Rozdział 16

3.6K 349 259
                                    

Siedząc przy stole i mając Dylana naprzeciw nie powinienem czuć się niekomfortowo, jednak to, że znajdujemy się w jego domu, w jego salonie, w tak małej przestrzeni i to na jego „terenie", sprawia, że czuję się bardziej niż niekomfortowo.

– Nie smakuje ci? – pyta, czym wytrąca mnie z zamyślenia. Uświadamiam sobie, że dotąd bezmyślnie gapiłem się na kawałek mięsa nabity na widelec.

– Um – zaczynam, ale kiedy dostrzegam jego dojmujące spojrzenie, coś we mnie wrzy – Oczywiście, że smakuje. Po prostu przypomniała mi się Heather, z grupy AN – mówię, czym chyba go zaskakuję.

– O tak, Heather miała rzadko spotykany fetysz – Jego kącik ust lekko unosi się ku górze, co sprawia, że czuję już dość nieprzyjemny ucisk w spodniach.

– Dalej prowadzisz te zajęcia?

– Tak, a co mogę robić prawie codziennie do południa, kiedy ty jesteś panem prezesem? – Mam ochotę krzyczeć, ale powstrzymuje się ostatkiem sił. Czemu on mi to robi? No czemu... Dylan chyba dostrzega wyraz mojej twarzy, bo zaraz dodaje – Sam sobie nadałeś taki pseudonim, zapomniałeś?

– Dobrze, że ty pamiętasz – Posyłam mu sztuczny uśmiech i skupiam się na zjedzeniu dewolaja, którego Dylan sam przygotował. Muszę przyznać, że jest on wybitnie dobry, niezły z niego kucharz, szkoda że nie tak samo dobry, terapeuta.
Widzę kątem oka, że mi się przygląda, ale teraz potrafię już w pień sposób zapanować nad zdenerwowaniem. Ręce mi się nie trzęsą, ani nie pocą, a widelec mi się nie wyślizguje.

Kiedy Dylan wstaje i podchodzi do barku, wyciągając z niego butelkę wytrawnego wina, już wiem, że decyzja o wejściu do jego samochodu nie była dobra.
Nie wiem jak to możliwe, ale Dylan zawsze trafia w mój gust. Bowiem nie trawie wina półsłodkiego, ani słodkiego. Gdy tylko stawia przede mną dość głęboki kieliszek i nalewa do niego czerwony alkohol, wiem, że tego wieczoru będzie mi ciężko wrócić do domu.

Nie potrafię mu odmówić, kiedy nalewa mi kolejne kieliszki. Dylan roztacza wokół siebie aurę człowieka, któremu po prostu nie mówi się „nie".
O dziwo, potrafię rozmawiać z nim normalnie. Nie mając z tylu głowy wrażenia, że przez cały czas jestem na terapii, mogę być bardziej rozluźniony i zachowywać się naturalniej.

Co więcej Dylan O'Brien również nie jest tak wycofany, jak zawsze w rozmowie. I nie wiem czy to przez trzy kieliszki wypitego wina, czy to znów kolejna twarz mojego terapeuty, ale Dylan opowiada mi o tym, że nigdy nie mógł trafić na dobrego partnera.
W pewnym sensie go rozumiem, bo ja zawsze kierowałem się myślą, by nie wiązać się z nikim na dłużej. To, że byłem uzależniony od seksu, powodowało u mnie tylko ogromną chcicę i wtedy nie zależało mi na tym, z kim to robię. Jednak i tak wolałem facetów.

– Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? – pyta mnie niespodziewanie, wbijając we mnie uważne spojrzenie, przez które robi mi się niebotycznie gorąco.

– Nie – odpowiadam szybko, zgodnie z prawdą.

– Ja też nie – przytakuje mi – Myślę jednak, że istnieje coś takiego jak zauroczenie od pierwszego wejrzenia, nie wiem jak to nazwać. Brakuje mi słów – Dylan zaczyna się śmiać, a ja dopijam trzeci kieliszek i wtóruję mu.

– Masz na myśli, zainteresowanie kimś? – upewniam się, bo nie do końca wiem czy o to mu chodzi.

– Coś w tym rodzaju – Zamyśla się na chwilę i znów na mnie spogląda, tym razem jednak lekko mrużąc oczy – Na przykład, kiedy w swoim dość nudnym życiu spotykasz kogoś, kto jest hiperseksualny, jest pewny siebie i arogancki, a zarazem ma wygląd dziecka. Wtedy można to nazwać „zainteresowaniem się kimś" – mówi, a mnie na te słowa aż mrozi, ale w środku czuję jak przyjemne ciepło rozlewa się dosłownie wszędzie.

Nimfoman Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz