Zawsze byłam wrażliwą dziewczyną, ale ukrywałam to, bo po co mi niepotrzebne pytania typu ''Co się stało? Coś nie tak?''? Co im to da, że będą wiedzieć? Niby będą współczuć, ale nie nigdy nie będą wiedzieli jak to jest. Nie jestem jedyną osobą, która straciła najbliższych, ale każdy przeżywa to inaczej. W swój sposób. Ja mam chory sposób, dlatego nikt mnie nie zrozumie. Czuję jak upadam, coraz niżej. To jest jak choroba, nie odpuści po dniu, a nieleczona będzie się rozwijać.

"... nie trzeba magii, by pokierować czyimś sercem.

Serce radzi sobie samo i rzadko wybiera najłatwiejsze drogi."

Czuję, że się zakochałam.
W nim.
I nie podoba mi się to, bo to uczucie jest straszne. Fakt, że nie jestem dla niego kimś wyjątkowym, ważnym mnie rujnuje. Nie potrafię sama wyleczyć tej choroby. Nawet specjalista nic nie da, nie ma dla mnie ratunku. Powoli umieram, z tęsknoty i miłości do niego. To okrutne i bolesne.

~*~

Zapukałam do drzwi z ciemnego drewna i lekko je uchyliłam. Zetknęłam się z ciemnym spojrzeniem bruneta, ale po chwili wzrok był łagodniejszy, chociaż nie tak całkiem.

- Wołałeś mnie tak? - wychrypiałam pod nosem i spuściłam wzrok.

- Mhm. - przytaknął i wskazał na drzwi. Zmarszczyłam brwi nie do końca wiedząc o co mu chodzi. Mam wyjść? Dopiero przyszłam i to na jego żądanie, nie rozumiem. - Zamknij. - krótko wyjaśnił, a ja wykonałam jego polecenie przełykając gulę w gardle, która uformowała mi się od kiedy znalazłam się w tym pomieszczeniu.

- Więc czemu mnie wołałeś? - odważyłam się znów wrócić wzrokiem na jego postać, ale on wydawał się jakiś nieobecny. Podeszłam kilka kroków do niego i niepewnie położyłam dłoń na jego silnym barku. - Jai? - mruknęłam i spojrzałam w jego zamglone oczy, wyglądał jakby był dzieckiem, które się zgubiło. Nagle zostałam przygnieciona do ściany, a Brooks spojrzał mi głęboko w oczy. Przestraszyłam się tego ruch, a od bliskości naszych ciał serce odbijało mi się od żeber. Widziałam jednak, że nie ma czegoś złego na myśli, bo oczy wyrażały jedynie troskę i łagodność. Położył swoje obie dłonie na moich barkach i cicho wyszeptał jakby bardziej do siebie niż mnie.

- "Jeśli żyjąc lub ginąc zdołam Cię ocalić - zrobię to." - znaczenie tych słów trochę mnie przestraszyło i zatrzymało pracę serca. Przed czym ma mnie ocalić? Co on bredzi? Wczoraj musiało się coś stać, zachowuję się bardziej niż dziwnie.

- Jai? Przed czym masz mnie ocalić? Nic mi przecież nie grozi. - zagryzłam wnętrze policzka i ujrzałam jak słodka czekolada w oczach zamienia się w ciemny brąz, prawie, że w czarne. Chyba już wrócił. Usłyszałam prychnięcie i po chwili widziałam kpiący uśmieszek zdobiący tą perfekcyjną twarz. W duchu westchnęłam i czekałam na dalszy rozwój tej sytuacji.

- Jeszcze. - zaśmiał się ironicznie i przycisnął mnie jeszcze bliżej siebie. - Może te twoje mądre usteczka w końcu się do czegoś przydadzą? - zanim zdążyłam zareagować jego usta przygniotły moje, a mi zabrakło tchu. Z oszołomienia stałam jak słup, a jego usta desperacko szukały jakiejś reakcji z mojej strony. Gdy w końcu się trochę otrząsnęłam poruszyłam swoimi ustami, a on wydobył pomruk zadowolenia, że w końcu otrzymał to co chciał. Wplotłam palce w jego włosy i lekko pociągnęłam za końcówki, uśmiechając się przez pocałunek. Chłopak chwycił mnie za uda i podniósł by mieć jeszcze lepszy dostęp. Całował tak cudownie, mimo iż zachłannie mi to nie przeszkadzało.  A wręcz podobało mi się to. Jego usta są takie pełne i miękkie. Oderwał się w końcu ode mnie, by nabrać potrzebnego tlenu i oparł swoje czoło o moje. Oboje mieliśmy urywane oddechy i zapewne mętlik w głowie. Znów zostałam przytwierdzona do zimnej ściany na co mruknęłam. Jai'owi najwidoczniej to się spodobało, bo widziałam u niego uśmiech, ale już po chwili jego usta znalazły się na mojej szyi. Składał na niej gorące pocałunki, przy jednym punkcie zatrzymał się na dłużej. Gdy się odsunął chuchnął w to miejsce, a mnie przeszły dreszcze.

Brutal life//Jai Brooks ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz