Szybkim krokiem wyszłam z Wielkiej Sali, posyłając ostatnie spojrzenie Draconowi. Zawiodłam się na nim, i to bardzo. Przed oczami ciągle widziałam obraz jego i Granger, całujących się, co cholernie łamało mi serce. Chciałam o nim zapomnieć, choć jakiś głupi głos w mojej głowie podpowiadał mi, żebym wpadła mu w ramiona i nie zwracała uwagi na jakąś przemądrzałą Gryfonkę. Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone z blondynem, jego czułość w stosunku do mnie, dobroć, skrywaną pod maską obojętności. Znaczył dla mnie wiele, moje serce biło dla niego, jednak nie mogłam wymazać z pamięci widoku jego ust na wargach Hermiony.
— Wszystko w porządku? — przede mną znikąd pojawiła się Susan, niosąc w rękach tuzin książek.
— Tak, jest dobrze — uśmiechnęłam się słabo w jej stronę, wymijając ją.
Dziewczyna złapała mnie za rękę, nie dając mi odejść. Przyjrzała mi się uważnie, a na jej twarzy pojawił się grymas.
— Jesteś okropnie blada — stwierdziła, przykładając swoją dłoń do mojego policzka.
— Wydaje ci się — wywróciłam oczami, ignorując cichy głosik w głowie, który przyznawał blondynce rację.
Ostatnio czułam się źle, miałam wrażenie, że moja skóra parzy żywym ogniem i jest blada jak ściana, co nie było normalnym połączeniem. Miałam zawroty głowy, które usprawiedliwiałam skutkami powrotu wspomnień, i praktycznie nie kontrolowałam mojego ciała.
— Chodźmy do Skrzydła Szpitalnego, pani Pomfrey poda ci jakieś eliksiry, od razu poczujesz się lepiej — zapewniała, starając się przekonać mnie do posłuchania jej rad. — Kręci ci się w głowie? — zapytała, kiedy zauważyła, że lekko zachwiałam się na nogach i dotknęłam swojego czoła.
— Ze mną naprawdę wszystko jest w normie — kłamałam, patrząc jej w oczy z determinacją.
Podparłam się o ścianę, czując kolejną falę osłabienia. Opadłam na kolana, a moje dłonie zderzyły się z lodowatą podłogą.
Ostatnim, co pamiętam, był krzyk Susan.
Później była już tylko ciemność.
______
— Obudziła się — usłyszałam głośny głos przy moim uchu, na co mimowolnie się wzdrygnęłam. Zamglonym wzrokiem obserwowałam postać, stojącą przede mną, której sylwetka wydała się znajoma.
— Jak się czujesz? — zapytała druga osoba, która podeszła do mojego łóżka.
— T-tak - wychrypiałam resztkami sił. — Co się stało? — kompletnie nic nie pamiętała.
— Zemdlałaś — powiedział kobiecy głos o przyjemnej barwie.
— Gdzie ja jestem? — przeleciałam pomieszczenie spojrzeniem, rozpoznając znajome wnętrze.
— W Skrzydle Szpitalnym, panienka Susan cię tu przyniosła — odpowiedziała postać, w której rozpoznałam Poppy Pomfrey.
Odwróciłam głowę w prawo i zauważyłam Waters, siedzącą na jednym ze stołków.
— Czujesz się już dobrze? Boli cię głowa? Brzuch? — pytania wyleciały z ust Ślizgonki z prędkością światła.
— Wszystko w porządku — zapewniłam, uśmiechając się lekko w jej stronę.
Podparłam się na ramionach, rozglądając po sali, w której oprócz mnie znajdował się chłopak ze złamaną ręką. Odetchnęłam głęboko, czując się błogo, jakby wszystkie moje dolegliwości rozpłynęły się w powietrzu.
CZYTASZ
Zdrajczyni Gryffindoru
Fanfiction- Jak to zdradziłam wasz dom? - zapytałam zaskoczona, lustrując dziewczynę wzrokiem. - Jesteś potomkinią Godryka Gryffindora. Powinnaś być Gryfonką, a jesteś przebrzydłą i przebiegłą Ślizgonką. Nie zasługujesz na swoje nazwisko. Jesteś tylko zwykłą...