Rozdział 2

2.4K 104 33
                                        

Dzień minął mi dość szybko. Sprawdziłam jak mają się sprawy na wschodnich granicach. Jak zawsze było wszystko dobrze. Wróciłam do pałacu, coś zjadłam i poszłam poćwiczyć. Ćwiczyłam około dwóch godzin gdy usłyszałam jak ktoś mnie woła.

-Pani, Lady Galadierla prosi Cię abyś udała się...-nie zdążył dokończyć bo usłyszał:

-Broń się!- wyciągnął broń i zaczęliśmy walczyć mięczami. Padał cios za ciosem. W końcu udało mi się wytrącić mu broń z ręki. Powaliłam go na ziemię. Przełożyłam swój miecz do jego szyji.

-Wygrałam.-powiedziałam podając mu rękę.

-Jak zawsze, Pani.

-Żadna "Pani". Lindirze, ile razy ci mówiłam żebyś mówił do mnie po imieniu? No proszę jak mam na imię?

-Luna.

-No, i tak masz do mnie mówić.
To...o co prosi mnie mama?

-A, tak. Prosi abyś się poszła przygotować do powitania gości.

-Zapomniałam!  Muszę ubrać strój do ćwiczeń z symbolem Lorien.-powiedziałam sama do siebie odchodząc- Hannon le! - krzyknęłam biegnąc w kierunku pałacu.

Gdy byłam ubrana w specjalny strój który składał się z czarnego kostiumu ze złotymi wyszywaniami, wzięłam mój czarno- złoty łuk, kołczan że złotymi strzałami. Bardzo lubiłam te kolory. Jeszcze dwa czarno-złote sztylety które włożyłam do czarnych, długich kozaków. I długi miecz w tych samych kolorach. Wyszłam z komnaty i skierowałam się na dziedziniec.

Jak się okazało wszyscy już byli i czekali na gości. W tym samym momęcie na horyzącie pojawili się oczekiwani goście.

Z dużego, pięknego łosia zsiadł zapewne król Thranduil. Najpierw przywitał się z moim tatą, a potem podszedł do mojej mamy.

-Jak zawsze piękna.- powiedział na co moja mama się zaśmiała.

-Przesadzasz drogi przyjacielu.

-Skromna jak zawsze.-powiedział z uśmiechem po czym spojrzał na mnie.-A kogo my tu mamy?

-Królu-powiedziałam klękając na jedno kolano z ręką na sercu. Tak było w zwyczaju elfów.

- To moja córka, Luna. Dziś będzie mieć wartę w czasie kolacji. Jest dowódcą straży.

-Wstań moje dziecko. Miło mi Cię poznać Luno.

-Mi również królu.

Gdy tak rozmawialiśmy z Thranduilem nie zauważyłam, że cały ten książę Legolas zdążył się przywitać z moimi rodzicami.

-Witaj. Jestem Legolas. Miło mi Cię poznać.

-Mi również. Jestem Luna.

-Na pewno jesteście głodni. Chodźcie zaraz podadzą kolację.-powiedział Celeborn. Wszyscy ruszyli w danym kierunku. Ja że mam pełnić wartę szłam ostatnia.

Kolacja minęła dość szybko. Przez cały czas czułam na sobie wzrok książulka. Może i jest przystojny, ale bez przesady. Wróciłam do swojej komnaty i odłożyłam broń na półkę. Kompletnie nie miałam siły. Ukąpałam się, ubrałam koszule nocną i cięki szlafrok. Wyszłam na balkon. Była piękna, gwiaździsta a przede wszystkim ciepła noc. Uwielbiałam patrzeć w gwiazdy.

Siedziałam już od godziny na balkonie gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Weszłam do komnaty i je otworzyłam.

-Witaj. Co Cię do mnie sprowadza?- zapytałam trochę ździwiona.

-Przepraszam. Mam nadzieję że Cię nie obudziłem.-powiedział lekko zmieszany.

-Nie skąd. Wejdź.

-Ja tylko się chciałem zapytać gdzie jest jakieś miejsce żebym mógł jutro poćwiczyć?

-Wiesz...jest sala treningowa, ale ja osobiście w niej nie ćwiczę. Mam takie swoje miejsce.-powiedziałm i się zamyśliłam. Po chwili na moją twarz wstąpił uśmiech.- Jutro przed śniadaniem o czwartej przed bramą. Tylko weź broń.-powiedziałam a on się uśmiechnął. Gdy się pożegnaliśmy, postanowiłam pójść spać.

Byłam dość zmęczona i od razu  zasnęłam.

-----------------------------------------------------------
Cześć wszystkim!
Oto kolejny rozdział mam nadzieję że się spodobał. Za tydzień następny. I nie chce zdradzać ale za kilka rozdziałów będzie się działo!
Do następnego!💗💖💞

Legolas & LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz