Jak przez dobre chęci straciłem plecak

265 57 13
                                    

Jadąc do szkoły zacząłem czytać książkę, którą spakowałem do plecaka. Był to typowy kryminał typu "kto jest mordercą". Kiedy się wreszcie wciągnąłem w fabułę, mama zaparkowała przed szkołą. Była szósta pięćdziesiąt, chociaż rozpoczęcie roku zaczynało się dopiero o ósmej.

Ledwo wyszedłem z auta, a mama łamiąc wszystkie przepisy ruszyła przed siebie, byleby tylko zdążyć na siódmą do roboty.

Nie miałem zamiaru wchodzić do szkoły o tej porze. Ktoś z mojej starej klasy pewnie się tam kręci i chętnie by się ponabijał z takiego przegrywa jak ja. No a znając mnie i moje słabe nerwy narobiłbym sobie kłopotów jeszcze przed pierwszym dzwonkiem.

Usiadłem po turecku na murku przed parkingiem i postanowiłem dokończyć czytanie, miałem w końcu ponad godzinę czasu.

Po jakimś czasie na parking wjechała dziewczyna na czerwonym rowerze. Miała brązowe włosy spięte w wysoki kok, poza tym jakoś specjalnie jej się nie przyglądałem. Gdy mnie mijała, posłała mi spojrzenie, które nie do końca wiem, co mogło oznaczać. Pojechała dalej, już miała zniknąć za murem szkoły, ale w ostatnim momencie odwróciła głowę w moją stronę. To był błąd, straciła równowagę i z hałasem uderzyła w chodnik.

Oderwałem wzrok od książki i patrzyłem przez chwilę na wierzgającą się pod czerwoną kupą osóbkę. Przechyliłem głowę rozmyślając o tym, co mi zrobi jak jej nie pomogę.

Koniec końców poszedłem pomóc dziewczynie, w końcu miałem się nawrócić. Miałem coś powiedzieć, ale zapomniałem co, więc wyszło na to, że bez słowa podałem jej rękę. Brunetka jeszcze przez chwilę się miotała, po czym opierając się na mojej ręce wstała. Otrzepała czarną sukienkę z piachu i jęknęła na widok dziury w falbanie.

- Kornel - wypowiedziała moje imię patrząc się w moją twarz z dziwnym uwielbieniem. - Uratowałeś mi życie, gdyby nie ty, skonałabym przygnieciona przez rower. Oh, jaka ja jestem ci wdzięczna! - rzuciła mi się w ramiona, a ja poczułem się mega nieswojo. Jeszcze dwa miesiące temu wszyscy trzymali się ode mnie jak najdalej mogli, a teraz dziewczyny same do mnie lecą.

- Znamy się? - spytałem wyrywając się z jej ramion.

- Tak, przecież przyjąłeś mnie do znajomych na Facebooku - z trudem powstrzymałem się od śmiechu.

Nie wiedząc co mogę odpowiedzieć, aby się do mnie nie zraziła wypaliłem:

- A, racja, zapomniałem. To ty jesteś...

- Grace Susan Foster, będziemy chodzić razem do klasy - dokończyła.

- Właśnie.

Nastała chwila ciszy, uznałem, że lepiej się wycofam. Wróciłem na murek, na którym zostawiłem swoje rzeczy.

- Świetnie - powiedziałem, gdy zobaczyłem, że na murku leży otwarta książka, ale po plecaku nie ma śladu. Obszedłem murek dookoła z cztery razy, ale nie znalazłem zguby. Zacząłem więc krążyć po całym parkingu.

Przez cały czas moim poszukiwaniom przyglądała się Grace, która patrzyła się na mnie z uśmiechem, jakby nie zaczaiła że ktoś mi prawdopodobnie ukradł plecak. Co jakiś czas odzywała się do mnie, mówiąc coś kompletnie nie na temat, nawet nie proponując pomocy w szukaniu.

Dziewczyna spojrzała na swój telefon i krzyknęła w moją stronę:

- Nel! Jest już siódma pięćdziesiąt sześć! Może pójdziemy lepiej do klasy?

Beztroska w jej głosie mnie wkurzała, mógłbym zrobić jej na złość nie idąc z nią, tylko pójść samemu, gdy odejdzie na bezpieczną odległość, ale pewnie poszłaby sama i zapomniała, że w ogóle przez jakieś pół godziny patrzyła na chłopaka, który szuka plecaka pod autami na parkingu. Do tego pewnie sam bym nie zdążył do szkoły.

Papierowe dziewczętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz