#7 "Choroba"

153 6 1
                                    

Obudziła mnie suchość w gardle, jakbym nigdy w ustach nie miała wody. Użyłam niewerbalnego zaklęcia Accio i butelka sama do mnie przyleciała. Po kilku łykach poczułam straszny ból gardła. Odłożyłam butelkę i podniosłam się chcąc pójść do łazienki po leki, lecz po kilku krokach stwierdziłam, że jestem za słaba.

-D-d-dorcas... - wyszeptałam - Pomożesz mi? Proszę?

-Jasne, Li- Co Ci się stało?! Wyglądasz jak trup! - zaniepokoiła się przyjaciółka

-Chyba trochę się przeziębiłam, to nic takiego. Podałabyś mi proszę kosmetyczkę, którą mam w łazience? Tą niebieską. - poprosiłam przymykając oczy. Wypowiedzenie nawet kilku słów sprawiało mi trudność

W czasie gdy Dorcas poszła do łazienki, postanowiłam na chwilę wrócić do łóżka. Usiadłam i przykryłam się kołdrą, ponieważ przeszły mnie dreszcze zimna.

-Lily... Nie wyglądasz najlepiej. Pójdę po panią Pomfrey, da Ci magiczne leki.

-Nie! Ja jestem zdrowa, po prostu trochę mnie przewiało. Wezmę lekarstwa i idę na lekcje.

-Nie ma mowy! Lily, jesteś blada jakbyś się pomalowała podkładem o cztery odcienie za słabym, masz czerwone policzki i cała drżysz! Nie zgadzam się! - przeciwstawiła się dziewczyna

-Dorcas, muszę iść na lekcje. Nie mogę ich odpuszczać przez złe samopoczucie.

-Nie puszczę Cię. Poza tym i tak nie dałabyś rady podejść do drzwi, jesteś za słaba. I nie mów nic więcej, widzę, że Cię boli gardło.

-Ale... - próbowałam zaprotestować

-Żadnego ale. Zostajesz dzisiaj w dormitorium i odpoczywasz, jasne?

-Jasne. - poddałam się

Postanowiłam położyć się spać. W sumie to mój organizm postanowił, ponieważ gdy tylko Dorcas zamknęła drzwi dormitorium, odpłynęłam w krainę snów.

Obudziłam się cztery godziny później bynajmniej nie czując się lepiej. Gardło paliło żywym ogniem, głowa miała zaraz eksplodować a nos był strasznie zapchany. Od razu sięgnęłam po chusteczki i wydmuchałam nos. Nawet tak banalna czynność mnie zmęczyła i musiałam wziąć kilka głębokich oddechów przez już odetkany nos. Na stoliku nocnym zobaczyłam parujący rosół, szklankę wody i garść przeróżnych leków. Zza rosołu nieśmiało wyglądały piękne lilie - moje ulubione kwiaty. "Ciekawe od kogo one są?" pomyślałam. Szybko zjadłam rosół i wodą popiłam tabletki. Postanowiłam poczytać pewną mugolską książkę. Po trzydziestu minutach znów ogarnęła mnie senność i tym razem bez chwili wahania się jej poddałam.


Gdy znowu otworzyłam oczy zobaczyłam parę tych czekoladowych. Przestraszyłam się nie na żarty i krzyknęłam, co spotęgowało ból gardła. Po chwili zorientowałam się, iż właścicielem oczu tej przepięknej barwy jest James. W myślach skarciłam się za określenie jakim mianowałam jego oczy.

-Potter! - wykrzyknęłam szeptem - Co ty tutaj wyrabiasz? Jak się tu dostałeś?


-Mam swoje sposoby. - wykrzywił twarz w uśmiechu - Słyszałem, że się źle czujesz i postanowiłem, że wpadnę zobaczyć co u ciebie. Jak się czujesz? - wydawał się poważnie zmartwiony


-Czuję się na tyle dobrze żeby jutro iść na lekcje i wyprosić Cię stąd. - skłamałam


-Nie kłam, Liluś. Mam oczy i widzę, że źle się czujesz. - "Masz bardzo piękne oczy..." pomyślałam - Przyniosłem Ci czekoladę. - próbował mnie przekupić


-Dzięki, Potter, ale i tak nie dam rady jej zjeść. Za bardzo boli mnie gardło.


-Trudno. Ja ją mogę zjeść. - uśmiechnął się


-Nie. Tak. A rób co chcesz tylko już idź! Jeszcze Cię zarażę.

-Chyba zapiszę sobie to w kalendarzu, Lily Evans się o mnie martwi! Wiedziałem! - zaśmiał się James. Miał bardzo ładny śmiech.

-Nie martwię się o Ciebie, tylko o Remusa z którym śpisz w jednym pokoju. Jeszcze go zarazisz i z kim wtedy będę się uczyć? - szybko wymyśliłam

-Kłamiesz. - stwierdził z satysfakcją - Zależy Ci na mnie. - dodał ciszej

-Nie. - powiedziałam jak w transie patrząc w jego oczy - Po prostu nie chcę żebyś był chory.

-Oh, Lily... - przybliżył się do mnie. Spanikowana psiknęłam mu prosto w twarz.

-Przepraszam! - zapiszczałam -Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie chciałam!

-Nic się nie stało. - zaśmiał się zdejmując okulary i czyszcząc je kawałkiem bluzki - Jesteś urocza kiedy się stresujesz. Robisz się wtedy czerwona, przez co twoje urocze piegi widać jeszcze lepiej.

-Nie czerwienię się! - odrzekłam czerwieniąc się

W odpowiedzi James ryknął śmiechem. Po chwili i ja zaczęłam. Leżeliśmy na moim łóżku w dormitorium gryfonek wśród zasmarkanych chusteczek higienicznych i zaśmiewaliśmy się. Po chwili chłopak przestał się śmiać i całkowicie poważny powiedział:

-Lily, chcę Cię taką widzieć za kilka lat w naszym domu. Kocham Cię.

Zestresowana gwałtownie wciągnęłam powietrze.


Lily EvansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz