VII

107 17 1
                                    

- Prawie przegrał, jak się teraz wytłumaczysz, Mike?
- Ważne to, że wygrał.
- On miał pobić rekord.
- Coś z nim było nie tak, Jack.
- Dzwoń w takim razie po weta.

Weterynarz oglądał moje nogi. Po co? Przecież na kłębie coś mnie piecze. I piekło też w czasie MSW. Kiedy skończył z kończynami, podniósł mój ogon. MÓJ KOCHANY OGON!!! No, chyba go rypnęło. Sprzedałem gostkowi kopniaka. I jeszcze, jeszcze. Łącznie oberwał tak z 5 razy. Oczywiście nie przestałbym, gdyby nie zostawił moje ogona w świętym spokoju!
- On jest niemozliwy... - szepnął wet. Zarżałem zadowolony. Nagle dotknął mojego kłębu.
- Auu... - wydałam z siebie kwik przepełniony bólem. Zaczęło strasznie piec.
- Ma mocno obtarty kłąb. Treningi tylko na oklep.
- Dziękujemy, panie Vigantius.
- Do widzenia.
Co to jest "na oklep"? Nigdy o czymś takim nie słyszałem.

Galopowałem swobodnie po pastwisku. Tym na Keeneland. Niedaleko pasło się jakiś karus... To był I All Win! On mnie zauważył i podbiegł do mnie:
- Jak śmiełeś wygrać ten wyścig?
- Yyy... No, bo ja po prostu biegłem...
- Jednak zwracałeś uwagę na inne konie... - to co mówił All było kompletna bzdurą. Ja byłem w transie i po prostu biegłem. Za nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zęby Win'a zatopiły się w moim kłębie. Bolało. Bardzo. Stanąłem dęba i uciekłem. Płot się zbliżał. Odliczyłem foule... 1, 2, 3 i hop. Wybiłem się z tylnych nóg. Poszybowałem nad ogrodzeniem. Pogalopowałem w las...

224 słowa. Rozdział krótszy, bo ostatnio był na ponad 400 słów. Do zobka Inie!

WithoutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz