Rozdział 8

4K 357 329
                                    

– Jem – odpowiadam i sam aż jestem zaskoczony powagą swojego tonu. Może jednak uda mi się oszukać pana O'Brien?

– Mhm, nie potrzebujesz pomocy? Z trafieniem do buzi? – pyta, a ja automatycznie ściągam rękę ze swojego przyrodzenia. Te dwuznaczne pytania wskazują tylko na to, że on dobrze wie, co takiego robiłem przed chwilą. Nie wiem, czy moją twarz już oblał rumieniec, czy jeszcze nie, ale to i tak już bez znaczenia.

– Nie, dzięki. Poradzę sobie sam – mówię cicho i skupiam się na jedzeniu. Zastanawiam się czy to wszystko jest już formą terapii. Chyba dość niekonwencjonalnej, bo pan O'Brien nadużywa swoich kompetencji już samym tym, że jest tak cholernie przystojny.

Przez kilka minut jemy w ciszy, a ja cały czas kątem oka widzę jak Dylan na mnie zerka. Nie chcę być niegrzeczny, ale mam ochotę mu coś powiedzieć, kiedy to on mnie zaskakuje i pierwszy się odzywa.

– Skoro ma być to terapia, opowiedz mi o tym kto kazał ci iść się leczyć? Żona, znajomy? – pyta, a ja marszczę brwi zdumiony.

– Sam – mówię, ale widzę, że nie bardzo trafia do niego ta informacja – Mówię poważnie, nikt nie wie o mojej... em, przypadłości – wzdycham i odkładam na bok sztućce, patrząc na niego wyczekująco.

– Żyjesz z tym sam? Nie masz rodziny? – pyta, a ja zastanawiam się na jaką cholerę, potrzebne mu te wiadomości.

– Tylko matkę – odpowiadam dość nieprzyjemnie, bo widzę, że on cały się spina. Chyba wie, że wkroczył na niebezpieczne tory.

– Rozumiem. Możesz mi coś o niej opowiedzieć? Uwierz, to część terapii. O właściwym problemie będziemy rozmawiać później, teraz najważniejsze są luźne tematy – tłumaczy, a ja myślę, że rozmowa o mojej chorej matce wcale nie jest dla mnie luźnym tematem.

Zagryzam wargę i nieświadomie gapię się w jakiś punkt położony na ścianie za Dylanem.
Nie mam ochoty z nim rozmawiać, lepiej było jak nie otwierał ust, bo teraz przestał być aż tak bardzo pociągający jak wcześniej.

– Nie mam ochoty rozmawiać o matce, wybacz – cisnę przez zęby, naprawdę starając się nad sobą panować.

– Na jaką cholerę więc zgodziłeś się na tą terapię, skoro nie masz zamiaru współpracować? – wybucha, a ja cały się spinam. Wolną rękę, która oparta jest na podłokietniku ściskam w pięść, żeby kontrolować gniew, który się we mnie zbiera.

– Chcę, po prostu nie mam ochoty rozmawiać o mojej matce.

– To, że nie masz ochoty oznacza, że jest to niewygodny dla ciebie temat. A to z kolei oznacza, że musimy o tym porozmawiać – tłumaczy cierpliwie, a ja w tej chwili wyobrażam sobie jak bije go biczem, aż do granic wytrzymałości. Nie jest to erotyczna fantazja, zaś zwykły upust emocji. Chyba jednak powinienem z nim porozmawiać...

Wzdycham głośno i zaczynam bębnić palcami w stolik. Zerkam na niego i nie rozumiem, czemu patrzy na mnie zagryzając lekko dolną wargę. Czy robi to świadomie, czy też nie, jest tak cholernie seksowny, że nawet obrzydzenie sobie jego osoby nic mi nie da, bo uczucie ucisku w spodniach wzmaga się z każdą sekundą.

– Dobra. Więc pociągają cie starsze kobiety? Bo nie wiem w jakim celu mam ci opowiadać o matce – burczę i widzę po nim, że chyba go zaskoczyłem. W środku po cichu triumfuje, ale to co słyszę od niego całkowicie zwala mnie z nóg dlatego dobrze, że siedzę.

– Nie pociąga mnie płeć piękna – mówi to tak, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Chyba nie mogę powstrzymać wytrzeszczu, który ciśnie mi się do twarzy.

Nimfoman Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz