Rozdział 17

4.1K 168 12
                                    

Jak co dzień siedzę na podłodze, oparta o brudną ścianę i jak co dzień po moich policzkach spływają łzy. Ale to już nie są tylko łzy smutku. To po części są łzy ulgi. Ulgi i szczęścia. Czy to dlatego, że go usłyszałam? Czy może dlatego, że mnie szuka. Że mi pomoże. 

Tak bardzo bym już chciała być w domu. W jego objęciach. 

W takich momentach doceniam,że go mam. Przypominają mi się wszystkie piękne chwile z nim. Do oczu co raz bardziej napływają mi łzy.

Po tej całej melancholii postanowiłam wziąć się w garść. Pod odstającego panela wyciągnęłam nóż, który kilka dni temu zabrałam z kolacji. Schowałam go za pasek od majtek i przykryłam bluzką.

Wstaje i zaczynam chodzić po pokoju. W pewnym momencie po całym obleśnym pokoju roznosi się płacz dziewczyny. Nie patrząc na nic podchodzę do niej, kucam przy niej i ją przytulam.

-Nie płacz. Wszystko będzie dobrze.

-Ty nie rozumiesz. Gdzieś tam w domu, czeka na mnie moja malutka córeczka. Pewnie teraz za mną płacze.

-Wrócisz do niej. Obiecuję. -Znów ją przytulam. W tym momencie do pokoju wchodzi Szyna i Liam.

-Henson. Wstawaj i idziemy. - Mówi Szyna. Liam nic się nie odzywa. Nawet na mnie nie patrzy. Chociaż w sumie nie mogę tego stwierdzić, bo ma na sobie okulary przeciwsłoneczne.

-Dokąd?- pytam ździwiona.

-Zamknij się i nie zadawaj głupich pytań. Chodź.

-Magiczne słowo, kurwo. - Wstałam na równe nogi i wyskoczyłam do mężczyzny. Ten nie patrząc na nic uderza mnie z otwartej ręki w twarz. Mocno. Tak mocno, że padam na podłogę. - Pożałujesz tego. - Sycze przez zaciśnięte zęby.

- Tak?- Pyta ironicznie, po czym kopie mnie z całej siły w brzuch. - Pożałujesz?  Co ty nie powiesz? - Powtarza czyn. Wije się na podłodze z bólu. Robi to jeszcze raz i jeszcze.

- Wystarczy. - Odzywa się Liam. - Jak ją przeprowadzisz w takim stanie, to nas zabiją. -Mówi obojętnie.

-Masz rację. - Łapie mnie za włosy i ciągnie do góry, a ja krzyczę na cały budynek. Kiedy  już stałam na nogach popatrzyłam na Liama i po moim policzku spłynęła łza. Po tym popatrzyłam na Szynę. Podeszłam do niego. Byłam od niego o krok. Patrzyłam mu w oczy. Jego były obojętne, bezduszne, a moje płonęły. Chciały zemsty. Nie zważając na konsekwencje naplułam mu krwią w twarz. Ten starł ją z twarzy i znów mnie uderzył. Ale tym razem nie upadłam. Mocno zaparłam się nogami. Zaczęłam się śmiać. Nie wiem, czy dlatego, że doszłam do wniosku, że mam przejebane, czy dlatego, że go tak bardzo wkurwiłam. -Przejebałaś sobie. - Szyna znów pociągnął mnie za włosy i  tym razem ciągnąć mnie za nie,  wyprowadził z pokoju. Idę obok niego krzycząc z bólu.

-Co to za krzyki?  - Słyszę, kiedy wchodzimy do jakiegoś pokoju.

-To ta suka. - Mówi Szyna.

-Ej! Nie mów tak o mojej siostrze. I w tej chwili ją puść. - Szyna automatycznie puścił moje włosy. - Tylko ja mogę ją tak nazywać.

-Jaki przykłady braciszek się znalazł. - Odburkuje.

-Moja droga siostrzyczko. Dlaczego w tobie jest tyle nienawiści? - Pyta ironicznie.

-Jesteś głupi czy głupi?

-Emm..  Głupi. - robi sobie żarty.

-Widać. - Mówię ostro.

-Dobra, starczy już tych wygłupów. Dzisiaj masz bardzo ważne zadanie.

-Ja? Jakie? - Pytam ździwiona.

Zapomnijmy o przeszłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz