15.

62 3 4
                                    

Obudziłem się pierwszy, przez większość czasu od momentu otwarcia oczu wpatrując się w sufit. Stan leżał obok sztywno, od czasu do czasu zaciskając palce na moich, jak gdyby mechanicznie już sprawdzając, czy aby na pewno ciągle jestem tuż obok niego. Podniosłem się po woli, walcząc z bólem kręgosłupa, po czym przeciągnąłem się i mocno ziewnąłem. Nie miałem ochoty zerkać na zegarek, wiedziałem jednak, że jest już wczesne popołudnie. Wszystkie wspomnienia z zeszłego dnia uderzyły moją głowę jak na wznak. Nigdy bym nie sądził, że mój ociec jest w stanie zrobić coś takiego. Zrobił przy tym minę pokonanego wojownika, dumnego jednak z nowego początku, który do czeka. Marzyłem, by nie była to tylko ślepa ułuda.

Zaraz po mnie obudził się Stan. Przetarł oczy dłońmi, po czym spojrzał dookoła zdezorientowany, uśmiechając się na widok mojej twarzy z widoczną, fioletową plamą pod jego prawym okiem. Zszedłem do jego materaca siedząc dzięki temu naprzeciw jego ciała i miałem już sprawdzić ranę, gdy ten nagle przytulił mnie mocno do siebie, przy okazji łaskocząc gorącym powietrzem w kark. Westchnąłem i odwzajemniłem gest, czując pod dłońmi przyjemny w dotyku materiał bawełnianej koszulki.

- Dziękuję... za wszystko- powiedział Stan nagle, wytrącając mnie na moment z równowagi- gdyby nie ty, nie mam pojęcia, co by się właściwie ze mną stało.

- A co właściwie miało miejsce przedtem jeżeli mogę zapytać? - odpowiedziałem mu. Zacisnął palce mocniej- musisz zrozumieć, że się o ciebie martwię.

Stan westchnął i odsuwając się od mojego ciała opowiedział całą historię. Próbował w końcu zebrać się na odwagę i powiedzieć ojcu wszystko. O swoim życiu, o nas. Zastał go pijanego, leżącego wśród pustych, szklanych butelek. Matki nigdzie nie widział. Nim się obejrzał, usłyszał krzyki i wyzwiska, potem poczuł cios na twarzy. Reszta była mi znana. To przypomniało mi dziwną decyzję ojca. Bez namysłu poderwałem się do góry i zacząłem szukać swoich rodziców. Stan ruszył za mną. Mój tata siedział w kuchni, pisząc coś na niewielkiej kartce przed którą stał jego laptop roboczy. Słysząc moje kroki obrócił się w moją stronę, skupiając uwagę na nieprzyjemnym wyrazie twarzy, który go zasmucił. Gdy ujrzał także i Stana, wnioski nasunęły się dla niego same. Wstał zdejmując krągłe okulary, po czym podszedł do nas mówiąc chłopakowi, że jego mama ma się dobrze, a tata spał, gdy odwiedził ich dom.

Czarnowłosy przytaknął, wiedziałem jednak, że te słowa mu nie wystarczają. A ja sam nie mogłem znieść tego, jak źle znosił całą sytuację. Powiedziałem mu, że musimy się szybko ubrać, co nieco odwróciło jego uwagę od całego bałaganu mającego miejsce w jego życiu. Wbiegliśmy na górę i uszykowaliśmy się, schodząc potem na dół. Podałem mu jego kurtkę i buty, samemu ubierając swoje, po czym pociągnąłem go za nadgarstek na zewnątrz, żegnając się z rodzicami. Odsunąłem wszystkie swoje zmartwienia na bok. Liczył się dla mnie tylko on.

- Gdzie idziemy? - zapytał po jakimś czasie, dając się ciągnąć na przód.

- Do twojego domu- odpowiedziałem mu, nie patrząc nawet na jego twarz. Poczułem jednak przez skórę, że puls zaczyna mu przyspieszać- trzeba to wszystko załatwić.

Odwróciłem się do niego potem na pięcie szybkim ruchem i objąłem jego twarz, wpatrując się w czarne oczy.

- Jestem przy tobie, Stan. Zawsze i wszędzie.

Jego oddech uspokoił się, a napięcie zmalało. Dał się więc prowadzić dalej, aż doszliśmy do końca ulicy. Stan niepewnie podszedł do głównych drzwi, a następnie otworzył je, dając mi znak, że mogę wejść razem z nim. Zamknął je potem cicho i od razu poszedł ze mną wzdłuż korytarza. Rozejrzałem się po czerwonych ścianach przyozdobionych obrazami, uśmiechałem się na widok Stana jako dziecka. Nagły odgłos wciągnięcia powietrza wyrwał mnie z krótkiego zamyślenia. Jego tata siedział na kanapie, z głową wspartą na rękach. Szeptał coś do siebie, obok siedziała jego żona klepiąca go w plecy i głaszcząca raz po raz ramię ubrane w zieloną koszulę. Stan zrobił kilka kroków, na tyle głośnych dzięki ciężkim butom, że jego ojciec od razu to usłyszał. Podniósł głowę, mama Stana wstrzymała oddech. Pan Randy ruszył w jego stronę i przyparł do siebie, oglądając przy okazji jego twarz.

- Boże... przepraszam cię- mówił, błądząc wzrokiem po jego twarzy, wyraźnie sprawdzając- ja... nie mam pojęcia, co się stało. Wybacz mi proszę.

- A mam inny wybór? - zapytał Stan, uśmiechając się z kroplami lśniącymi w kącikach oczu.

Siedziałem w ciszy nie chcąc przeszkadzać, podczas gdy rodzina Stana namówiła jego ojca na prośbę o profesjonalną pomoc. Wiele razy proponowałem im, że wyjdę, poczekam na zewnątrz, Stan jednak cały czas nalegał, że powinienem być z nimi razem. Starałem się odmówić, on jednak był na tyle uparty, że siedziałem dalej na swoim miejscu, będąc świadkiem tego, jak Randy składa im obietnicę, płacząc przy tym niczym małe dziecko. Cóż mogłem poradzić, niż tylko być tam, razem z nim.

I tak wszak planowałem spędzić ze Stanem resztę mojego życia.

Home Sweet HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz