Zły sen

1.7K 80 12
                                    

Czekałem na Gardienne już prawie godzinę, a ona ciągle nie przychodziła. Uparcie odrzucałem od siebie myśl, że coś mogło jej się stać. Zaraz pewnie przyjdzie z wyjaśnieniem, że zagadała się z kimś, albo coś zgubiła i musiała tego poszukać. Uśmiechnąłem się do siebie na tę myśl. Moja mała niezdara. Usadowiłem się wygodniej i czekałem dalej, jednak ona wciąż nie przychodziła. W końcu zniecierpliwiony czekaniem ruszyłem w stronę kwatery. Niepokój o nią znowu we mnie narastał. Nie zniósłbym, gdyby coś jej się stało. Kiedy dotarłem do jej pokoju, spostrzegłem, że drzwi są niedomknięte. Zastukałem lekko i wszedłem do pokoju. Stała przed szafą, a na jej łóżku leżała jakaś torba. Jedzie na misję? Czemu ja nic o tym nie wiem? Zorientowałem się, że nie zauważyła mojego przyjścia, postanowiłem, że to wykorzystam. Po ciuchu podszedłem do niej i lekko dmuchnąłem jej w ucho, na co ona podskoczyła i warknęła.
— EZ! Prosiłam cię, żebyś tak nie robił.
— Przepraszam dorszu — powiedziałem, śmiejąc się. Objąłem ją w pasie i zapytałem. — Czemu nikt mi nie powiedział, że jedziesz na misję? Nie czekałbym jak idiota na plaży, tylko ci pomógł.
— Ez, ja nie jadę na żadną misję. Wracam na Ziemię. Huang Hua znalazła sposób na odczynienie eliksiru. — Odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi w oczy. — Wracam do domu.
Serce na chwilę mi stanęło. Uważnie jej się przyglądałem, ona również na mnie patrzyła z pełną powagą. Przez moment jej uwierzyłem, ale potem wybuchłem głośnym śmiechem.
— Prawie ci uwierzyłem dorszu. Musisz jeszcze popracować nad swoimi żartami, a może kiedyś osiągniesz mój poziom. To na czym ma polegać ta misja?
Patrzyła na mnie bez zrozumienia.
— Ez, ja mówiłam na poważnie.
Poczochrałem jej włosy i powiedziałem ze śmiechem.
— Oj Gardienne, przecież już przejrzałem twój żart. Nie musisz tego ciągnąć.
Westchnęła, przewracając oczami.
— Ezarel, ja nie żartuję. Wracam na Ziemię.
Poczułem, jak cała krew odpływa mi z twarzy. To nie może być prawda. Gardienne nie zrobiłaby mi tego. To jest niemożliwe.
— Kiedy? — zapytałem, czując nieprzyjemny ucisk w brzuchu.
— Dziś wieczorem.
Poczułem, że robi mi się słabo. Oparłem się o jej szafę, by utrzymać się w pionie.
— Wszystko w porządku? — zapytała, uważnie mnie obserwując. — Ez?
Przecież obiecała. Obiecała, że nigdy mnie nie zostawi. Wymusiłem uśmiech i powiedziałem.
— Pewnie, że tak. Może mam ci jeszcze pomóc się spakować, co? — powiedziałem z kipną. — Trzeba też zorganizować imprezę pożegnalną. Przecież nie możesz bez niej wrócić.
— Ez, to nie jest śmieszne. Dlaczego nie możesz mnie zrozumieć? Mam okazje wrócić do rodziny, przyjaciół i prawdziwego domu. Ja tu nie pasuję. Zrozum mnie, proszę.
— Nie rozumiem i nie chcę zrozumieć. — Nie czekając na jej odpowiedź, wyszedłem z jej pokoju i skierowałem się do stołówki. Potrzebowałem trochę miodu pitnego. Zamówiłem dużą porcję i zająłem miejsce w kącie pocieszenia. Nagle do środka weszli Nevra i Valkoyn. Zauważyli mnie niemal od razu i podeszli, by się przysiąść. Od razu dostrzegli, że jestem w podłym nastroju.
— Fatalnie wyglądasz — stwierdził Nevra.
— Dzięki przyjacielu. Nie ma to, jak usłyszeć tak miły komplement — powiedziałem ironicznie.
Obaj popatrzyli na mnie zdezorientowani.
— Nie wyszedł Ci ten sarkazm. Co się stało? — zapytał Valkoyn
— Nic szczególnego. Dowiedziałem się tylko, że moja dziewczyna wraca na Ziemię.
Zamarli. Ich miny wydawały mi się dziwne. Unikali mojego spojrzenia.
— Wiedzieliście? — zapytałem, z hukiem odstawiając szklankę na stolik.
— Od wczoraj. Miiko nam o tym powiedziała, nie mieliśmy pojęcia, że Gardienne się zgodzi. Byłem pewien, że odmówi — tłumaczył się wampir.
— Wspaniale! Po prostu świetnie! — wrzasnąłem. — Zejdźcie mi z oczu. Nie chcę nikogo widzieć.
— Ez... — zaczął Valkoyn
— NIKOGO! Wynocha.
Po chwili obaj się podnieśli i wyszli ze stołówki, zostawiając mnie z moim miodem pitnym. Nie mam pojęcia, ile tam siedziałem, pijąc porcję za porcją i starając się zapomnieć o tym, że po raz kolejny jak idiota zakochałem się w Ziemiance, która teraz mnie zostawia.
— Jeszcze jeden proszę — powiedziałem, bełkocząc.
— Na dziś już wystarczy Ezarel — stwierdził Karuto.
— Nie to nie! Sam sobie znajdę — powiedziałem i zacząłem kierować się na plażę. Zanim jednak opuściłem stołówkę, natknąłem się na ścianę, która nie chciała zejść mi z drogi. — Rusz się albo ja cię ruszę! — warknąłem i uderzyłem w nią pięścią, ale uparta ściana nie chciała się ruszyć. Przywaliłem w nią jeszcze raz.
— Ezarel? — usłyszałem głos Karuto. — Co ty wyprawiasz z moją ścianą?!
— Staram się ją przesunąć — stwierdziłem, odwracając się w jego stronę. — Pomożesz mi czy nie?
Wytrzeszczył na mnie oczy, a potem przesunął mnie kilka kroków w prawo.
— Powinieneś iść się położyć — powiedział, patrząc na mnie z przerażeniem.
— Nie trzeba. Dziękuję za pomoc w walce z tą ścianą — odpowiedziałem na tyle dumnie, na ile pozwalał mi plączący się język. Ruszyłem w dalszą drogę do mojej skrytki z miodem. Przed bramą natknąłem się na Gardienne, Lśniącą straż i Huang Hua. Przez chwilę zastanawiałem się, co tutaj robią, a potem przypomniałem sobie o powrocie mojego małego człowieczka na Ziemię. Chwiejnym krokiem podszedłem do nich i zawołałem. — To wszystko twoja wina. To ty mi ją zabierasz. — Potem zwróciłem się do mojej ukochanej — Kocham cię. Nie zostawiaj mnie.
— Ty jesteś kompletnie pijany! — zawołała ze złością w głosie.
— Wcale nie — zawołałem, nie zważając na plączący mi się język i złapałem ją za nadgarstek. — Nie pozwolę ci mnie zostawić.
— Puszczaj mnie!
Zaczęła mi się wyrywać, a ja tylko mocniej ją złapałem.
— Ez, przestań — zawołała Miiko, ale zignorowałem ją. W pewnym momencie moja ukochana wyrwała mi się, a ja straciłem równowagę i poleciałem do tylu, uderzając głową w ziemię i w tym sam momencie obudziłem się. Dopiero kiedy dostrzegłem, że obok mnie leży Gardienne zrozumiałem, że to zły sen. Mimo to cały drżałem i nie mogłem się uspokoić. "To tylko sen" - powtarzałem w myślach. "To nie stało się naprawdę i nigdy się nie stanie" - cały czas starałem się złagodzić emocje po śnie.
— Coś się stało? — usłyszałem zaspany głos Gardienne. Musiałem ją przez przypadek obudzić.
— Nie dorszu. To tylko zły sen. Nie ma czym się przejmować.
Przyjrzała mi się uważniej. Widziałem w jej wzroku, że mimo zmęczenia nie odpuści mi tak łatwo.
— Eh śniło mi się, że wracasz na Ziemię, potem się upiłem, kiedy Karuto odmówił mi kolejnej porcji pitnego miodu, to postanowiłem, że poszukam w jednej z moich kryjówek. Po drodze stoczyłem walkę ze ścianą — usłyszałem stłumiony chichot Gardienne. Posłałem jej karcące spojrzenie, a co ona przepraszająco się uśmiechnęła i ucałowała mnie w policzek. — Potem już bez większych przeszkód dotarłem do wielkiej bramy, gdzie wszyscy cię żegnali. Zacząłem krzyczeć na Huang Hua, że to wszystko jej wina, a potem na ciebie, że nie pozwolę ci odejść. No, a potem się obudziłem.
— Oh Ez... — Mocno mnie przytuliła i pogłaskała po głowie. — Nigdy cię nie zostawię.
— Wiem. Przecież nie dałabyś rady wytrzymać beze mnie - swojego księcia.
Roześmiała się i pokręciła głową jakby z niedowierzaniem.
— A co może nie mam racji? — zapytałem, udając, że ten sen wcale tak bardzo na mnie nie zadziałał.
— Oczywiście, że masz. — Wdrapała się na moje kolana i pocałowała mnie namiętnie. — Nie musisz udawać. Wiem, że ten sen tobą wstrząsnął. — Wzięła moją twarz w dłonie i powiedziała — Nie martw się, już nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Zawsze przy tobie będę.
— Nie jestem pewien, czy to mnie pociesza — powiedziałem, dając jej lekkiego pstryczka w nos, na co ona go zmarszczyła. — Wiem, że nigdy mnie nie zostawisz, ale ciągle nie mogę pozbyć się tej odrobiny strachu, że kiedyś cię stracę. Że odejdziesz tak jak tamta.
— Nie jestem taka jak ona — powiedziała urażona.
— Wiem Gardienne. Jesteś... Jesteś o wiele większą niezdarą niż ona.
Prychnęła oburzona i odsunęła się ode mnie. Przewróciłem oczami i mocno ją do siebie przytuliłem.
— Przecież wiesz, że żartuję. — Ucałowałem ją we włosy. — Ja po prostu tak bardzo nie chcę cię tracić dorszu.
Spojrzała na mnie z czułością i ucałowała czubek mojego nosa.
— Nie stracisz. Obiecuję ci to mój książę.
Uśmiechnąłem się na to i pocałowałem ją namiętnie.
— Wiem. — Objąłem ją mocno i położyłem się z nią w ramionach. Wiedziałem doskonale, że ten strach jest zupełnie nierealny i że Gardienne nigdy mnie nie opuści, jednak myśl, że mógłbym ją stracić, paraliżowała mnie. Spojrzałem na nią, już praktycznie śpiącą i mimowolnie się uśmiechnąłem. Ona nigdy by nie postąpiła ani jak tamta Ziemianka, ani tak jak we śnie. Jest zbyt dobra na takie czyny. Mój mały człowieczek, moja mała niezdara, mój dorsz. W końcu zmęczony ostatnim natłokiem zajęć i dzisiejszym koszmarem zasnąłem, trzymając ją w ramionach.

Takie tam o EzareluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz