Przemierzał ulice, poszukując swego celu. Nie zwracał uwagi na innych ludzi, ponieważ to nie po nich tu przybył. Jeszcze nie ich czas. Wiedział gdzie powinien się udać, gdyż prowadził go jego ukochany kruk, Douis. Ptak leciał zaledwie dwa metry przed nim, wskazując właściwą drogę, w miejskim labiryncie. Jechał na spotkanie z kolejną duszą, której ziemskie życie dobiega końca.
Rower z lat dwudziestych mimo swego wieku sprawował się świetnie. Nie skrzypiał, nie zawodził, sunął gładko po asfalcie. Luźne fragmenty eleganckiego garnituru były lekko podwiewane przez wiatr. Okrągłe okulary na spiczastym nosie odbijały promienie słońca, które z kolei pochłaniał czarny cylinder, a buty, równie stare co jego środek transportu, lecz w nienagannym stanie, połyskiwały świeżo nałożoną pastą do butów. Z pozoru nieco podstażały mężczyzna z krótką bródką oraz białymi włosami średniej długości nie wyróżniał się zbytnio w tłumie, choć jego ubiór z pewnością nie był codziennością w dzisiejszych czasach. Co to niektórzy oglądali się za nim, zastanawiając dokąd jedzie. Inni dumali skąd przybył.
Jedyną rzeczą, przez którą jeszcze bardziej mógł się wyróżniać były skrzydła, widoczne jedynie w jego cieniu i tylko przez tych, których wedle przysłowia zabierze jego Pani, choć w rzeczywistości to podobni mu jej podwładni. Bowiem Nuntius Mortis miał za zadanie odpowiednio zająć się ciałem i odprowadzić duszę w odpowiednie dla niej miejsce. Nic poza tym. Co prawda, praca odrobinę nudna, lecz nie dla niego. Fascynowały go coraz to nowsze sposoby zabijania i odmienne przypadki, które, jak na złość, zdarzały się rzadko.Cicho pogwizdując zajechał pod jeden z wyższych budynków w okolicy, zostawił rower w wyznaczonym do tego stojaku i ruszył na dach biurowca. To stamtąd szesnastoletnia dziewczyna miała skoczyć, odbierając sobie życie. On miał na celu zaopiekować się jej duchem. Dopilnować, by tego wieczoru trafiła w adekwatne do jej czynów miejsce.
~*~
Siedziała po turecku dwa metry od krawędzi. Nikt jej nie widział. Nikt nie zauważył, że tu weszła. Nikogo nie obchodził jej los. Po jej twarzy spływały kolejne łzy bezsilności i rozczarowania. Czy dla kogokolwiek była kiedyś ważna choć przez chwilę? Zdawało jej się, iż nie i gdyby miała odpowiedzieć na to pytanie nie zawahałaby się. Nie. To był zaledwie jeden z wielu powodów, które pchnęły ją do tego strasznego czynu. To przez nie siedzi właśnie tu, przygotowując się na spotkanie z... właściwie z kim? Nie do końca wierzyła w życie po śmierci, ale zawsze czyniła dużo dobra. Sporo złego, obelg, brała na siebie, chroniąc innych, nawet ich nie znając i nie oczekując czegokolwiek w zamian. Głównie przez to zmagała się z depresją. Jednakże najgorsze było to, że rodzice, najbliżsi jej sercu, nie zobaczyli jej zmieniającego się podejścia do życia i ludzi. Uważali to za fanaberię, skutek dorastania. Dawali jej w tym wolną rękę, twierdząc, iż postępują słusznie. Nie mieli pojęcia, że w ten sposób kopią grób dla własnej córki. Teraz już za późno na ratunek. To wszystko ją zabiło.
Wstała i na drżących nogach przeszła metr, zatrzymując się w miejscu, gdzie nadal pozostawała niewidoczna. Już chciała iść dalej i zakończyć to wszystko, gdy usłyszała kroki na klatce schodowej. Nie czekając na nic schowała się za wejściem tak, by otwierające się drzwi zasłoniły ją w całości. Nie chciała sprawiać nikomu przykrości i kazać patrzeć jak robi ostatni krok w swoim życiu. Pragnęła chwili spokoju i samotności. Zero jakichkolwiek ludzi.
Metalowe drzwi powoli się otworzyły, a zza nich wyłonił się elegancko ubrany, podstażały mężczyzna. Przeszedł zaledwie półtora metra i stanął. Wtem usłyszała głośne krakanie nad głową. Nieudolnie zdusiła krzyk, gdyż starszy pan najwyraźniej usłyszał ją i odwrócił się, spoglądając na jej wątłą postać. Nie odezwał się nawet słowem. Kruk szybko przyleciał do swego właściciela i usiadł mu na lewym ramieniu. Ten z kolei nawet nie drgnął. Przerażona dziewczyna poruszyła się niepewnie odrobinę zwiększając dzielącą ich odległość.