- Cholera Beau jest już dwudziesta! - spojrzałam przestraszona na wyświetlaną godzinę w samochodzie.
- Spokojnie. Ty masz prawo się spóźnić. - zerknął na mnie w przednim lusterku i się uśmiechnął.
- Ale Jai mówił, że mamy być o 19:30. - złapałam się za głowę. On będzie wściekły, ale to nie moja wina, że Luke musiał koniecznie do łazienki po drodze!
- Trudno. - wzruszył ramionami. Czy ty wiesz chłopie co mnie może przez to czekać? - Nie martw się, uratuję cię jak coś. - czytasz mi w myślach? Przyłożyłam głowę do szyby i wpatrywałam się w oświetlone miasto. Zawsze kochałam siedzieć na balkonie i obserwować je z góry, bo tylko to mi zostawało gdyż Sue nie pozwalała mi wychodzić. Z jakiego powodu? Takiego, że nie powinnam siedzieć w tym samochodzie.
Zorientowałam się, że pojazd zaczął zwalniać. Spojrzałam pytająco na Beau, a ten posłał mi uśmiech.
- Już jesteśmy. - na tę wiadomość od razu się rozchmurzyłam, w końcu! Auto się zatrzymało, a ja wyskoczyłam z niego jak najszybciej. Byłam szczęśliwa i zestresowana równocześnie.
- Pospieszcie się. - pisnęłam i podskoczyłam w miejscu.
- Chyba pierwszy raz widzę cię taką szczęśliwa. - zaśmiał się najstarszy, a ja przewróciłam oczami. Jestem optymistką, zawsze staram się dostrzec coś dobrego nawet w najgorszej sytuacji. Luke stanął obok mnie,a za nim Beau.
- Gotowa na najlepsze urodziny świata? - szturchnął mnie łokciem w bok, a ja się zaśmiałam i oddałam mu tym samym.
- Oczywiście Luke. - podeszliśmy do ochroniarza, który swoją drogą wyglądał jak zapaśnik sumo. Trochę przestraszyłam się tego masywnego mężczyzny. Najstarszy z naszej trójki skinął do niego głową, a ten nas wpuścił do środka.
- Cholera. - tylko tyle udało mi się wydusić. Klub był ogromny, a liczba osób, która w nim była mnie przeraziła. Ja nie znam tych ludzi. Spojrzałam na chłopaków z miną "To dobre miejsce?", a oni jedynie się uśmiechnęli i zaczęli prowadzić mnie w jakimś nieznanym mi kierunku. Rozglądałam się dookoła i naprawdę nie mogłam znaleźć ani jednej znajomej twarzy. Kogo oni do cholery zaprosili? Brooks'owie się zatrzymali, a ja wraz z nimi i ujrzałam przed sobą mini "scenę" na której były różnego rodzaju sprzęty Dj'a i jeden mikrofon. Nagle wszyscy przestali tańczyć, a muzyka została wyłączona. Wszyscy byli skierowani w to samo miejsce co ja. Co jest? Na scenie ukazała się dobrze mi znana sylwetka Jai'a. Uśmiechnęłam się do siebie widząc to jak zajebiście wyglądał. Miał na sobie czarne spodnie i czarną bluzkę z kieszonką w stylu moro. Jego włosy były rozczochrane co tylko dodawało mu seksapilu.
- Hej, jak się bawicie? - krzyknął do mikrofonu, a cała sala zaczęła piszczeć, gwizdać i krzyczeć. - Chyba każdy wie z jakiego powodu dzisiaj tutaj jest. - w tym momencie spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - Chodź Caroline tu do mnie. - machnął na mnie ręką, a ja znieruchomiałam. Co? Ja tam nie pójdę, nie przy tylu ludziach. Bracia popchnęli mnie w kierunku sceny, a ja byłam zmuszona tam iść. Zabiję go, obiecuję.
- Tak więc ta ślicznotka ma dziś urodziny. - przytulił mnie od tyłu gdy już byłam obok niego, a mój organizm zapomniał jak się oddycha. Jai przytulił mnie przed taką widownią. O mój Boże. - Chyba coś jej się należy. - i wtem wszyscy goście zaczęli śpiewać "sto lat". Ze łzami w oczach podeszłam do mikrofonu.
- Ja nie wiem co mam powiedzieć. - zachichotałam nerwowo. - Bardzo wam dziękuję i życzę byście się dobrze bawili! - klasnęłam w dłonie z szerokim uśmiechem, a sala zaczęła wiwatować. Dj z powrotem puścił piosenkę, a ja się odwróciłam i niemo powiedziałam do Jai'a "dziękuję" i zeszłam ze sceny. Poczułam jak ktoś chwycił mnie za ramię, a po chwili już byłam w uścisku tej osoby. Przestraszona odskoczyłam od tej postaci. Gdy ujrzałam kto to zakryłam usta dłońmi i pisnęłam ze szczęścia.
CZYTASZ
Brutal life//Jai Brooks ✔️
FanfictionOstatnie co pamiętam to piski opon samochodu i czyjś melodyjny głos, który utkwił w mojej głowie.