Wykończona padłam na łóżko. Od kilku dni źle sypiam. Mam nadzieję, że dzisiaj przez zmęczenie prześpię całą noc. Obudziłam się na jakiejś polanie. Natychmiast ją poznałam. Tutaj spędzałam niedzielne popołudnia razem z rodzicami. Rozejrzałam się dookoła i znalazłam ich. Podbiegłam do nich, krzycząc.
— Mamo! Tato!
Odwrócili się do mnie. Ich wzrok wskazywał na zaskoczenie.
— Wróciłam. Tak bardzo za wami tęskniłam.
— Przepraszam, ale kim pani jest? — zapytała moja rodzicielka. Stanęłam jak wryta.
— Jako to? Nie poznajecie mnie? — zapytałam, czując gulę w gardle.
— Bardzo mi przykro, ale my naprawdę pani nie znamy. Musiała nas pani z kimś pomylić.
Obraz zaczął mi się rozmazywać. Sceneria się zmieniła. Tym razem pojawiłam się w mojej ulubionej kawiarni. Razem z moją najlepszą przyjaciółką bardzo lubiłyśmy tutejszą kawę i ciasta. Często się tu spotykałyśmy. Tym razem też tu była, ale... Towarzyszyła jej najbardziej znienawidzona przez nas dziewczyna. Dokuczała nam, odkąd pamiętam. Dlaczego teraz rozmawiają, jakby były najlepszymi przyjaciółkami? Czyżby pod moją nieobecność zakolegowały się? Pewnie zaraz się tego dowiem.
— Klara! — podeszłam do niej i Alex. One popatrzyły na mnie dokładnie tak samo, jak moi rodzice. Co się dzieje? Nie cieszy się, że mnie widzi? A może ona też... Nie! To niemożliwe.
— Znasz ją? — zapytała moja przyjaciółka. Przeraziłam się. Spokojnie Gardienne. Ona pewnie tylko żartuje.
— Nie, a ty?
Oczy zaczęły mnie piec. Zamrugałam szybko by pozbyć się łez.
— Też nie.
— Klara nie wygłupiaj się! To ja Gardienne. Przyjaźnimy się od urodzenia — krzyknęłam rozpaczliwym tonem. Dziewczyny popatrzyły po sobie, a potem Klara powiedziała.
— Ale ja naprawdę cię nie znam.
Obraz znowu się rozmazał. Tym razem wylądowałam w jakiejś pustej przestrzeni. Dookoła mnie była moja rodzina i przyjaciele. Cały czas powtarzali:
— Nie znamy cię. Nigdy się nawet nie spotkaliśmy. Musiałaś nas z kimś pomylić.
Zatkałam uszy dłońmi, ale głosy stawały się jeszcze głośniejsze.
— Dość! Nie! Przestańcie, proszę! — Obudziłam się z krzykiem cała zalana łzami. Znowu to samo. Otarłam łzy z policzków i opadłam na poduszki. Jak tak dalej pójdzie, to nie wytrzymam długo. Podniosłam się. Dopiero teraz zauważyłam, że cała drżę. Chodziłam po pokoju w tę i z powrotem. W głowie cały czas kołatały mi się słowa usłyszane we śnie. Jękłam i natychmiast zakryłam usta dłonią. Zjechałam po ścianie, uderzając ręką w stolik i strącając z niego list od Ezarela. Otarłam łzy i spojrzałam na kartkę. Wiedząc, że pewnie mnie wyśmieje, ruszyłam do niego. Niepewnie zapukałam do drzwi, które po chwili gwałtownie się otworzyły.
— Czego... Gardienne? Ty płaczesz?
Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu się w ramiona, ale stwierdziłam, że to może tylko pogorszyć sytuację.
— B-bo ja od kilku dni nie mogę spać i...
— I dlatego postanowiłaś przyjść do mnie w środku nocy?
— N-nie ja... — Jeszcze więcej łez napłynęło mi do oczu. — Z-zresztą nieważne — powiedziałam łamiącym się głosem i już miałam odejść, kiedy złapał mnie za nadgarstek i powiedział.
— Zaczekaj. Wejdź. Zaraz podam ci coś na uspokojenie.
Weszłam do jego pokoju i usiadłam na jego łóżku.
— Powiesz mi, co doprowadziło Cię do takiej histerii? — zapytał, szukając czegoś w komodzie.
— Od kilku dni śni mi się ten sam koszmar. Zawsze budzę się w tym samym momencie i nie mogę potem spać.
— Co ci się śni?
Opowiedziałam mu wszystko. To jak znalazłam się na polanie, gdzie razem z rodzicami spędzaliśmy wspólnie czas to, że oni tam byli i mnie nie poznali, to jak w kawiarni zobaczyłam moją najlepszą przyjaciółkę śmiejącą się z naszym dawnym największym wrogiem i jak obie stwierdziły, że nie wiedzą, kim jestem i to jak znalazłam się w tej pustce, gdzie wszyscy moi bliscy mówili mi, że mnie nie znają. Nie przerywał mi. Kiedy skończyłam, mówić podał mi jakiś kubek.
— To pozwoli ci zasnąć.
Wypiłam wszystko jednym łykiem, a potem po chwili ciszy powiedziałam.
— Przepraszam, że cię obudziłam.
— I tak nie spałem. Gardienne, jeśli następnym razem będą, męczyły cię koszmary, przyjdź do mnie od razu, dobrze?
Skinęłam głową i ziewnęłam.
— Dziękuję Ez... — nie dokończyłam, gdyż eliksir Ezarela skutecznie mnie uśpił. Kiedy rano obudziłam się w łóżku z Ezarelem prawie z niego spadłam. Elf właśnie się budził, więc posłał mi swój uśmieszek i powiedział.
— Zasnęłaś wyjątkowo szybko, a że nie chciałem, żeby ktoś zobaczył, jak niosę Cię do twojego pokoju, postanowiłem, że możesz tu zostać, ale to tylko raz. Jasne?
— Tak. Ezarel? Dziękuję. C-czy mogę cię przytulić?
— Nie, ale ja ciebie mogę — Delikatnie mnie objął.
— Ezarel czekam na ciebie już...
Dopiero teraz zorientowałam się, że w drzwiach stoi Eweleïn. Szybko odsunęłam się od niebieskowłosego, czując, jak pieką mnie policzki.
— Przełóżmy to na popołudnie — powiedziała dziwnym tonem i wyszła. Zarówno ja, jak i Ezarel milczeliśmy. To nie powinno mieć miejsca. Odchrząknęłam i powiedziałam.
— Lepiej będzie, jak już pójdę. Do zobaczenia. — Szybko wyszłam z jego pokoju. Bojąc się, że jeszcze ktoś wpadnie na genialny pomysł odwiedzenia Ezarela.