14.

33 3 0
                                    

Dłoń położona na ramieniu Stana była jedyną odpowiedzią, którą byłem w stanie mu dać nie raniąc go przy tym, nie pogarszając sytuacji, czy nie tworzyć fałszywych iluzji. Nie byłem z resztą pewien, jak w ogóle miałem zareagować na to, co mi powiedział, ufając przy tym stuprocentowo. Nie spodziewałem się jego wyznania- o takiej, a nie innej treści. Jego ojca widziałem tak na prawdę tylko przejściowo, gdy naprawiał auto lub wychodził do sklepu, czasem do pracy. Zwykle machał mi ręką na przywitanie, jak skinąłem głową i na tym wszystko się kończyło. Nie zamienialiśmy żadnego słowa, nie prowadziliśmy konwersacji. Mimo to sprawiał wrażenie miłego i dość ciekawego człowieka, który jest otwarty na nowe tematy. Nigdy nie zasugerowałbym, że ktoś taki jak pan Randy będzie miał tego typu problem w życiu. Stan poprosił mnie, byśmy o tym nie rozmawiali i bym nie czuł wobec niego skruchy tłumacząc, że po prostu chciał się komuś zwierzyć z tego, co musi dusić całymi dniami. Bez namysłu zgodziłem się, słysząc z lekkim bólem serca starania Stana wobec tego, by kompletnie zmienić temat. Nie drążyłem więc tego. Zamknąłem w sobie i cieszyłem się, że postanowiliśmy zrobić krok w stronę lepszego światła dla naszej relacji. Czy też, jak powinienem ująć to poprawnie, dla związku.

Nie byliśmy z tym specjalnie popisowi. Stan od czasu do czasu sadzał mnie na kolanach, złapał za rękę, zacisnął otarte przez grę palce na ramieniu dając znak, że jest blisko. Rozmawialiśmy, spędzaliśmy czas, byliśmy blisko. O tyle, o ile większość nie zwróciła na to większej uwagi, tak Tweek i Craig przypatrywali się nam bez ustanku, uśmiechając się pod nosami. Ignorowałem to tak samo, jak ich uwagi co do mnie i Stana, o wścibskich pytaniach nie wspominając. Nie brałem do siebie niczego prócz ciepłych słów, delikatnego dotyku i pewności, że ktoś jest obok mnie. Po mijających dniach spodziewałem się ciągłego słońca. Nie oczekiwałem nadciągającej burzy.

Gdy w pewien dzień wróciłem do domu, ojciec stał przy schodach, oparty o ścianę. Jego stopa stukała nerwowo w podłogę, a twarz wyrażała zamyślenie przemieszane z gniewem. Zamknąłem drzwi za sobą bez żadnych słów, a ten jak sokół ofiarę zmierzył mnie wzrokiem. Poczułem ucisk żołądka, zwiększający się raz po raz, gdy szedł do mnie wolnym krokiem bez ani jednej emocji wymalowanej na twarzy.

- Zauważyłem- zaczął bez żadnego, konkretniejszego wstępu- że zacząłeś świetnie bawić się z tym chłopakiem. Nie mylę się?

- To nie twoja sprawa- burknąłem, starając się przy tym bez ustanku patrząc mu w oczy. Miałem dość uczucia strachu, które nie chciało ze mnie ustąpić.

Ojciec prychnął i przysunął się bliżej.

- Żartujesz sobie? To jest moja sprawa. I bardzo mi się ona nie podoba.

Wstrzymałem oddech, starając się nie wybuchnąć emocjami, które ostatnio kumulowały się w moim ciele, podsycane przez członka mojej własnej rodziny.

- Przez tyle już przeszliśmy, a ty dalej nie potrafisz się niczego nauczyć. - Pochyliłem głowę słysząc, jak jego ton stawał się coraz ostrzejszy. - Gdybyś był normalni tak jak inni, to pewnie uniknęlibyśmy tego wszystkiego. Ale nie, ty musisz być uparty.

- Przestań- usłyszeliśmy nagle obaj za plecami ojca.

Mama wyszła z kuchni. Jej oczy emanowały zaskakującą jak na nią pewnością siebie, determinacją tłumioną za pomocą zaciśniętych pięści.

- Skończ z traktowaniem naszego dziecka w ten sposób. Nie zrobił nic złego. Wręcz przeciwnie, to ty jesteś wszystkiemu winny.

- Helen, o czym ty znowu mówisz? - zapytał wyraźnie zdezorientowany. Zupełnie jak ja.

- O tym, że mam dość twojego zachowania! - krzyknęła tak mocno, że echo rozniosło się po całym domu- to nasze dziecko, Richard! Jedyne, jakie mamy! I nie zamierzam więcej patrzeć, jak się nad nim pastwisz! Robisz, co chcesz i nie zważasz na innych!

Ojciec cofnął się o krok, jego twarz jednak pozostawała nieugięta w przeciwieństwie do postawy.

- Oszalałaś. Czy ty nie masz pojęcia, jak będziemy wyglądali, gdy inni dowiedzą się, że mamy kogoś takiego? Chcę dla niego jak najlepiej, Helen. Ludzie zrobią mu krzywdę, gdy tylko zapoznają się z tym faktem.

- Tato- powiedziałem nagle drżącym głosem zwracając uwagę ich obojga- mama ma rację. To ty jesteś tym złym. Nawet, jeśli nie chcesz tego przyznać. Nikt z nas nie jest idealny. Ale musisz zrozumieć, że nie ważne, co byś zrobił, nie zmienisz tego, kim jestem. A to, o czym mówisz... - westchnąłem krótko- trudno powiedzieć mi coś innego, niż to, że ja nie potrzebuję społecznego obrońcy. Chcę ojca, który mnie wesprze. To wszystko.

Wzrok ojca zmiękczył się przez napór słów moich i matki. Popatrzył na nas oboje, po czym zaczesał włosy szybkim ruchem i ruszył w stronę salonu bez ani jednego słowa więcej. Mama popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się delikatnie, idąc następnie za nim. Sam udałem się do mojego pokoju starając się zrozumieć, jakim cudem miała miejsce taka sytuacja. I wiedziałem, że po niej czeka nas coś więcej.

Na następny dzień mój ojciec unikał mnie i matki przez cały czas. Czasem spoglądał na nas dziwnie tęsknym, zagubionym wzrokiem, szybko jednak odwracał twarz w innym kierunku i udawał, że nic nie miało miejsca. Wiedziałem, że musi sobie przemyśleć wiele spraw. Nie poruszył tematu mnie i Stana do czasu, aż w nocy po całym mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Bez namysły zszedłem na dół słysząc odgłosy telewizora dobiegające z innego pomieszczenia. Przekręciłem klamkę szybkim ruchem, a moje uszy wyłapywały dźwięki silnych kropel deszczu uderzających o chodnik. Ujrzałem Stana. Zaniemówiłem, jedynie przyglądając się mu, przemoczonemu do suchej nitki. Ciemne oczy spoglądały na mnie, spuchnięte i zaczerwienione- zupełnie jak miejsce pod jedną z jego powiek. Pociągał niepewnie nosem, czekając na jakąś reakcję z mojej strony. Wpuściłem go do środka i czekałem na słowa wyjaśnienia.

Stan zdjął buty, stojąc jednak w przemoczonych ubraniach, z których kapała woda. Zrobiłem kilka kroków w przód, on jednak naparł na mnie, lekko odsuwając. Staliśmy w ciszy, dopóki nie wziął głębokiego wdechu, dzięki któremu mógł wywalić wszystko za pomocą jednego zdania.

- Mój tata... wywalił mnie z domu. Upił się i... coś mu kompletnie odbiło.

Zakryłem usta dłońmi wyobrażając sobie, jaki horror musiał przeżyć. Chciałem zapytać o coś więcej, dowiedzieć się, czy aby na pewno nie zrobił mu jakiejś większej krzywdy, czy jego mama aby na pewno może zostać sama, być może trzeba było zadzwonić po policję. On po prostu przysunął mnie i przyparł do wilgotnej kurtki, obejmując rękoma. Poczułem zimno przenoszące się na moje ciało i dreszcze idące wzdłuż kręgosłupa. Potem nagły, niespodziewany głos ojca, który przyprawił mnie o mocniejsze bicie serca.

- Możesz tu zostać na noc, jeżeli chcesz- powiedział tak spokojnie, że zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno jest zdrowy.

Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem, podobnie z resztą jak Stan. Mój tata jednak zignorował to i pokazał palcem w stronę mojego pokoju. Nie byłem w stanie protestować. Po prostu pierwszy raz czułem, że na prawdę mam ojca przy sobie. Po chwili zjawiła się także i mama, z szokiem patrząc na Stana i jego rzeczy. Mężczyzna jednak zadziwił nas jeszcze bardziej, bez słowa ubierając buty oraz kurtkę, po czym odwracając się w stronę mojej mamy.

- Pójdę do Shelly. Nie podoba mi się to, co powiedział Stan. Wy lepiej zostańcie tutaj. I nie martwcie się, nie długo wrócę.

Zaraz potem wyszedł. Pragnąłem z nim porozmawiać, mama jednak zatrzymała mnie chwytem i zasugerowała, bym zajął się kimś innym. Przytaknąłem. Zaraz po tym, jak Stan zdjął swoje ubrania i założył na siebie te, które mu pożyczyłem, poszliśmy do mojej sypialni, w której stał rozłożony przez mamę materac oraz twa talerze uszykowanych kanapek. Stan zaczął jeść, dając mi pewnymi gestami do zrozumienia, że nie ma ochoty o niczym rozmawiać. Przez cały ten czas jednak trzymał kurczowo moją dłoń. Także wtedy, gdy położyliśmy się obok siebie. Nie byłem w stanie zostawiać go w żaden sposób, a on nie zamierzał mnie puścić ani na moment. I w tę jedną, jedyną noc nabrałem chęci, by pojedyncza chwila trwała wiecznie.

Home Sweet HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz