Bonus

457 82 12
                                    

13.04.2018r.

Walka o dopuszczenie do matury, czyli zaliczenie matematyki, trwa. Dlatego niestety tak krótko...

Bonus

Kiedy Jack był młodym duchem zdarzało mu się czasem z ukrycia obserwować ludzi, a ponieważ nie pamiętał nic z czasu sprzed wydostania się na powierzchnię jeziora, próbował ich naśladować. Miał nadzieję, że może dzięki temu będzie bardziej jak oni; może odzyska wspomnienia; może zaczną go widzieć?
Z roku na rok nadzieja była coraz kruchsza - świat parł do przodu, zmieniał się, stawał coraz bardziej skomplikowany... I tylko dzieci wciąż chciały się bawić ze swoim przyjacielem Jackiem, którego nie widziały, ale wyczuwały, że jest wśród nich, zwłaszcza gdy śnieżka zimą nadlatywała tak znikąd albo głowa bałwanka sama unosiła się i zajmowała należne jej miejsce na jego okrągłym brzuchu.
Chociaż nikt nie mógł tego wiedzieć, gdzieś w głębi Jacka istniało pewne szaleństwo, pewna drobna myśl sprawiająca, że jednocześnie wypełniały go zmieszane ze sobą przerażenie i jakaś ulotna, pozostawiająca po sobie gorycz i niedosyt, radość.
...a gdyby spróbował przestać radować dzieci?
Może mógłby je straszyć tak jak Pitch Black? Może wtedy nareszcie by go zobaczyły? Chociaż troszeczkę...!
Jednakże Jack nie sprawdził tego nigdy, bo zawsze szybko się wybudzał z pomysłów swojego małego szaleństwa i jakaś mądrzejsza część jego wytykała mu, że nigdy nie byłby szczęśliwy gdyby widziano go po to, aby się bać.
Kochał szczęśliwe dzieci.
Kochał uśmiechnięte dzieci.
Kochał śmiejące się i przekraczające bariery strachu dzieci.
Jack pozostawał samotny i coraz bardziej rozdarty wewnętrznie, tak drastycznie, że pory roku, z którymi nie miał nic wspólnego, przynosiły mu ulgę. Mógł się wtedy ukrywać daleko od całego świata w swojej grocie... I gubić się, gubić coraz bardziej wśród setek myśli własnych, ale jakby obcych.
Jack tracił już ostatnie swoje nadzieję na to, że ktoś w końcu zobaczy go i zaakceptuje.

A potem pojawił się Pitch Black i zaoferował mu zamieszkanie w swoim legowisku. I chociaż brzmiało to absurdalnie; stan Jacka zaczął się powoli poprawiać.
Nadzieją wracała, siły wracały, niepokojące myśli przestawały zadręczać serce, a naśladowanie ludzi odeszło w niepamięć.
Pitch miał rację.
Jack nie był człowiekiem, ale duchem i jako duch właśnie był najbardziej wyjątkowy, najbardziej potrzebny światu.
Tak było dobrze.
Tak wydawało się, że jest idealnie i już niczego więcej nie potrzeba...

...ale czar szaleństwa niespełna sto lat później ugodził Jacka i wywołał z mroków jego świadomości wszystkie dawne cienie, zacierając powoli każde światło nadziei, każdą szczęśliwą myśl...
Rozrywając chłopaka od środka na kawałki.
Znów skulonego w grocie daleko od całego świata.
Samotnego; nawet jeśli osobiście wybrał dla dobra tych, których kochał, taką, a nie inną drogę.

Jeden wiek różnicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz