Rozdział IV

504 35 1
                                    

   W ciągu niemal kilku dni przekonałam się, że wróżbiarstwo to zdecydowanie moja znienawidzona lekcja. Wpatrywałam się w fusy po herbacie, znajdujące się w filiżance przede mną. Wydawały mi się tylko brudną, posklejaną kulą, z której za nic nie mogłam niczego wyczytać. Próbowałam skupić się na lekcji, ale moje myśli wciąż krążyły wokół ostatniej sytuacji. Analizowałam przebieg rozmowy, starając się dopasować nieznany głos do jakiejkolwiek osoby, jednak moje zmagania nie wniosły nic nowego do tej sprawy. Nie potrafiłam myśleć logicznie, miałam wrażenie, że upadek z miotły zrobił mi pranie mózgu. Pamięć wciąż nie wracała, a ja czułam się coraz bardziej zdesperowana i zirytowana.

— Na tym kończymy dzisiejsze zajęcia — usłyszałam zbawienny głos profesor Trelawney.

   Szybko wyszłam z klasy, stając za jednym z posągów i czekając na moją dzisiejszą ofiarę. Po dłuższym przemyśleniu tego wszystkiego, stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie śledzenie Pottera. Sprawdzenie, co robi, z kim się spotyka, może wśród jego znajomych uda mi się rozpoznać głos jego partnera.

   Czekałam, obserwując osoby, które po kolei wychodziły z sali. Gdy już zobaczyłam wybrańca, kierującego się w bliżej nieokreślone miejsce, poczułam, jak ktoś zaciąga mnie w ciemny korytarz. Moje serce przyspieszyło swój rytm, a oddech stał się płytki. Poczułam, że napastnik przyciska mnie do ściany, a przez moje ciało przebiegł dreszcz przerażenia.

— Możemy porozmawiać? — usłyszałam przy uchu znajome brzmienie, momentalnie się rozluźniając.

— Tak, pewnie — odpowiedziałam, patrząc w stalowe tęczówki i dostrzegając w nich przyjazny błysk.

— Nie mogę przestać myśleć o tym, że straciłaś pamięć — odsunął się ode mnie. W jego głosie słychać było żal i troskę. — Chciałbym wiedzieć, co będzie dalej z nami — kontynuował, odwracając wzrok. Wydawał się taki niepewny.

   Wpatrywałam się w niego, nie będąc pewna swojej odpowiedzi.

— Może lepiej będzie... — zaczęłam, przygryzając wargę. — Jeśli na razie się rozstaniemy.

   Serce biło mi jak szalone. Nie byłam przekonana, co do mojej decyzji. Jednak nie mogłam zrobić niczego innego, z uwagi na to, że nie pamiętałam tego chłopaka, nie darzyłam go teraz żadnym uczuciem.

— Skoro tego właśnie chcesz — słyszałam w jego tonie pewnego rodzaju urazę.

   Błyszczące oczy taksowały mnie, jakby czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Zacisnął szczękę, widząc, że nie zamierzam wykonać żadnego gestu, a następnie odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem udał się w nieznanym mi kierunku.

   Zostałam sama.

______

   Wpatrywałam się w swoje paznokcie, nadal myśląc o rozmowie z Draco.

   Może postąpiłam źle?

   Może nie powinnam była z nim zrywać?

   Niczego już nie byłam pewna. Miałam mętlik w głowie, a wyrzuty sumienia ciążyły mi na sercu jak najcięższy kamień.

— Zajęte? — usłyszałam, a na dźwięk tej barwy dreszcze przeszły przez moje ciało.

— N-nie — wyjąkałam, patrząc na chłopaka, który siada obok mnie w ławce.

— Blaise Zabini — przedstawił się, świdrując mnie swoim czekoladowym spojrzeniem. — Słyszałem, że straciłaś pamięć. Przykro mi.

— Ja... Tak, dziękuję — starałam się opanować, ale wszystko w moim ciele zawrzało. Oblizałam suche wargi i ścisnęłam dłonie w pięści, wbijając w nie paznokcie.

— Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? — zapytał z zaniepokojeniem.

— Tak — powiedziałam stanowczo i odetchnęłam głęboko.

   To był ten głos. To on spiskował z Potterem.

______

   Nagle poczułam ogromny ból głowy. Zacisnęłam powieki, a twarz schowałam w dłoniach.

   Zobaczyłam to.

   Zobaczyłam go.

— Draco, ja naprawdę nie umiem — upierałam się przy swoim zdaniu.

— Nawet nie spróbowałaś -— spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja przygryzłam wargę z zakłopotania.

— I nie mam takiego zamiaru — stwierdziłam, krzyżując ręce na piersi.

   Stanęłam na końcu molo, obserwując błękitne jezioro, od którego odbijały się czerwcowe promienie słońca. Malfoy szybko doskoczył do mnie i wykorzystując chwilowe rozkojarzenie, wepchnął do srebrzystej, chłodnej wody. Nerwowo machałam rękami, starając się utrzymać na powierzchni. Głośno wciągnęłam powietrze, czując, jak powoli zaczynam opadać na dno. Rozchlapywałam ciecz wokół siebie, natarczywie próbując dostać się do brzegu.

   Nagle silne, męskie ręce oplotły mnie w talii, a przy uchu rozbrzmiewał szczery śmiech. Blondyn wyciągnął mnie z wodnej otchłani, stawiając na piasku. Starałam się wyregulować oddech, ze złością patrząc na zadowolonego z siebie Ślizgona.

— Miałaś rację, kompletnie nie potrafisz pływać — zaśmiał się, a mój wzrok przyciągnęły jego proste, białe zęby.

— Głupek — mruknęłam, przywdziewając na twarz obrażoną miną.

— I tak mnie kochasz — stwierdził, podchodząc do mnie i kładąc swoje ręce na moich biodrach.

— Niestety, ale muszę przyznać ci rację — mruknęłam, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

   Ręce zaczęły mi drżeć, a oczy się zaszkliły. Jeśli to wydarzenie naprawdę miało miejsce, moja pamięć wracała.

Zdrajczyni GryffindoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz