29.10.2017r.
Pitch nie był zaskoczony kiedy jedynym śladem bytności Jacka w bazie Northa pozostała śnieżka, którą oberwał w plecy Bunny piętnaście sekund przed tym jak North wszedł samotnie do sali ze Sferą. Wyraźnie przygnębiony.
- Niech zgadnę - mruknął, wywracając przy okazji oczami. - Wypaliłeś z mową o bebechach, matryoszkami, przeznaczeniu i uciekł...?
- Cóż... Tak. W pewnym sensie. Moja mowa nie ma nic wspólnego z bebechami! Kiedy wy wszyscy w końcu to zrozumiecie? - westchnął gorzko.
- Naprawdę nie macie w sobie ani kszty wyrozumiałości - pokręcił głową. Miał ochotę się wynieść, ale był strażnikiem i nie wypadało mu...
...Nie, póki pozostali się nie wykrzyczą dostatecznie i nie zakończą spotkania.
- Musimy coś zrobić - zauważyła Toothiana, trzepocząc przy tym intensywnie skrzydełkami. - Został wybrany na strażnika...
- Przez przypadek - prychnął Bunny, krzywiąc się nieprzyjemnie. - Tylko przez przypadek.
- Wiesz dobrze, że takie rzeczy nie biorą się z przypadku - skarciła go wróżka, opierając ręce na biodrach i posyłając mu groźne spojrzenie.
- Co ci powiedział? - zainteresował się Pitch, nie mając siły na słuchanie tej dyskusji dalej.
- "To ty nic nie rozumiesz... I nie zrozumiesz" - westchnął North. - Tak, w tym ma rację. Nie rozumiem! Zostanie strażnikiem to... To zaszczyt, to przyjemność, przywilej...
- Czy ja wiem? - Pitch wywrócił oczami. - To konieczność trzymania się was, znoszenia waszego słodzenia, szczerzenia się - zaczął wyliczać od niechcenia.
- Oh, Pitch! Bądź poważny! - Toothiana spojrzała na niego groźnie tym matczynym spojrzeniem, które tak bardzo go zawsze irytowało, między innymi dlatego, że była młodsza. Dużo młodsza. - Tylko tobie to wszystko przeszkadza! Jack jest młodym duchem, który kocha się bawić. Ja to wszystko mogłoby mu przeszkadzać?
Pokręcił głową.
- Wy naprawdę nie macie szansy zrozumieć - powiedział, a potem skinął dłonią, zaczynając stapiać się z cieniem. - Powinniście spróbować zobaczyć go, poznać - wzruszył lekko ramionami.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?! - krzyknął w jego kierunku gniewnie Bunny.
- Co ja mogę wiedzieć? Co ktokolwiek z was może wiedzieć o samotności, o odrzuceniu, o istnieniu w cieniu i niechęci? - uśmiechnął się krzywo, a potem po prostu zniknął. Po nim pozostało tylko wrażenie, trwające mniej niż kilka sekund, że z ciemności spoglądają złociste oczy.
Właściwie mógł ich zostawić z problemem samych. Jak się ruszą z bazy i zobaczą na własne oczy jak świat się zmienia to nic złego im się nie stanie. Raczej. Może zmiany w dzieciach wstrząsną nimi choć trochę? Może otworzą im oczy? Wątpił. Ale to akurat było bez znaczenia, bo i tak nie widział sensu w edukowaniu ich.
Toothiana wzięła zamach i trzepnęła Bunny'ego w głowę.
- Naprawdę? Nie mogłeś się powstrzymać? - zapytała oburzona. - Ja.. sama nie zareagowałam dobrze na to co mówił, ale... Ale może miał rację? Może przez to jak wiele nas i Jacka dzieli tak trudno nam zrozumieć jego zachowanie? Może... Może kryje się za tym coś więcej niż niechęć do księżyca? - jej cienki głosik unosił się w powietrzu, przenikliwy strasznie i ogłuszający.
Chociaż żaden z panów tego nie potwierdził... Jej pytania odzwierciedlały doskonale to wszystko do czego sami zaczęli dochodzić. No, poza Bunnym. On nie lubił Jacka i nie zamierzał polubić. I tyle. I nie interesowało go co właściwie myślał Frost, co czuł i co nim kierowało. Jemu wystarczyło, że Frosta nie ma nigdzie w pobliżu.
CZYTASZ
Jeden wiek różnicy
FanfictionCo by się stało gdyby sto lat przed wyborem Jacka na strażnika doszło to... małych zmian w "fabule"? Gdyby z udziałem Pana Koszmarów wydarzyło się coś... nieoczekiwanego?