Rozdział II

600 42 7
                                    

— Ekhm — odchrząknęłam, delikatnie odsuwając od siebie dziewczynę.

   Cofnęłam się dwa kroki w tył, podchwytując zdziwione spojrzenie blondynki.

— Znamy się? — zapytałam, próbując skojarzyć twarz Ślizgonki. Przyglądałam się jej, starając rozpoznać znajome rzeczy w jej wyglądzie.

— Nie pamiętasz mnie? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, a jej wzrok momentalnie posmutniał. Ujrzałam w jej oczach żal.

   W pokoju zapanowała niezręczna cisza. Słyszałam tylko moje szybko bijące serce i przyspieszony oddech. Wiedziałam, że to, co teraz powiem, będzie zdzieleniem dziewczyny prosto w twarz.

— Ja... Przykro mi, nie wiem, kim jesteś — szepnęłam, czując, że w tym momencie ranię bliską mi osobę. — Magomedycy powiedzieli mi, że po upadku z miotły straciłam pamięć — wytłumaczyłam.

   W oczach Ślizgonki błysnęły łzy. Blondynka usiadła na łóżku, zamykając twarz w dłoniach. Chciałam jakoś ją wesprzeć, pocieszyć, dlatego klapnęłam obok niej, delikatnie kładąc rękę na jej ramieniu. Zaczęłam ją głaskać, próbując uspokoić. Wiedziałam, że to ja byłam powodem jej smutku, nieznośne uczucie zaczęło ciążyć mi na sercu.

— Jestem Susan Waters, twoja współlokatorka i przyjaciółka — westchnęła w końcu, zerkając na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. — Auroro, zrobię wszystko, żeby pomóc ci odzyskać wspomnienia — zapewniła, a w jej spojrzeniu dostrzegłam determinację i obietnicę.

   Uwierzyłam jej.

______

   Obudziłam się kolejnego dnia, owinięta ciepłą kołdrą. Ziewnęłam przeciągle, najchętniej zostając jeszcze w łóżku, ale musiałam iść na lekcje. Wczorajszego wieczora Susan opowiedziała mi ogólnikowo o Hogwarcie i profesorze Snape'ie, z którym za chwilę mam eliksiry. Dowiedziałam się, że ceni sobie punktualność, dlatego tym bardziej nie chciałam się spóźnić już pierwszego dnia po moim powrocie. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, pomalowałam i już po 20 minutach byłam gotowa do wyjścia. Susan mówiła, że śniadania odbywają się w Wielkiej Sali, pokrótce opisała mi, jak tam dotrzeć, więc spokojnym krokiem udałam się w tamtą stronę. Szłam szkolnymi korytarzami, napawając się przyjemną ciszą, jaka panowała o tak wczesnej godzinie. Minęłam kilka osób, które obsypały mnie nienawistnymi i pogardliwymi spojrzeniami. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc aż takiej niechęci, kierowanej w moją stronę.

— Zdrajczyni — usłyszałam, kiedy obok mnie przeszła młodsza dziewczyna.

— Śmiesz się tu jeszcze pokazywać? — prychnął jakichś chłopak, taksując mnie zniechęconym wzrokiem.

   Przyspieszyłam kroku, chcąc znaleźć się już w Wielkiej Sali i usiąść obok Susan, z którą poczuję się choć trochę pewniej. Samotna byłam taka bezbronna, nie wiedziałam, jak reagować na docinki, którymi obdarowuje mnie co drugi uczeń.

— Szmata — powiedziała jakaś Gryfonka.

— Co ja wam zrobiłam? Dlaczego mnie obrażacie? — wychrypiałam, czując zbierające się pod powiekami łzy.

   Rudowłosa tylko prychnęła z pogardą.

— Zdradziłaś nasz dom, Gryffindor.

— Jak to zdradziłam wasz dom? — zapytałam zaskoczona, lustrując dziewczynę wzrokiem.

— Jesteś potomkinią Godryka Gryffindora. Powinnaś być Gryfonką, a jesteś przebrzydłą i przebiegłą Ślizgonką. Nie zasługujesz na swoje nazwisko. Jesteś tylko zwykłą szmatą — warknęła, odwracając się i odchodząc.

   Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, których w żaden sposób nie mogłam zatrzymać. Poczułam się okropnie, sponiewierana, wyśmiana. Moje serce biło jak szalone, chcąc wyrwać się z piersi.

   Dlaczego jestem Ślizgonką?

   Dlaczego nie trafiłam do domu Godryka, żeby godnie reprezentować nasz ród?

   Ci wszyscy ludzie mieli racje. Jestem nic nieznaczącą szmatą, która zdradziła swój dom, swoje nazwisko.

   Chwiejnym krokiem udałam się do Wielkiej Sali. Mój obraz był rozmazany przez łzy, które strumieniami spływały spod moich powiek. Weszłam do środka pomieszczenia, od razu szukając wzrokiem Susan. Odnalazłam ją po chwili, siedzącą przy jednym ze stołów. Niezdarnym krokiem powlekłam się w jej kierunku, zajmując miejsce obok.

— Auroro, co się stało? — zapytała, spoglądając zmartwiona na moje zaczerwienione oczy i opuchniętą od płaczu twarz.

— Nic się nie... — nie dokończyłam, czując, jak ktoś przyciąga mnie do siebie i łączy nasze usta.

   Pocałunek był namiętny i czuły. Na początku go nie odwzajemniałam, zdezorientowana tą całą sytuacją, ale po chwili położyłam dłonie na twarzy chłopaka, zauważając, jak idealnie współgrają ze sobą nasze języki.

   Po chwili odsunęłam się, patrząc na osobę, która zuchwale musnęła moje wargi. Blondyn uśmiechnął się troskliwie i usiadł obok mnie.

— Cześć, kochanie — przywitał się.

   Zlustrowałam go spojrzeniem, stwierdzając, że jest bardzo przystojnym jasnowłosym chłopakiem o hipnotyzujących stalowych tęczówkach. Jego ciało było umięśnione, a on sam okazał się naprawdę wysoki.

— Witaj, Draco — odpowiedziała Susan, zauważając moje błagające o pomoc spojrzenie. — Nic nie wiesz, prawda? — zapytała blondynka, patrząc na zdezorientowanego Ślizgona ze współczuciem.

— Czego nie wiem? — jego głos zadrżał, przeczuwając nadchodzące złe wieści.

— Aurora straciła pamięć.

Zdrajczyni GryffindoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz