Wakacje w tym roku minęły niebezpiecznie szybko, a ja jeszcze nigdy tak bardzo nie bałem się powrotu do szkoły. Pierwsza klasa liceum nie wydaje się być już tak cudowna, jak to się wydawało w gimnazjum, a co dopiero, kiedy jest się zmuszonym ją powtarzać.
Obudziłem się o pierwszej w nocy. Nadszedł dzień rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Usiadłem na łóżku sprawdzając datę na telefonie. Telefon nie kłamie, pierwszy września, godzina pierwsza dwadzieścia.
Włączyłem lampkę stojącą obok mojego łóżka. Ciepły promień światła pozwolił mi rozejrzeć się po pokoju. Lekko oślepiony, mrużąc oczy, zeskanowałem wzrokiem pomieszczenie. Tak jak zwykle był w nienajlepszym stanie, gruba warstwa papierów i ubrań skutecznie przykrywała podłogę, a na środku tej kupki nieszczęścia drzemał sobie kot.
- Moriarty! Wstawaj, bo się jeszcze czymś zarazisz! - odezwałem się ostro w stronę czarnej kulki.
Podnosząc się ospale z łóżka, musiałem się uderzyć małym palcem o stolik nocny. Mój zduszony krzyk obudził kota, który jak poparzony pobiegł w stronę drzwi, po drodze ocierając się o stos papierów leżący na podłodze. Wieża zachwiała się i rozsypała, a jej części opadły na leżące pod nią pierdoły.
W półmroku, gdyż jedyne źródło światła nadal stanowiła lampka nocna, podszedłem do papierów. Po drodze, przeklinając pod nosem, odgarniałem stopą góry ubrań leżących na podłodze. Kucnąłem i zacząłem od nowa układać moją misterną, papierową budowlę.
Nagle lampa w moim pokoju rozbłysła cholernie jasnym światłem, które oślepiło mnie do reszty.
- Kornel! Co ty odwalasz!? Spójrz tylko na zegar! - cicho pojękując i mrużąc oczy, przyjrzałem się źródłu dźwięku. Moja mama stała w drzwiach, na sobie miała niebieski szlafrok ,a na ramionach kota.
- Mama, cholera, przepra... - Próbowałem powiedzieć, pocierając oczy, ale rodzicielka nie miała zamiaru mnie słuchać.
- A to co znowu?! - krzyknęła, podchodząc do jedynego czystego zakątka w moim pokoju.
Stanęła obok Świętego Muru, do którego budowy zamiast cegieł jako budulca użyłem książek, które swoją grubością spokojnie mogły je zastąpić. Na jednej z wyższych części tej wspaniałej konstrukcji leżała moja nowa perełka. Mama wzięła ją do ręki i przyjrzała się kremowej okładce, z której zerkała na nią nieśmiała Amelia.
- Kiedy to kupiłeś? Ile razy mam ci mówić, żebyś przestał wydawać pieniądze na takie gówna? - warknęła, rzucając tom na stertę ubrań pod moim łóżkiem.
- Maaamo! Daj mi spokój! - krzyknąłem zrozpaczony. - Zarabiam na nie sam, więc uszanuj to wreszcie!
- Zachowujesz się jak bachor - warknęła wymijająco i poszła w stronę wyjścia z pokoju, zostawiając mnie samego we własnym syfie.
Ciekaw jestem, jak ona daje radę wypatrzyć każdą nową książkę.
Usiadłem na łóżku i ukryłem twarz w dłoniach. Przez palce widziałem moją ukochaną, leżącą na stercie brudnych koszulek. Podniosłem ją i pogładziłem grzbiet. Był to ostatni tom serii Pierwszej Jesieni mojej ulubionej autorki Judie Greg. Seria ciągnęłaby się pewnie dużo dłużej, niestety Judie, przez chorobę była zmuszona zakończyć tę historię na trzech tomach. Ostatni pojawił się w księgarni tydzień po jej śmierci.
Historia opowiadała o nastoletniej Amelii, która była idealna dzięki swojej nieidealności. Przeprowadziła się do wielkiego miasta, zaczęła naukę w nowej szkole, miała dobre oceny, ale ciągle była znudzona życiem. Pewnego chłodnego, jesiennego wieczoru chodziła po parku i jakiś koleś wepchnął ją w krzaki. Tak po prostu, chodził sobie i jeb! wepchnął Melę w krzaki. Szkoda, że autorka nie zdążyła wytłumaczyć, o co mu wtedy chodziło, chociaż to prawie pewne, że się zakochał... Ale wracając do rzeczy! Amelia poznała, że to Tony ze starszej klasy, a gdy go spytała, co on wyprawia, to ten zaczął jej rzucać uszczypliwe uwagi. Tony często przypominał mi mnie, mamy podobne sposoby na podryw. Po roku Tony się zmienił, zaczął nawet otwarcie okazywać Amelii swoje uczucia, ale ta była uparta i ciągle miała mu za złe cały rok, od tego jesiennego dnia, w którym spotkali się po raz pierwszy. No... i takie tam. Ogólnie książka jest przeznaczona dla dziewczynek w wieku czternastu... może piętnastu lat, ale ja mimo to, że fabuła sama w sobie nie porywa, uwielbiam to, w jaki sposób Judie opisuje emocje. Za każdym razem, gdy Tony podchodził do Amelii, zaczynałem cicho krzyczeć "o tak, zrób to, zrób!".
Ja sam nigdy nie miałem okazji przeżyć nic takiego, nikt mnie w końcu nie lubił. I to nie jest takie "nikt mnie nie lubi" bachora, z którym kumpel nie usiadł na stołówce. Zawsze siedziałem sam w ławce, gdy zaczynałem z kimś rozmawiać, praktycznie zawsze kończyło się to kłótnią, bywały też bójki. Siedziałem u dyrektorki praktycznie co tydzień, było mi wstyd za swoje zachowanie, ale jakoś nie umiałem się zmienić. Nie zmieniłem się do dzisiaj, nadal nie umiem dogadywać się z ludźmi.
Nie chcąc się narażać, zacząłem unikać szkoły. Najpierw to były trzy, może cztery nieobecności w miesiącu, potem ta liczba zaczynała rosnąć, aż w końcu, w pierwszej liceum znikałem na całe miesiące.
Gdy nie miałem co robić w domu, zacząłem sięgać po różne rzeczy. Najpierw zachciało mi się być artystą, z paczką kredek ołówkowych z całodobowego pod moim domem. Gdy poprosiłem mamę o lepszy zestaw, zostałem wyśmiany i skrytykowany. Tak spłonęło moje pierwsze marzenie.
Po jakimś czasie trafiłem na książki. Od razu najbardziej spodobały mi się romanse, dramaty i inne takie emocjonalne smęty. Bohaterki takich opowiadań zawsze są urocze i mądre, ale tacy ludzie jak ja je ranią. Kocham je. Nie lubię, kiedy są wyidealizowane, chyba nikt nie lubi. Gdy nie są idealne, łatwo sobie wyobrazić, że naprawdę żyją i zwierzają mi się ze swoich najskrytszych przemyśleń. Jednak znacznie się różnią od dziewczyn, które naprawdę żyją. Te prawdziwe zawsze są nieszczere, jedna naśladuje drugą. Trzymają się w małych chichoczących grupkach. Każda z nich ma chłopaka dla szpanu, z którym robi sobie pierdyliard fotek na instagrama, a gdy ma porozmawiać z jakimś innym na przerwie, albo podczas zajęć to patrzy na niego w sposób "i tak jestem lepsza, gnoju".
Do szóstej rano czytałem trzeci tom Pierwszej Jesieni, Amelia nareszcie zaczęła odwzajemniać uczucia Tony'ego. Od czytania oderwała mnie moja mama, biegająca po domu wykrzykując przekleństwa w stronę swojego szefa, który kazał jej szybciej przyjechać do pracy.
- Kornel, ubieraj się, na siódmą muszę być w biurze. Zawiozę cię szybciej do szkoły, dobrze? - rzuciła z innego pokoju, a ja szybko wstałem z łóżka i z czułością odłożyłem książkę na jej miejsce w Świętym Murze.
Poszedłem do łazienki się ogarnąć. Moje włosy miały bardzo ciemny odcień blondu, praktycznie było można je uznać za jasny brąz, nigdy ich specjalnie nie układałem, tylko żyły jak chciały. Dzisiaj tego pożałowałem, sterczały dosłownie na wszystkie strony. Zaczesałem je na bok, co nie wiele dało, bo chwilę później przybrały swoją prawdziwą formę. Zostało mi niewiele czasu, więc odpuściłem je sobie, umyłem twarz i zęby, po czym szybko wybiegłem z łazienki się ubrać.
Mama rzuciła mi na łóżko białą koszulę, którą szybko ubrałem w zestawieniu z czarnymi spodniami. Do małego plecaka włożyłem zeszyt do robienia notatek, długopis, telefon i miniaturkę jakiejś książki, której nie zdążyłem przeczytać w wakacje, nawet nie sprawdziłem tytułu.
Już parę dni temu uznałem, że skoro powtarzam tę klasę, to może warto spróbować mieć lepsze nastawienie? Może to znak od Boga, że powinienem ogarnąć dupę i się postarać. Od tego dnia spróbuję zamknąć ten rozdział, w którym wszystko poszło nie tak.
***
Dzień Dobry! Nie znam Was, ale Was kocham!
Łaaał! Wy naprawdę to czytacie! Bardzo się cieszę, że tak pozytywnie odebraliście opis na grupie. Moje serduszko płacze ze szczęścia!
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Wam się spodobał, jeśli w którym momencie przynudzałam, to koniecznie napiszcie! Staram się pisać to dość luźnym językiem, aby odpocząć od mojego drugiego opowiadania (ZAPRASZAM, ZNAJDZIECIE JE NA MOIM PROFILU!).
Jeśli chcesz jak najszybciej drugi rozdział to gwiazdki i komentarze są dla mnie naprawdę wielką motywacją, ale ok, już nie będę Wam tu żebrać, starczy, że doczytaliście do końca.
PSST! SZUKAM BETY!
~ Goshenit, która jest dzisiaj najszczęśliwszą dziewczynką na swoim zadupiu
CZYTASZ
Papierowe dziewczęta
Teen FictionPapierowe dziewczęta nie mówią, może to i dobrze? Ich słowa są tylko literami na papierze, tak jak ich delikatne usta, obsypywane pocałunkami przez równie cichych chłopców. Ja i tak wolę je od tych, które codziennie widuję w szkole. Może to i dobrze...