Rozdział I

1K 45 4
                                    


   Otworzyłam oczy, po chwili ponownie je zamykając przez oślepiające światło w pomieszczeniu. Zamrugałam kilka razy, przyzwyczajając się do blasku lamp. Rozejrzałam się po pokoju. Było jasno i schludnie. Panowała tu spokojna atmosfera, wręcz szpitalna. Miałam wrażenie, że skądś znam to pomieszczenie. Nie miałam pewności, ale prawdopodobnie znajdowałam się w Św. Mungu.

   Ale jak się tu znalazłam?

   Nagle przez drzwi wszedł wysoki, łysy mężczyzna i rudowłosa kobieta cali ubrani na biało. Dokładnie obserwowałam ich ruchy, jak pośpiesznie do mnie podchodzą, sprawdzają puls, przeglądają jakieś papiery. Kobieta spojrzała na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami, przyglądając mi się uważnie.

— Pamiętasz, jak się nazywasz? — zapytał mężczyzna i popatrzył na mnie z zaciekawieniem.

   Podniosłam się do pozycji siedzącej, lekko kiwając głową.

— Ja chyba nazywam się Aurora... Aurora Gryffindor.

— Gryffindor? Ciekawe — mruknęła rudowłosa, mierząc mnie zdziwionym spojrzeniem.

   Po plecach przeszedł mnie mimowolny dreszcz. Nie wiedziałam, jak się tu znalazłam ani dlaczego tu jestem. Atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się gęsta, czułam na sobie uważny wzrok łysego mężczyzny, bojąc się o cokolwiek zapytać. Byłam ciekawa, co tutaj robiłam, ale słowa nie chciały przejść przez moje gardło. Zamknęłam na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech i próbując się zrelaksować. Moje serce biło jak szalone, a niepewność i niewiedza były nie do wytrzymania.

— Ile masz lat? — usłyszałam kolejne pytanie.

— Miesiąc temu skończyłam szesnaście — odpowiedziałam po krótkiej chwili.

— Co z twoją rodziną? — spytała pielęgniarka, siadając na krzesełku niedaleko mojego łóżka i wyciągając notes.

— Rodziną — wyjąkałam, analizując każde jej słowo.

   Miałam pustkę w głowie, jakby słowo "rodzina" nie było mi dotąd znane. Nie mogłam poskładać myśli ani ułożyć jakiejkolwiek sensownej wypowiedzi. Czułam się ogłupiała, jakbym straciła... pamięć.

— Nie pamiętam — odrzekłam w końcu, spoglądając na rudowłosą, która przemilczała ten fakt. — Jestem w szpitalu? — zapytałam po chwili niezręcznej ciszy.

— Tak, miałaś wypadek, spadłaś z miotły — wytłumaczył mężczyzna, przeglądając jakieś papiery. — Uczęszczasz do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Przypominasz sobie tę szkołę?

— Nie — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

   Siedząca obok mnie kobieta zaczęła coś szybko skrobać w notesie, przelotnie na mnie spoglądając.

— Dlaczego nic nie pamiętam? — zadałam w końcu, nurtujące mnie od początku, pytanie. Dokładnie widziałam, jak twarz mężczyzny z pogodnej zmienia się w przygnębioną. W jego oczach dostrzegłam smutek i współczucie.

— Przy upadku straciłaś pamięć.

   Zamrugałam kilka razy, jakby nie mogąc uwierzyć w te słowa. Nie chciałam w nie wierzyć. Poczułam silne ukłucie żalu w sercu. Może byłam zła na siebie, że w ogóle doprowadziłam do tego wypadku?

   W tym momencie trzasnęły drzwi, a w nich stanęła zdenerwowana młoda blondynka, wyglądająca na pielęgniarkę.

— Doktorze, pilne wezwanie — zwróciła się do magomedyka, który stał niedaleko mojego łóżka.

Zdrajczyni GryffindoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz