10

40 0 0
                                    

Z Dominikiem gadaliśmy jeszcze przez chwilę. Potem przypominało mi się że dzisiaj miałam odwiedzić rodziców  nie chciałam znowu przekładać odwiedziń...choć byłam zmęczona postanowiłam spytać Dominika. Byłam oparta na jego ramieniu oglądalismy jakąś kiepską komedie którą wybrał oczywiście on.
-Ejj, pamiętasz mieliśmy jechać do szpitala...Spytałam zmęczonym głosem.
-No tak, a chce ci się...po za tym piliśmy piwo.
Spytał szeptem, nie wiem czemu.
-Nie za bardzo ale obiecywałam sobie. I przecież wypiliśmy po jednym, popołudniu więc sam wiesz po za tym bardzo mi zależy...zrozum.
Z Dominikiem jeszcze chwilę się sprzeczalismy. Rozumiałam że jest zmęczony ale ciągle przekonywałam go że to dla mnie ważne...kiedy włosy zdążyły mi już wyschnąć poszliśmy po jego samochód potem pojechalismy jego autem.
Droga zajęła nam ok.godzine spałam wtenczas. Kiedy
byliśmy na miejscu weszlismy do środka w recepcji pani z rudymi lokami powitała nas z uśmiechem bez problemu dostaliśmy się do sali w której leżeli rodzice.
Myślałam że zemdleje, moja mama jakoś się trzymała ale mój tata...był podłączony do kroplówki wszędzie
miał bandaże ślady siniaków i krwi, to wyglądało stasznie...Dominik stał jak słup a ja podeszłam do rodziców którzy leżeli na szpitalnych łożkach obook siebie.
-Mamo...Powiedziałam z
łzami smutku w oczach.
-Cześć skarbie. Powiedziała chwytając mnie za ręke.
-Jak się czujesz? Powiedziałam a łzy wypłynęły mi z oczów...nie wiem czy to były łzy szczęścia z powodu że żyje czy smutku.
-Dobrze jutro powinni wypisać mnie ze szpitala...gorzej z tatą...a u ciebie?
Powiedziała spoglądając na Dominika
-A tak zapomniałam ci przedstawić to Dominik mój chło...PRZYJACIEL!
powiedziałam i ocknęłam się, po co mama ma wiedzieć że mam chłopaka.
Znając życie będzie się wtrącać...
-Rozumiem to twój chłopak, spokojnie nie będę się wtrącać..powiedziała chihotając a Dominik się zarumienił.
-No tak...a co z tatą kiedy wyjdzie?
-Nie wiem ale nie prędko...lekarze walczą o jego życie...w ostatnim słowie głos się jej załamał i powoli zaczęła wypuszczać pojedyncze łzy smutku.
-On nie może umrzeć mamo. Powiedziałam i zaczęłam wylewać łzy razem z moją mamą.
-Nie umrze...będzie walczyć.
                      ************
Wróciliśmy ze szpitala pół godziny później...Dominik został na noc i mnie pocieszał. Rano nie poszliśmy do szkoły był piątek więc i tak mieliśmy mało lekcji. Pojechaliśmy do szpitala z samego rana..zjedliśmy po kromce.
I ruszyliśmy w drogę. Byliśmy już na miejscu weszliśmy do sali. Mama wyglądała bardzo dobrze siniaki się zagoiły. Torby były już przygotowane
-Hej mamuś. Powiedziałam z małym uśmiechem.
-Hej wam, to co jedziemy. Powiedziała szeroko się uśmiechając.
-Tak chodź. Powiedziałam a mama pożegnała się z nieprzytomnym tatą.
Poszliśmy do recepcji, kiedy wszystko było już załatwione. Wyszliśmy z recepcji. Weszliśmy do auta Dominika
mama była zaskoczona ciągle patrzyła na mnie tym swoim spojrzeniem mówiącym wszystko...
chyba Dominik przypadł jej do gustu
...

Zakochana w belfrze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz