Rozdział III

566 37 1
                                    

   Draco w ciszy wpatrywał się we mnie, jakby dokładnie analizując słowa Susan. Atmosfera zrobiła się gęsta, wstrzymywałam oddech, bojąc się wydać choćby najcichszy dźwięk. Blondyn przymknął oczy, a kiedy ponownie je otworzył, zobaczyłam w nich smutek i lśniące łzy. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a ręce, które położył na swoich kolanach, drżały.

— Ja... — chciałam przerwać ciszę, która robiła się coraz bardziej bolesna.

  Ulokowałam swoją dłoń na jego ramieniu, czując coś na kształt współczucia i żalu dla tego człowieka. Ślizgon zadrżał pod wpływem mojego dotyku i cicho westchnął.

— Czy to co powiedziała Waters jest prawdą? — wyszeptał, nie zerkając na mnie nawet na sekundę. — Nie pamiętasz mnie? — dodał po chwili, a ja czułam, jak ciężko jest mu zadawać to pytanie.

   Chciałam coś powiedzieć, naprawdę, ale przez moje gardło nie chciał przejść żaden dźwięk. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy i wyrzucić z siebie tych kilku słów. To było dla mnie zbyt trudne. Skinęłam tylko lekko głową, nawet nie śmiąc popatrzeć na jego bladą twarz. Bałam się emocji, które na niej zobaczę.

   Wstałam szybko od stołu, kierując się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Miałam wrażenie, że wszystko mi się wali, że przez swoją niewiedzę niszczę relacje, jakie zbudowałam. Nie pamiętałam rodziny, przyjaciół, nawet mojego chłopaka. Czułam się tym wszystkim przytłoczona i tak bardzo skołowana. Nie wiedziałam, kim jestem.

   Zaczęłam szwendać się po szkolnych korytarzach, chcąc odciąć się na chwilę od przykrej rzeczywistości. Oparłam się o kamienną ścianę, powoli się po niej osuwając, a pod powiekami czując piekące łzy. Miałam przyspieszony oddech, a z moich ust w końcu wydobył się głośny krzyk, który grzązł mi w gardle od dawna.

   Wszystko, co działo się później, stało się niemal równocześnie. Przed moimi oczami mignęła sylwetka, którą poznałam niemal od razu. Rzuciłam się do biegu, chcąc zatrzymać, idącą szybkim krokiem, postać. Złapałam chłopaka za ramię, gwałtowanie odwracając w swoją stronę i stając twarzą w twarz z człowiekiem, do którego w jednej chwili poczułam ogromną nienawiść.

— To ty! — warknęłam, z zaciętością patrząc w zdziwione zielone tęczówki. — To ty zepchnąłeś mnie z miotły!

______

— Pamiętam cię — powiedziałam głośno, nie tracąc pewności siebie, która wypełniła mnie całą. — Jesteś Harry Potter, wybraniec i największy wróg mojego chłopaka, Dracona Malfoya.

   Złapałam z nim długi kontakt wzrokowy. Podczas mojej wypowiedzi w jego oczach odbijały się różne emocje, ale opanował je, pozostawiając w swoim spojrzeniu tylko obojętność.

— Chyba coś ci się pomyliło. Nie znam cię — kłamał. Widziałam to wyraźnie.

   Odwrócił się i chciał już odejść, kiedy stanowczo złapałam go za ramię, przyciągając ponownie do siebie.

— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałam, starając się zachować spokój, choć tak naprawdę miałam ochotę wybuchnąć.

   Brunet nawet na mnie nie spojrzał, tylko wyrwał się z mojego uścisku i szybko udał się w nieznanym mi kierunku. Westchnęłam głośno, pocierając oczy ze zmęczenia. Ta cała sytuacja mnie przytłaczała, chciałam już tylko odpocząć, przestać myśleć o problemach, które ciągle stawały mi na drodze. Chciałam wierzyć, że już niedługo wszystko wróci do normy, odzyskam pamięć, a zagadka z moim upadkiem wkrótce się wyjaśni. Naprawdę chciałam wierzyć. Ale wewnętrznie czułam, że to nie koniec moich problemów, a dopiero początek. Głośno przełknęłam ślinę i pomaszerowałam do miejsca, w którym mogłam choć przez chwilę oderwać się od rzeczywistości i dać mojej głowie odpocząć - do biblioteki.

______

   Zaczęłam biec, wiedząc, że jestem spóźniona. Oddychałam ciężko, kiedy wpadłam do sali i powiedziałam ciche:

— Przepraszam za spóźnienie.

   Usiadłam w ostatniej ławce, zaraz obok Susan, posyłając jej zmęczone spojrzenie.

— Gdzie wczoraj byłaś? Nie widziałam cię, odkąd wyszłaś ze śniadania — mruknęła dziewczyna, patrząc na mnie zmartwionym, a jednocześnie zaciekawionym wzrokiem.

   Pospiesznie wyciągnęłam z torby pergamin i pióro, słysząc głos profesor McGonagall, która szybko coś dyktowała.

— W bibliotece — odpowiedziałam, zawzięcie notując słowa nauczycieli.

— Już myślałam, że coś ci się stało — westchnęła Waters, odkładając narzędzie do pisania na bok. — Nie rób tak więcej. Martwiłam się o ciebie.

   Spojrzałam na nią, uśmiechając się lekko.

— Przepraszam, to się więcej nie powtórzy — zapewniłam, śmiejąc się cicho pod nosem. Miałam wrażenie, że spowiadam się mamie.

— Masz dzisiaj wolne popołudnie? Pomyślałam, że mogłybyśmy przejść się po błoniach.

   Zamyśliłam się na chwilę, przypominając sobie, że planowałam dzisiaj znaleźć Pottera i wyjaśnić sobie z nim tą całą sytuację.

— Tak, to dobry pomysł — odpowiedziałam w końcu, posyłając przyjazny uśmiech blondynce.

   Może uda mi się odzyskać z nią jakieś wspomnienia?

______

   W ciszy obserwowałam jezioro, siedząc z Susan pod drzewem i napawając się świeżym wiosennym powietrzem. Pogoda była ładna. To był jeden z tych marcowych dni, kiedy słońce radośnie świeciło na niebie, a temperatura była przyjemnie wysoka. Po niedawnym śniegu nie było nawet śladu, ciepło, jakie panowało od kilku dób, skutecznie rozpuściło ostatnie pozostałości zimy. Zaciągnęłam się orzeźwiającym powietrzem, zerkając na uśmiechniętą Waters. Była naprawdę radosna, mimo tak niewygodnej sytuacji, w jakiej się znalazła.

— Pamiętasz, jak w styczniu codziennie tu przychodziłyśmy i oglądałyśmy zamarznięte jezioro? — zapytała, przerywają ciszę, która od dłuższego czasu była między nami. — Jak rzucałyśmy się śnieżkami, lepiłyśmy bałwana?

   Przymknęłam oczy, wsłuchując się w ciche ćwierkanie pierwszych ptaków, które przyleciały do Wielkiej Brytanii po porze śniegu.

   Susan znała odpowiedź na te pytania.

______

   Jeszcze tego samego wieczora przemykałam przez korytarze, stawiając sobie za cel znalezienie Harrego Pottera. Szukałam wszędzie, nie pomijając żadnego miejsca. Byłam zdeterminowana i zwyczajnie ciekawa. Żadna siła nie mogła mnie powstrzymać przed poznaniem prawdy.

   Nagle usłyszałam za ścianą jakieś konspiracyjne szepty. Stanęłam w bezruchu, przysłuchując się plątaninie słów.

— Jesteś pewny, że nic nie podejrzewa? — usłyszałam, przeczuwając, że uczniowie mówią o mnie. — Widziałem, że cię rozpoznała!

— Uspokój się, zapewniam, że to się nie wyda — byłam przekonana, że to zdanie wypowiedział wybraniec.

— Masz jakąkolwiek pewność? To nie może wyjść na jaw! Za dużo zaryzykowałem, próbując to ukryć. Nikt nie może się dowiedzieć, że jej upadek z miotły nie był tylko zwykłym wypadkiem.

   Nie znałam głosu drugiego rozmówcy. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Zdrajczyni GryffindoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz